Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI Sprawa kryminalna (odc. 22.)

Data publikacji 25.02.2020r.

Dwudziesty drugi odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego „Sprawa kryminalna”.

– Słyszę tu od wszystkich – rzekł – że pan dobrodziej masz żal do mnie o ubieżenie go do dzierżawy. Chcę się więc wytłumaczyć panu, żem o nią na licytacyi konkurował, podstępnych kroków nie czynił żadnych i nie zabiegał. Niesłuszną by była do mnie pretensya.

r e k l a m a

– A tak! Tak! piękne to są słowa – zakrzyczał, czerwieniąc się Górnicki. – To to po szlachecku, po obywatelsku starać się o dzierżawę, na której ktoś inny dwanaście lat siedział?

– Aleś pan z niej wyszedł! 

r e k l a m a

– Wyszedł! Tak! Byliby mi ją musieli dać i taniej, gdyby się nikt nie zgłosił. Jać dobrze to wiem, że prawnie nie mam panu nic do zarzucenia, ale że mu tego ani nie zapomnę póki życia, ani daruję – na to się klnę słowem szlacheckiem.

– Będzie to niesprawiedliwem – rzekł Żymiński.

Zobacz także

– Nazywaj to sobie, jak chcesz! Jam tu osiadły od wieku, jam tutejszy, waćpan obcy, nieproszony, niedziękowany włazisz nam tu w obywatelstwo i wypychasz, odbierasz od gęby chleba kawał. Zobaczymy, jak tu będzie – zobaczymy. My się tu trzymamy za ręce. Niewygodnie będzie asindziejowi, ale jak sobie kto pościele, tak się wyśpi.

Rozmowa dłuższa z rozjątrzonym Górnickim była niepodobna, pan Żymiński odszedł, nic nie mówiąc.

Symforyana znano jako niepospolitego szaławiłę – nie bardzo zważano na to, co plótł. Pani Pstrokońska go nie lubiła i rzadko tu bywał. Inni obywatele po przyjęciu go w Borkach okazali się życzliwymi. To właśnie gniew i chęć pomszczenia się w panu Górnickim podżegnęło.

Nie nazywał go inaczej jak przybłędą, cyganem, awanturnikiem, ale poprzeć tego twierdzenia gołosłownego niczem nie mógł. Zwiększało to złość jeszcze. Na razie nie miał czasu śledzić i dochodzić, kto był ten Żymiński i jaką ma przeszłość, przyrzekł sobie wszakże, iż choćby go to najwięcej kosztować miało – dojdzie do kłębka i przybłędę wyświeci.

Znano go z zaciętości i uporu niezwyciężonego, lecz Żymiński, choć może o tym słyszał, jakoś zdawał się lekceważyć i nie troszczył się o wroga.

Na sercu leżało panu Górnickiemu, że w Borkach tak dobrze przyjęto obcego, bo się o tym zaraz przez Sochaczewskiego wieść naokół rozniosła. Postanowił więc – acz rzadko bywał u pani Pstrokońskiej i różnie ja przezywał – pojechać tam, a Żymińskiemu popsuć. Scena z tego urosła wcale nieprzyjemna.

Pani Benigna przyjmowała dobrze każdego gościa. Gdy Górnicki (którego nie lubiła) przybył i dano jej znać o nim, wyszła do niego ze zwykłą sobie uprzejmością. Spojrzawszy jednak nań, dostrzegła zaraz, że miał coś za nadrą* – bo ledwie w miejscu mógł usiedzieć, jakby go piekło.

– Cóż tam nowego pan Symforyan słyszał?

– A wiele, wiele nowego, a nieosobliwego – rzekł impetycznie* gość – między innemi, że tu u nas nowe obyczaje zaprowadzają. Nowe sitka na kołkach, a stare na śmiecie... Taki jakiś awanturnik jak oto ten Żymiński, który kat wie skąd się tu wziął... rozpoczyna karyerę od tego, że starych osiedlonych wykurza, licytuje, pędzi na bruk... ale że się podlizać umie, z honorami przyjmują...

Począł się śmiać złośliwie, pani Pstrokońska spojrzała surowo.

– Jeśli to pan do mnie pijesz – rzekła otwarcie – przyznam ci się, że niesłusznie. Ten Żymiński nic panu nie zawinił. Ktoś by zawsze w dzierżawę wziął, boś pan na niej tracił i utrzymać się nie mogłeś. Co się tyczy człowieka, jesteś pan uprzedzony, daj Boże, byśmy takich więcej mieli obywateli!

(cdn.)

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a