Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Przejechali się na oddłużaniu

Kategoria:
Data publikacji 25.02.2020r.

Przed podpisaniem umowy z prawnikiem na przygotowanie wniosku do sądu o rozpoczęcie postępowania restrukturyzacyjnego gospodarstwa trzeba koniecznie sprawdzić kilka kluczowych kwestii. W przeciwnym razie, zamiast rozwiązać problemy, można napytać sobie jeszcze większej biedy.

Gospodarstwo państwa Kowalskich znalazło się w finansowych tarapatach na skutek splotu wielu różnych wydarzeń. Małżonkowie od ponad 20 lat hodują bydło mleczne i opasowe. W 2018 r. zwierzęta zaatakował wirus BHV1, powodując zakaźne zapalenie nosa i tchawicy zwierząt. Jednym ze skutków choroby jest spadek wydajności mlecznej. 

r e k l a m a

– Weterynarz powiedział, że leczenie całego stada polega na podawaniu szczepionek – mówi pani Anna. – Przez pół roku co miesiąc, przez kolejne pół roku co dwa miesiące itd. Jedna partia szczepień to koszt około 4 tys. zł. 

Prawnik z ogłoszenia

r e k l a m a

Kobieta dodaje, że w tym samym roku, w lutym, poważnej naprawy wymagał większy z ciągników, co łączyło się z wydatkiem 20 tys. zł. Z kolei w maju zepsuł się mniejszy, tym razem koszt części i naprawy wyniósł 5 tys. zł. Listę wydatków uzupełniały konieczne remonty w oborze.

– Wszystko naraz. Dlatego tak kulejemy finansowo – mówi pan Marek. – Jednak większość kredytów, choć z miesięcznym poślizgiem, płaciliśmy.

Zobacz także

Problemy w gospodarstwie pogłębił kryzys na rynku żywca wołowego wywołany głośnym reportażem telewizyjnym. Ceny mleka też były dalekie od oczekiwań. Poza tym, gdy w 2007 r. budowali oborę, za mleko otrzymywali 1,8 zł/l. 

– Nasza spółdzielnia płaci nam teraz dużo mniej, a koszty rosną. Jakby tego było mało, dwa lata z rzędu wystąpiła susza – komentuje rolnik. 



Pieniądze na leczenie

Dla hodowców najważniejsze było leczenie stada. Jednak w tej sytuacji zwyczajnie nie było ich na to stać.

– Postanowiliśmy spróbować odroczyć spłatę części zobowiązań – mówi kobieta. – Trzeba było opracować wniosek o restrukturyzację zadłużenia i złożyć go w sądzie. 

Jej mąż zobaczył płatne ogłoszenie kancelarii zajmującej się oddłużaniem i restrukturyzacją sądową. 

– Jednego z mecenasów tej kancelarii kojarzyłem z telewizji – mówi. – Zdecydowaliśmy się.

Ponieważ siedziba kancelarii znajduje się w odległej części Polski, kontakt między gospodarstwem a kancelarią odbywał się telefonicznie i mailowo. Potem okazało się, że było to bardzo problematyczne. Małżonkowie podkreślają, że mieli duże kłopoty ze zdalną komunikacją i w większości przypadków musieli rozmawiać z pracownikami sekretariatu, a nie prawnikami. Gdyby dziś mieli szukać kancelarii, na pewno byłaby to taka, która ma siedzibę w pobliżu i z której pracownikami można się kontaktować osobiście.

Gospodarze twierdzą, że zaoferowano im przez telefon przygotowanie wniosku pozwalającego uzyskać dwuletnie odroczenie płatności zobowiązań gospodarstwa. Całość, czyli opłata za przygotowanie wniosku i późniejsze koszty sądowe, miała się, według tych informacji, zamknąć w kwocie 20–22 tys. zł. Przygotowanie wniosku było płatne z góry, w umowie z kancelarią kwota kilkunastu tysięcy złotych za przygotowanie wniosku została określona jako „przedpłata” i przeliczona na godziny pracy kancelarii. 

Gdy po wielu perypetiach wniosek w końcu był gotowy, małżonkowie złożyli go w wydziale gospodarczym sądu w Radomiu.

– Po dwóch tygodniach otrzymaliśmy pismo, że należy w ciągu siedmiu dni zapłacić 4800 zł zaliczki na poczet tego wniosku – mówi pani Anna. – Sprawa się ślimaczyła. A to sąd nie dostał informacji o uiszczeniu wymaganej kwoty, a to sędzia poszedł na urlop...

W końcu do gospodarstwa trafiła informacja o wyznaczeniu nadzorcy sądowego, który „opiekuje” się tą sprawą.

– Nadzorca napisał, że nasz wniosek trzeba uzupełnić – mówi pani Anna. – Chodziło m.in. o dane, które zdążyły się zdezaktualizować.

Dokładnie sprawdzić umowę

– Znajomy prawnik powiedział nam wtedy, że to kancelaria, która sporządziła wniosek, powinna go uzupełnić oraz że ktoś z tej kancelarii powinien nas reprezentować w sądzie. Po sprawdzeniu umowy z kancelarią okazało się, że stawka za reprezentowanie w sądzie to 500 zł za godzinę. Uzupełnianie wniosku to kolejne godziny pracy, za które też trzeba by zapłacić. Nie skorzystaliśmy – tłumaczy pani Anna. 

Prawdziwa bomba wybuchła jednak, gdy sądowy opiekun sprawy zapoznał się dokładnie z wnioskiem. 

– Okazało się, że wniosek restrukturyzacyjny, aby miał w naszym przypadku sens, powinien dotyczyć nas obojga, tymczasem został sporządzony tylko na męża. Nadzorca wyliczył też, że nasz wspólny majątek jest większy niż nasze zobowiązania. A według niego bank ma interes układać się tylko z tym, kto nie ma majątku, z którego można ściągnąć zadłużenie. 

Na tym nie koniec.

– W kancelarii informowano nas, że wierzyciele muszą zgodzić się na pozytywną decyzję sądu dotyczącą naszego wniosku. Tymczasem nadzorca stwierdził, że wierzyciele głosują w tej sprawie i mają wolną rękę. Jeśli większość będzie przeciw, wniosek przepadnie – mówi pani Anna. – Nadzorca był zdziwiony, że nikt mi o tym nie powiedział. A na koniec dobił mnie informacją, że kwotę 4 800 zł należy przemnożyć przez liczbę wierzycieli, co radykalnie zwiększało koszt opłat sądowych. Powiedział też, że nawet jeśli wycofamy wniosek z sądu, musimy zapłacić 40% tej kwoty, czyli kilkanaście tysięcy złotych… Mówiąc w skrócie: okazało się, że nasz wniosek jest kompletnie bez sensu, wyrzuciliśmy pieniądze w błoto.

Małżonkowie są rozżaleni, uważają, że zostali wprowadzeni w błąd. 

– Cała sprawa powinna się zakończyć na samym początku, na poradzie prawnej. Powinni byli nam powiedzieć, że w naszym przypadku ten wniosek się zwyczajnie nie opłaca i nie powinniśmy zamawiać jego przygotowania, a tym bardziej składać go w sądzie – mówi pani Anna. – Tak naprawdę to powinniśmy teraz podać tę kancelarię do sądu. 

– Pewnie gdyby nie te wszystkie koszty związane z postępowaniem, już wychodzilibyśmy na prostą – dodaje jej mąż.

Zaczęły się kolejne telefony do kancelarii. 

– W końcu połączenie odebrał jakiś młody człowiek. Zapytał: „Czy umowa była o sporządzenie wniosku? Tak? No to o co państwu chodzi?”. Tłumaczyłam, że wniosek w ogóle nie powinien zostać sporządzony – wyjaśnia pani Anna.

Po kilku dniach ten sam człowiek poinformował rolników, żeby nie uzupełniać wniosku, to sąd go automatycznie odrzuci i nie poniosą dodatkowych kosztów.

– Jakoś nie mogliśmy w to uwierzyć. Chcemy ostrzec innych, żeby się nie wpakowali w taką sytuację, jak nasza – przestrzegają rolnicy. 

Gdyby dziś szukali kancelarii, z pewnością rozglądaliby się za prawnikiem sprawdzonym, najlepiej poleconym przez kogoś ze znajomych. 

Kancelaria nie widzi problemu

Redakcja „Tygodnika” skontaktowała się z kancelarią, która przygotowywała wniosek. Prawnicy nie zgadzają się z zarzutami małżonków i przedstawiają swoją wersję. W liście z kancelarii czytamy m.in., że nie informuje ona klientów o całkowitych kosztach postępowania restrukturyzacyjnego, bo ich dokładne oszacowanie nie jest możliwe. Natomiast, według kancelarii, zainteresowani otrzymują pełną poradę dotyczącą wniosku w trakcie konsultacji. 

Prawnicy twierdzą także, że nie wiedzieli, że małżonkowie nie mają rozdzielności finansowej, bo nie zostali przez nich o tym poinformowali. 

– Ciekawe dlaczego sami nie zadbali o uzyskanie tak podstawowej informacji, kluczowej dla sensowności sporządzania wniosku? – pyta pani Anna. – To oni są prawnikami, wiedzą, co jest ważne, a co nie, i o to powinni nas pytać. 

Kancelaria podkreśla jeszcze, że jej zadaniem było przygotowanie wniosku, a nie doprowadzenie do zatwierdzenia układu restrukturyzacyjnego.

Krzysztof Janisławski
Dane osobowe bohaterów reportażu do wiadomości redakcji.

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a