„Ludzie, odchodząc, zabierają ze sobą wszystkie wspomnienia. Gdy masz kogoś, to się nie chce pytać. Gdy zostajesz sam, to masz milion pytań”, napisała we wstępie do albumu „Smuszewo – ocalić od zapomnienia” Kinga Biniewska, autorka publikacji, inicjatorka projektu i rodowita smuszewianka. Pod lapidarnym, ale treściwym wstępem – przedruk przedwojennej pocztówki w sepii. Na niej – smuszewski pałac i trzy budynki. W środku – setki zdjęć i historie rodzin, które mieszkają tam od dziesięcio-, a nawet stuleci. Dawniej szlacheckie rodziny spisywały kroniki zwane silva rerum, czyli lasem rzeczy. Dziś swoje silva rerum ma Smuszewo.
– Co mi odbiło, żeby zacząć to robić? Nie mam pojęcia. Ale niczego bym nie cofnęła. Uwielbiam was i wasze historie, wspomnienia. Każdy z was ma swój udział w tym albumie i dał swoją malutką kroplę do tej rzeki pamięci. Album jest napisany sercem i chaosem – na pewno się go tam czuje. Już taka jestem – powiedziała do zebranych Kinga Biniewska.
Pożytki z braku prądu
Chciała zrobić coś dobrego dla wsi. I wykorzystała do tego swoją największą pasję, krzewioną w niej od dzieciństwa przez najbliższych.
Wie pani, na wsi czasem wyłączali prąd. Mama szła wtedy do siebie, brat do siebie, a tata siadał ze mną przy świeczce i snuł opowieści o rodzinie. Taty zabrakło, sześć lat temu zmarł na raka. Poczułam, że usłyszałam za mało. Albo za mało dopytywałam. Ale wiadomo, człowiek był młody, nie myślał o tym, żeby zapisywać. Trzeba pytać – przekonuje.
Zaczęło się od jednego zdjęcia. Kinga trafiła do pani Beni. Mówi, że u niej znalazła największy skarb. Kiedyś zajechała do niej, ale gospodyni zasłoniła się pracą i wręczyła jej jeden z albumów ze zdjęciami. Akurat ten najstarszy. Kinga zaniemówiła. Na dwustu trzydziestu starych zdjęciach zobaczyła historię rodziny i wsi z ostatnich 100 lat. Pomyślała, że może stare zdjęcia mają też inni. I muszą mieć w głowach jakieś opowieści. Pan Bernard opowiedział kiedyś Kindze o czasach młodości. Wspomniał, że Smuszewo zawsze było wyjątkowe. Kiedy w innych wsiach skakano sobie czasem do oczu, w Smuszewie zawsze sąsiad sąsiadowi pomógł. W innym domu Kinga usłyszała, że jeden z mieszkańców z przyłożonym do skroni przez rosyjskich żołnierzy pistoletem bronił prawa do samostanowienia swojej sąsiadki, która nie zdążyła oddać zboża w ramach kontyngentu. A najbardziej wzruszyło Kingę, kiedy jedna ze smuszewianek, pani Grażyna, opowiedziała o wysiedlonym do innej wsi ojcu swojej teściowej. Ojciec na wysiedleniu zachorował i zmarł. A ostatnim jego spacerem koło domu był ten w trumnie, na cmentarz w Srebrnej Górze.
– Pomyślałam, że trzeba by utrwalić te historie. Że spiszę je, zbiorę zdjęcia. Bałam się, że nie uciągnę tego, nie ogarnę. Wiem, że tam jest sporo błędów, jakaś ortografia, jakaś interpunkcja – album nie miał korekty. Wydałam na 69 egzemplarzy ponad 8 tysięcy złotych z własnej kieszeni, wszystkie już są właściwie sprzedane, choć cena jednego to 140 złotych. Ale trzeba będzie dodrukowywać. Ta historia to moja pasja. To było moje marzenie. Nie wydałaby pani na taką pasję? – pyta retorycznie Kinga.
25 stycznia w smuszewskiej świetlicy na podsumowaniu projektu i prezentacji albumu pojawiło się kilkadziesiąt osób – nie tylko mieszkańcy Smuszewa i okolic. Trzysta kilometrów pokonało małżeństwo ze Śląska, które dawno temu wyjechało ze wsi za pracą. I może byłoby to spotkanie jak wiele innych, gdyby nie fakt, że Kinga Biniewska postanowiła dać mu oprawę prawdziwie profesjonalną i zaprosiła na nie dwóch historyków.
Naukowa świetlica
Najpierw dr Jakub Linetty, pracownik Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy, zarządzający też profilem „Srebrna Góra na Pałukach – historia i zabytki”, wygłosił referat o zapomnianym kulcie św. Benona i św. Anny w parafii Srebrna Góra, do której należy Smuszewo. Ale nie sądźcie, że skazał laików na suchy naukowy wykład. Czy można sobie bowiem wyobrazić lepszą kombinację niż naukowiec pochodzący z terenu, o którym mówi? Jakub Linetty mieszka w pobliskim Wapnie, dlatego opowieść o św. Benonie i parafialnym kościele nie nużyła, ale z łatwością wywoływała w słuchaczach żywe obrazy. A ci z zaskoczewielkopolskie niem odkrywali, że historia nie musi być nudna. Że czasem bywa wręcz zabawna.
– Czy wiecie, że w XVII wieku ksiądz Andrzej Ganowski, proboszcz parafii św. Mikołaja w Srebrnej Górze, wniósł protest w sprawie testamentu po proboszczu z Dziewierzewa? Wiecie, co powiedział? Skarżył się wówczas do sądu w Kcyni, że egzekutor testamentu, Trzebiński, podczas negocjacji go pobił. Zanotowano na przykład, że jeden z napastników powiedział: „Xięże, kiedybyś mię miał tak kląć jako brata mego, Pana Trzebińskiego, tedy bym ci w łeb strzelił” – zaznajamiał słuchaczy ze staropolską mową i obyczajami dr Jakub Linetty.
Było i o „dawaniu w gębę”, i o „obrywaniu brody”. Niezwykła przyjemność – móc słuchać o życiu ludzi, którzy setki lat temu chodzili tymi samymi co my ścieżkami. A o ile większa, kiedy naukowiec opowiadający o zaginionej figurze św. Benona nagle dowiaduje się od słuchaczy, że od lat orzą „na świętym Benonie”, czyli przy tajemniczym kamieniu.
Student za 8 groszy
Nie mniej zabawnie było, kiedy dr Michał Skoczyński ruszył z prezentacją o historii Smuszewa w czasach staropolskich.
– Dokumenty, w których można znaleźć informacje o życiu zwykłych ludzi, zaczęły się pojawiać masowo dopiero w XIX wieku. Parę kliknięć wystarczy, żebyście znaleźli rejestr mieszkańców Smuszewa z lat 30. ubiegłego wieku. Im dalej w czasie, tym mniej wzmianek. Ale okazuje się, że są też perełki. Pierwsze wspomnienie w dokumentach o Smuszewie to rok 1380! Wiemy, że arcybiskup gnieźnieński oddał w tym roku proboszczowi z Kościelca dochód z dziesięciny z waszej wsi. Niewiele później pojawia się wzmianka o Zbylucie ze Smuszewa. W 1404 roku poświadczył ważność pewnego dokumentu. Ale chyba najciekawsze jest to – dr Michał Skoczyński pokazał slajd ze skanem z księgi rejestrującej studentów przyjętych na Uniwersytet Jagielloński w XVI wieku – widać tu niejakiego Petrusa, czyli Piotra, Smoszewskiego, syna Adama. Wiemy nie tylko, że został studentem, ale i że zapłacił od razu w całości czesne w wysokości 8 groszy. Można było za to kupić może ze dwie kury – opowiadał przejętym smuszewianom dr Michał Skoczyński i uświadamiał, że po kamieniach, po których dziś chodzą, najpewniej stąpały 500–600 lat temu postacie z dokumentów.
Kiedy o tak odległych faktach opowiadają naukowcy, nie jest to zaskoczeniem. Ale kiedy o wydarzeniach z XVII wieku mówi jeden z mieszkańców, umiejscawiając w tamtym czasie losy członków swojej rodziny, można wpaść w osłupienie. Taką historią może poszczycić się Jan Szelmeczka, smuszewski rolnik. Jego rodzina w Smuszewie pojawiła się w 1880 roku, ale on zna jej historię od momentu przybycia do Polski ze Słowacji w 1697 roku. Jej historię możecie poznać, zaglądając do albumu. Jest w nim kilkadziesiąt innych historii, czasem bardzo osobistych. Ze zdjęć patrzą gospodarze, rolniczki, uczniowie, nierzadko – żołnierze służący w różnych armiach. Najstarsze zdjęcie pochodzi z lat 20. XX wieku i przedstawia jedną z mieszkanek przy jej pasiece.
Smuszewski projekt zadziwia rozmachem. I dowodzi, że wielkie rzeczy można zacząć od naprawdę małych. Nam, redaktorom, marzy się, żeby taką kronikę miała każda wieś albo gmina. I mamy nadzieję, że Smuszewo stanie się dla wielu z was dobrym wzorem. Pytajcie waszych seniorów, zapisujcie albo nagrywajcie nawet pojedyncze zdania. Czasem historię tworzy jedno powiedzonko. A potem widać jak na dłoni, że ta historia tworzy nas. I że z nią łatwiej nam zrozumieć samych siebie.