Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Roboty mają swoje wady i zalety

Data publikacji 18.12.2020r.

Takiego zdania są Emilia i Marcin Wiechnowie, którzy doświadczenie z automatycznym dojem mają niemałe. Pierwszy robot trafił bowiem do gospodarstwa 6 lat temu. W ubiegłym roku dołączył do niego kolejny. Hodowcy cenią urządzenia przede wszystkim za wyeliminowanie żmudnej pracy przy doju krów, ale...

łódzkie
Gospodarstwo państwa Wiechnów odwiedziliśmy po raz pierwszy w 2019 roku. Pod koniec ubiegłego roku zawitaliśmy ponownie w gościnne progi gospodarzy. Ale nie przez przypadek. Chcieliśmy bowiem, by podzielili się z naszymi Czytelnikami swoim doświadczeniem w pracy z robotami udojowymi. Bo takowe pracują tutaj dwa. Pierwszy robot – Astronaut firmy Lely zakupiony został już 6 lat temu. W maju ubiegłego roku zamontowano kolejny.
– Inwestycja w drugi robot udojowy była po prostu koniecznością, gdyż jedno urządzenie nie było już w stanie obsłużyć zwiększającego się pogłowia produkcyjnego – uargumentował inwestycję Marcin Wiechno. – Dość powiedzieć, że w pewnym momencie doszliśmy do sytuacji, w której 30 krów musieliśmy doić w starej uwięziowej oborze.
Obecnie hodowcy z Bogorii utrzymują pogłowie liczące 220 sztuk, w tym 110 krów dojnych o wydajności 9000 kg mleka od sztuki.
Kiedy odwiedzamy – zrobotyzowane pod względem doju – obory, zazwyczaj są to nowoczesne obiekty, o niedługim stażu użytkowania. W gospodarstwie Emilii i Marcina Wiechnów tak nie jest, co nie oznacza, że hodowla bydła i produkcja mleka pozostaje tutaj w tyle. Wprost przeciwnie. Jest na najwyższym poziomie, a szczególne słowa uznania należą się hodowcom za pomysłowość i gospodarność. Minęło już bowiem ładnych kilka lat odkąd zamiast zadłużać się w banku, by skredytować budowę nowej obory, postanowili wykorzystać istniejące w gospodarstwie budynki i zaadaptować je dla potrzeb bydła mlecznego. Pomysł okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Niskim nakładem finansowym i bez większych prac budowlanych Emilia i Marcin Wiechnowie – jak sami mówią – po prostu wpuścili bydło do zaadaptowanego obszernego garażu na maszyny. Od tego czasu mleczne stado utrzymywane jest niejako w dwóch budynkach. W dawnym garażu i prostopadle przylegającej do niego zadaszonej wiacie, w której na głębokiej ściółce utrzymywana jest młodzież.
Obora dla krów mlecznych to obecnie przestronny budynek, którego betonową posadzkę pokrywa gruba warstwa słomy. Aby zapewnić w nim dostateczną ilość światła, w dachu zamontowano liczne świetliki.
Odpowiedni mikroklimat – szczególnie w okresie letnim – zapewniają mechaniczne wentylatory. Jedyną bodaj inwestycją budowlaną, jaką hodowcy musieli wykonać, był zewnętrzny, dokładnie zadaszony stół paszowy.
W otwartych obiektach, na głębokiej ściółce zwierzęta czują się doskonale. Widok leżących, leniwie przeżuwających krów, był tego najlepszym potwierdzeniem. Pomimo że w gospodarstwie w ogóle nie uprawia się zbóż, gospodarze jak najbardziej świadomie zdecydowali się na ściołowy system utrzymania zwierząt, kierując się przede wszystkim zapewnieniem im jak najwyższego dobrostanu.
– Koszty związane z zakupem słomy i duża pracochłonność tego systemu rekompensowane są dobrym zdrowiem zwierząt – podkreślił pan Marcin.
Trzeba też wspomnieć, że hodowcy zapewnili całemu stadu dostęp do wybiegów. Ma go nie tylko młodzież, ale również krowy dojne.
Wróćmy jednak do samych robotów, z których – jak zgodnie przyznali hodowcy – są zadowoleni, ale...
– Nie jest tak, jak wielu może się wydawać, że gdy dojem zajmują się roboty, to już nic się w tej kwestii nie robi – podkreślił Marcin Wiechno. – Wiele czasu trzeba poświęcić pierwiastkom, które potrzebują czasu, by nauczyć się doju w robocie i wymagają podganiania.
W zautomatyzowanym doju ogromną rolę odgrywa wymię, które najlepiej by było o mocnej budowie, wysoko zawieszone z równie mocnym więzadłem środkowym. Jeszcze większą rolę odgrywa rozstawienie i długość strzyków.
– Pomimo że do rozrodu wybieramy buhaje pod kątem przydatności córek do doju robotem, trafiają się sztuki, które mają krótkie strzyki. Na takich strzykach aparat udojowy nie może się utrzymać i spada, wtedy konieczna jest pomoc – tłumaczy pan Marcin. – Roboty sprawiły, że zmienił się charakter naszej pracy. Zamiast zajmującej dużo czasu pracy przy doju, dziś pracujemy przy komputerze, kontrolując i analizując dane. Obecnie każda krowa wchodzi do robota średnio 3 razy na dobę.
W oborze z dwóch robotów korzysta 110 krów, może 140. Jednak jak twierdzi hodowca, nie zamierza maksymalnie ich obciążać, bowiem zaobserwował, że kiedy na jednym robocie doi się 50–60 krów mleka jest więcej.
– Krowy nie stoją wówczas w kolejce do doju, są spokojniejsze i niezestresowane, a i liczba wejść do robota jest mniejsza – wymieniał hodowca.
Kiedy zapytaliśmy o wady robotów pan Marcin bez zastanowienia wymienił bardzo kosztowne części zamienne. Wysokie są też koszty eksploatacji urządzeń.
– Ale zawsze jest coś za coś – dodał z uśmiechem.
Można powiedzieć, że ze zbliżonym do jak najbardziej naturalnego ściołowym systemem utrzymania doskonale współgra sposób prowadzenia rozrodu. Jałowizna kryta jest przez przebywającego z nią buhaja. Krowy inseminuje pan Marcin, preferując jednak genetykę amerykańską, ale tylko te sztuki, które wymagają „hormonów”. Pozostałe kryje też buhaj.
​Na koniec naszej rozmowy Marcin Wiechno podkreślił, jak bardzo cieszy go fakt, że łowicka spółdzielnia, której od lat jest dostawcą, wyszła na prostą, a ceny skupu dorównują, a niejednokrotnie przewyższają, te płacone przez inne podmioty w rejonie.

Beata Dąbrowska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a