r e k l a m a
Przed sobą był wytłumaczonym... ale i córka była uniewinniona tą miłością długą, stałą, cichą i zrezygnowaną...
r e k l a m a
Wszystkie panie zabawiał nieszczęśliwy hrabia Otto z pomocą kapitana Złomskiego, który tu pani Benignie towarzyszył, i ojcem Serafinem, na którego twarzy smutek znać było. Ciocia Wychlińska i Leokadya siedziały milczące, blade, widocznie cierpiące i trwożne, a gdy krok prezesa dał się słyszeć w przedpokoju, umilkli wszyscy i zdawali się z niepokojem oczekiwać przyjścia jego.
Zobacz także
Wychlińska i Leokadya wiedziały już o pochwyceniu listu – z ich to natchnienia ojciec Serafin poszedł przypomnieć prezesowi obowiązek poszanowania tajemnicy pieczęci.
Można miarkować, w jakim strachu przepędziły dzień cały, mierząc gniew ojca tym, że on sam, czując go za gwałtownym, pokazać się i wyjść nie śmiał. Ci, co znali starego, nie mogli się wydziwić mocy nad sobą, jaką się pohamować potrafił, i przypisywali to obecności hrabiego Ottona, która ich od wybuchu ocaliła.
Gdy wszedł, zamilkli wszyscy, tylko ciotka Benigna miała odwagę zapytać go o zdrowie.
– Jest mi lepiej pod wieczór – rzekł chłodno i jakby roztargniony przechadzać się zaczął.
– Czy do tego stopnia lepiej, że pan prezes zechce grać w maryasza? – spytał ojciec Serafin.
– Dlaczegóż nie? Dlaczego nie?
Otto ofiarował się do puli, aby mieć zręczność starego rozbawić.
– A, nie, nie! Po co ta ofiara? Hrabia się znudzisz, a my z księdzem we dwóch zabawimy się, bośmy do siebie nawykli.
Ksiądz badał twarz bladą i zmienioną prezesa, który odgadł, o co go oczy przyjaciela pytają, i szepnął mu na ucho:
– Bóg zapłać za dobrą radę. Spaliłem, nie zaglądając...
Serafin porwał się z siedzenia i pocałował go w ramię. Maryasz zaczął się pod wróżbą wesołą. Wszystko to niepojętem było tak dla cioci Wychlińskiej, dla Leokadyi nawet, że nie dowierzając obie, spoglądały ciągle z trwogą na prezesa i obawiały się, aby tego pozornego spokoju za lada przyczyną nie przerwała straszliwa burza. Wzrastało to uczucie szczególniej, gdy się zbliżyła pora rozejścia, bo im się zdawało, że prezes, obcych, a nawet ciotki Benigny się pozbywszy – dopiero z całym gniewem niehamowanym wpadnie na biedne ofiary... Nieznacznie więc umówiono się tak, ażeby właśnie hrabia Otto i pani Pstrokońska w salonie zostali ostatni... Wychlińska bojaźliwa, uciekłszy do pokoju swego, sąsiadującego z mieszkaniem Leokadyi, cała drżąca modliła się i płakała. Leokadya chodziła z usty zaciśniętemi... układając, co ojcu odpowie.
Tymczasem maryasz się skończył. Prezes pożartował z Benigny i hrabiego Ottona, powiedział dobranoc i poszedł do siebie...
Doniesiono zaraz o tym kobietom. Odetchnęły wprawdzie, lecz nie mogły przypuścić, ażeby się to tak skończyło. Całą pociechą było, że gniew będzie miał czas nieco ochłonąć i złagodnieć, że pierwsze wrażenie się zatrze.
– Trzeba przyznać bratu – ozwała się Benigna, że mocy ma więcej nad sobą, niżby się po nim kto spodziewał. A ojciec Serafin powiada, że list spalił, nic czytając...
– Leokadya ocalona! – bijąc w ręce, zawołała Wychlińska. – A! To już wszystko dobrze, mnie niech sobie czy wybije, czy wypędzi, juk mu się podoba!
Ciotki się z radości popłakały, poniosły nowinę do Leokadyi i uspokoiłyby ją, gdyby ona tym zaspokoić się dała, że ktoś inny cierpieć będzie za nią.
Tak ten dzień pamiętny się skończył. (cdn.)