Karol Łakomy z Nowego Dworu w powiecie kościańskim przedstawił wyniki produkcyjne po pierwszym roku od zasiedlenia nowej chlewni. Pierwsze loszki trafiły do niej w styczniu ubiegłego roku. Rolnik uprawia na paszę dla zwierząt 40 ha kukurydzy, 60 ha zboża, 10 ha lucerny, a 20 ha stanowią łąki, gdyż w gospodarstwie utrzymywane jest także bydło.
– Chcemy prowadzić obie gałęzie produkcji na wysokim poziomie, więc inwestujemy w hodowlę bydła, którą zwiększyliśmy do 120 krów mlecznych. Średnia wydajność mleka w laktacji to 9216 kg. Oddaliśmy też do użytku nowoczesną chlewnię na 300 loch i zrezygnowaliśmy z tuczu na rzecz produkcji prosiąt – opowiadał Karol Łakomy.
Budynek ma wymiary 90 × 26 m. Ściany wykonane są z silikatów ocieplonych styropianem. Do ogrzewania budynku wykorzystuje się pompę ciepła oraz znajdujący się w kotłowni standardowy piec do centralnego ogrzewania na pellet drzewny.
– Taki piec sprawdziłby się do budynku mieszkalnego, natomiast ciężko jest nim ogrzać tak dużą chlewnię. Na szczęście nie mamy aż tak mroźnej zimy, ale gdybym podejmował jeszcze raz decyzję, musiałby to być piec wydajniejszy – twierdził gospodarz.
Pod korytarzem przepędowym umiejscowiono korytarz wentylacyjny, dzięki któremu dostarczane jest powietrze do porodówek i odchowalni. Tutaj także rolnik ma pewne zastrzeżenia, gdyż, jak się okazuje, powoduje to, iż jest bardzo duża różnica temperatur pomiędzy porodówką a korytarzem, co jest uciążliwe przy obsłudze zwierząt. Dziś uważa, że chyba lepszy byłby sufit perforowany jako sposób wentylacji pomieszczeń dla loch i prosiąt.
Jak uzyskać dobre wyniki
Szczególnie dobrze, zdaniem rolnika, sprawdza się natomiast system automatycznego rozkarmiania loch po porodzie według krzywej żywieniowej o nazwie Easy Slider.
– Maciory po porodzie muszą z każdym dniem zjadać coraz więcej paszy. W normalnym systemie dozownikowym rolnik sam musi stopniowo regulować zadawanie paszy i zwiększać dawkę żywieniową, co zajmuje sporo czasu. W tym systemie nie trzeba ręcznie uruchamiać opuszczenia paszy z dozowników dla poszczególnych sztuk. Wykonuje to za nas komputer. Lepszy okazuje się granulat, gdyż pasza sypka może jednak zawieszać się w dozownikach – wyjaśniał Karol Łakomy.
Redukuje się w ten sposób wejścia do porodówki, które wywołują niepotrzebny niepokój loch, co grozi przygnieceniami prosiąt lub problemami przy porodzie. Poza tym komputer precyzyjniej dopasowuje dawkę do wieku lochy, kolejnego wyproszenia czy wielkości miotu. W sektorze krycia znajduje się 88 boksów indywidualnych. Lochy prośne mają kojce indywidualne w liczbie 144, do których mogą swobodnie wchodzić i z nich wychodzić. W dwóch porodówkach jest po 36 kojców. Jest jeszcze jedna rezerwowa komora porodowa na 6 stanowisk.
Mieszanki mineralno-witaminowe do produkcji pasz dla loch i prosiąt dostarcza firma Blattin. Gotową mieszankę pełnoporcjową otrzymują lochy karmiące i prosięta po odsadzeniu do 12 kg masy ciała. Również prosięta przy lochach dostają preparat mleczny, który bardzo chętnie jedzą i przy odsadzeniu w 21. dniu życia mają dzięki temu średnią masę ciała 7,9 kg i niską śmiertelność na porodówce.
– Uzyskaliśmy 13,2 prosięcia odsadzonego w miocie od lochy przy średniej liczbie urodzeń 14,5 sztuki, w tym żywo urodzonych 14,1 sztuki. Upadki na porodówce były na poziomie 6,3%. Trzeba pamiętać, że uzyskane wyniki dotyczą loszek, więc zawsze są trochę słabsze. Pierwiastki produkują siarę o gorszych parametrach w porównaniu z wieloródkami – wyjaśniał rolnik.
Bardzo dobre wyniki uzyskano na odchowalni. W pierwszym tygodniu po odsadzeniu przyrosty dzienne wyniosły 310 g, a między 7. a 14. dniem prawie 500 g. Gospodarz uważa, że tak dobre wyniki to zasługa smacznej, dobrze zbilansowanej paszy. W tym stresującym dla prosiąt okresie, kiedy najczęściej prawie wcale nie jedzą, w tym przypadku osiągnęły wysokie przyrosty, a upadki w całym okresie odchowu wyniosły zaledwie 0,3%. Nie bez znaczenia są także bardzo dobre warunki środowiskowe na odchowalni. Średnia masa ciała sprzedaży w 58. dniu od urodzenia wyniosła 27,5 kg, a w 65. dniu – 32,6 kg.
Koszt kilograma przyrostu
– W genetyce duńskiej rodzi się tak dużo prosiąt w miocie, że obecnie prace ukierunkowane są na zwiększenie ich przeżywalności. Osiemnaście urodzonych sztuk jest już tam standardem, ale istotniejsze jest to, ile ich odsadzimy. Prosięta z bardzo licznych miotów są mniejsze i o mniejszej witalności, a ponadto pobierają średnio mniej siary – twierdził dr Mirosław Wantuła, kierownik działu żywienia trzody chlewnej w Blattin Polska.
Dlaczego nie uzyskujemy optymalnych wyników produkcyjno-ekonomicznych w produkcji świń? Do wysokiej jakości genetyki należy szczególnie dostosować optymalne żywienie, aby w pełni wykorzystać potencjał wysokoprodukcyjnych zwierząt. Jak przekonywał prelegent, nie cena bowiem paszy czy mieszanki mineralno-witaminowej decyduje o wynikach i opłacalności, a długość tuczu oraz wykorzystanie paszy na kilogram przyrostu.
– A jeszcze istotniejszy w ekonomice tuczu jest koszt paszy na kilogram przyrostu. To oczywiste, że tańsza pasza będzie uboższa w składniki pokarmowe i nie zapewni wykorzystania potencjału zwierząt i opłacalności chowu świń. Pasza ekonomiczna nie zawsze oznacza paszę dobrze zbilansowaną. Wystarczy, że nie dostarczymy na właściwym poziomie jednego z 11 aminokwasów egzogennych, pomimo właściwej zawartości pozostałych, a nie uzyskamy wystarczająco dobrych wyników produkcyjnych – tłumaczył dr Mirosław Wantuła.
Tryptofan, na przykład, zwiększa pobranie paszy i syntezę serotoniny, której niedobór może powodować ograniczenie apetytu i spowolnienie motoryki jelit. Leucyna jest także bardzo ważnym aminokwasem, jeżeli jednak będzie jej za dużo, obniży syntezę serotoniny i pobranie paszy, a tym samym przyrosty. Ważne jest więc idealne dopasowanie stosunku poszczególnych składników, aby nie zadziałały niekorzystnie.
Wykładowca podkreślał też, że przy bilansowaniu mieszanek paszowych należy zwracać uwagę na współczynniki strawności jelitowej białka czy aminokwasów, a nie na ich ogólną zawartość. W poekstrakcyjnej śrucie sojowej wynosi on 88%, a w rzepakowej 76%. Mniejsza więc ilość zostanie strawiona i wchłonięta.
Likwidacja ogniska w praktyce
Barbara Jarocka z Blattin Polska przedstawiła likwidację ogniska afrykańskiego pomoru świń w sierpniu ubiegłego roku w stadzie liczącym 1850 świń w województwie warmińsko-mazurskim, z którą się zetknęła osobiście. Od początku wystąpienia ASF w naszym kraju w 2014 roku mieliśmy 261 ognisk choroby w stadach. W 2019 roku najwięcej ognisk stwierdzono właśnie w województwie warmińsko-mazurskim. Było ich 21. Potwierdzono też w kraju 2477 przypadków choroby u dzików.
– Moim zdaniem byłoby ich więcej, ale rolnicy wolą nie zgłaszać faktu znalezienia padłych sztuk na polu, bo to dla nich problem i koszty – mówiła Barbara Jarocka.
W stadzie, o którym opowiadała, w poniedziałek zgłoszono podejrzenie wystąpienia ASF, we wtorek pobrano próby do badań, a już w środę były wyniki i decyzja o likwidacji stada.
– W czwartek i piątek odbyły się wycena zwierząt i likwidacja ogniska. I to, co mogę podpowiedzieć rolnikom, to warto negocjować stawki podstawowe oraz sposób rozliczenia za maciory prośne, loszki czy lochy w szczytowym momencie produkcyjności. Prosięta były usypiane farmakologicznie, zwierzęta dorosłe ogłuszane kleszczami i zabijane aparatami ubojowymi. Przez cały ten czas trwała również kontrola, sprawdzanie bioasekuracji oraz przeprowadzano bardzo długi, szczegółowy wywiad. Podczas niego nie ustalono jednak wektora przeniesienia wirusa do stada. Padło stwierdzenie, że może były to muchy… Jednak do dziś nie wiadomo, jak ASF znalazł się w chlewni – opowiadała Barbara Jarocka.
Jak przekonywała, podczas likwidacji ogniska starano się, aby zabite zwierzęta nie miały kontaktu z ziemią i jej nie zakażały, bo, jak wiadomo, w glebie wirus przeżywa długi czas. Po dokładnym liczeniu zabite świnie trafiały na samochody, które następnie były dezynfekowane i jechały do firmy utylizacyjnej.
– Zwierzęta w gospodarstwie były utrzymywane przede wszystkim na rusztach. Jedynie loszki w budynkach kwarantanny przebywały na ściółce. Cała słoma z gospodarstwa została spalona pod okiem strażaków. Pasza, która znajdowała się w silosach, także została zutylizowana – wyjaśniała Barbara Jarocka.
Następnie przeprowadzono kolejno po sobie trzy dezynfekcje pomieszczeń. Po dwóch miesiącach od wystąpienia ogniska gospodarze otrzymali decyzję, że stado jest wolne od wirusa ASF i po kolejnych 40 dniach może być ponownie zasiedlane. Warunkiem jest stworzenie bardzo dobrych warunków utrzymania we wszystkich chlewniach. Do tej pory rolnicy nie wprowadzili nowych zwierząt, gdyż są na etapie modernizacji i remontów, by stworzyć te najlepsze wymagane standardy dla świń.
Jak przedstawiła prelegentka, rolnikom ze stref przysługują dopłaty do spełnienia bioasekuracji czy pomoc finansowa przy likwidacji zwierząt w sytuacji zakazu sprzedaży. Niestety, o odszkodowanie trzeba walczyć samemu. W tym przypadku rolnicy otrzymali je po 3 miesiącach. Do wyliczeń brane są ceny rynkowe na danym terenie, ale trzeba pamiętać, że w strefach ASF płaci się generalnie mniej za świnie.
– Można jednak składać wniosek o wyrównanie ceny w strefach, jeśli rolnik uzna, że dostał dużo poniżej płaconej innym dostawcom w kraju kwoty. Rolnicy muszą też pilnować bioasekuracji i prawidłowości zgłoszeń w systemie rejestracji i identyfikacji zwierząt, bo to podstawa do wypłaty odszkodowań – podkreślała Barbara Jarocka.
Dominika Stancelewska