kujawsko-pomorskie
W grudniu 2018 roku opisaliśmy wstrząsającą historię wypadku w Grabówcu pod Brodnicą i niezwykłą postać Jolanty Piszczatowskiej, która stała się tej historii bohaterką. Przypomnijmy najważniejsze jej fragmenty.W maju 2018 roku Jola pracowała, jak co dnia, w ogrodzie sąsiadującym z podwórkiem swojego sąsiada Kazika. W pewnym momencie dostrzegła go leżącego obok ciągnika. Zawołała swojego męża i wraz z nim oraz wykonującym u nich akurat prace remontowe znajomym – Piotrem Majewskim, zaczęli reanimować przyjaciela. Nie zauważyli jednak, że opryskiwacz, którym pracował przed chwilą Kazik, zahaczył o linię wysokiego napięcia. Ta przez moment nie działała, wyłączona najpewniej przez nieszczęśliwe zdarzenie. Ale już po chwili zaczął w niej płynąć prąd, który wywołał spięcie tak duże, że ciągnik i wszyscy troje stanęli w płomieniach.
r e k l a m a
Ręka stracona w boju
Kazika nie udało się uratować, a Jola straciła przytomność i odzyskała ją dopiero w szpitalu, w którym po miesiącu intensywnego leczenia dowiedziała się, że nie ma lewej ręki. Kiedy po dwumiesięcznej intensywnej kuracji poparzeń i rekonwalescencji po amputacji spalonej ręki wróciła do domu, jej mężowi postawiono dramatyczną diagnozę. Zanim doprowadziła do porządku dom i zdołała zadbać o wyniszczone ciało, została wdową.Jolę odwiedziliśmy ponownie po sześciu miesiącach, w lipcu 2019 roku. Wtedy mogła już bez problemu zrobić nam kawę i podać ciasto. Jej prawej ręce pomagała proteza lewej ręki, na którą złożyli się przyjaciele, sąsiedzi i ludzie dobrej woli z całego kraju, wpłacając pieniądze w charytatywnej zbiórce. Proteza kosztowała 180 000 zł.
Jola powoli przyzwyczajała się do swojej nowej ręki. Mogła już otwierać nią puszki i słoiki, a nawet utrzymać małe grabie, kiedy chciała popracować w ogródku. Dłoń w protezie obraca się o 180° i może zacisnąć się tak mocno, że Jola regularnie ostrzega znajomych przed chwytaniem jej. Na początku chwyt był tak trudny do opanowania, że Jola nieraz ochlapała się mlekiem, otwierając butelkę.
Była dłoń, jest też hak
Tydzień temu mieliśmy okazję znów porozmawiać z Jolą. Powodem była nie tylko nowa wersja protezy, ale wyróżnienia, których doczekała się od władz różnego szczebla. W międzyczasie dotarły do nas zdjęcia, które Joli zrobił syn Bartek. Znaleźliśmy na nich całkiem inną kobietę.– Tak, to ja z Lokim. Tak, mam nowe, świetnie dopasowane okulary, z których jestem dumna. I zapuściłam włosy. Są nieobcinane od wypadku. Jeśli mi w nich dobrze, to się cieszę. Ta fryzura służy mi podwójnie, bo jeszcze przykrywa to spore miejsce na głowie, w którym nie rosną mi włosy po poparzeniach – cieszy się swoim nowym wizerunkiem Jola.
Pytam o protezę, która przeszła jedną naprawę, po tym jak samoistnie poluzowała się, puściły zawiasy i porwały się kabelki sterujące elektroniczną ręką.
– Teraz z pomocą tej ręki zapinam już sobie zamek w kurtce. Otwieram puszki, zakręcam i odkręcam słoiki. Mogę przytrzymać sobie kawałek mięsa i pokroić. I jajko! Mogę wreszcie je obrać, kiedy stoi w jajeczniku. Nawet bardzo rzadkie! Lubię takie z płynnym żółtkiem. Przytrzymuję protezą i obieram prawą. A to wszystko dzięki hakowi. To moja nowa dłoń. Dokupiłam go za 34 tys. zł z reszty uzbieranych na protezę pieniędzy. Robi prawdziwą rewolucję. To, czego nie mogę, to upiąć sobie sama włosów. Protezy nie da się podnieść tak jak ręki. Proszę codziennie o to Bartka. Ktoś by powiedział, że przecież mogę nosić krótkie włosy. Ale mam wypalony cały tył głowy, więc długie mi służą – tłumaczy Jola.
Hak jest cudem techniki, ale nie może wszystkiego. Jajko po królewsku – owszem, ale już z taką sukienką czy elegancką bluzką z maleńkimi ozdobnymi guzikami sobie nie radzi. Jola mówi, że mogłaby to zrobić, ale zapinanie takiej bluzki trwałoby jakieś – bagatela – dwie godziny.
– Jednak czuję, że panuję nad tym hakiem. Ma udźwig nawet czternaście kilogramów! Ale która kobieta dźwiga w jednej ręce takie ciężary? Otwieram go sobie i zamykam mięśniami w kikucie ramienia, podobnie jak z dłonią. Ale on ma w sobie jeszcze małe pokrętło – mogę go zamknąć tylko odrobinę, mogę bardziej, mogę go zablokować. Mogę nim na przykład świetnie chwycić nawet kij od szczotki – cieszy się Jola.
r e k l a m a
Z protezą na rower
Proteza ma swoją jeszcze inną, mniej widoczną cenę. Miesięcznie potrzeba na płyny do jej mycia i maści leczące otarcia na kikucie ramienia jakieś 300 zł. Ale osłodą na te wszystkie uciążliwości jest rower.– Pamięta pani, jak mówiłam, że zawsze uwielbiałam jeździć rowerem? Siostra mieszkająca w Holandii obiecała mi kupić taki trójkołowy. Obiecała, kupiła i... miała z nim przyjechać w kwietniu. A tymczasem zarządzono wiosenny lockdown z powodu pandemii. Ostatecznie rower przywiózł kurier. Ale te początki! Wie pani, jak trudno się na tym jeździ? Tak trudno zapanować nad nim. Człowiek w jedną, a on w drugą. Tydzień jeździłam po dziurach po podwórku. I "zaliczyłam" każdą ścianę, każde drzwi i każdą przyczepę. A później jak zaczęłam na nim szaleć! Do września przejechałam osiemset kilometrów! – chwali się Jola.
Jeździ nim wszędzie. W gminie wybudowano ścieżki rowerowe i teraz Jola robi na nich nawet czterdzieści kilometrów dziennie. Kiedy nagle zabraknie mąki czy cukru – żaden problem. Wsiada na trójkołowiec i pedałuje do sklepu. Konstrukcja roweru pozwala na przewożenie nim nawet większych bagaży. Jolę bardziej niż kikut ręki bolą jednak reakcje kierowców, kiedy wyjeżdża rowerem na ulicę.
– Wie pani, rower ma kierunkowskazy. Jadę, włączam, daję sygnał, że chcę skręcić. A tu jedzie za mną młody człowiek i nerwowo używa klaksonu. Widzę, że najchętniej wysiadłby z tego samochodu i zwyzywał mnie. Nawet kierowcy ciężarówek zwalniają, ale młodzież za kierownicą bywa tak niecierpliwa, tak nie bierze pod uwagę, że nietypowa sytuacja na drodze może bardziej wymagać współczucia i pomocy niż nerwów. A ja nie mogę zjechać na pobocze, bo u nas właściwie go nie ma. Nawet trochę zjeżdżając, przewróciłabym się – żali się grabówiecka bohaterka.
Od samego prezydenta!
Teraz już można mówić tak o niej oficjalnie, bo Jolantę Piszczatowską wraz z pomagającym i także poparzonym podczas akcji Piotrem Majewskim wyróżnił podczas uroczystej gali w listopadzie 2019 roku Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego. A dosłownie kilka dni temu Jolanta dowiedziała się, że nominowano ją do wyróżnienia, którą przyznaje sam prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.– Przyszło do mnie pismo z Kancelarii Prezydenta. Jej szef, Andrzej Dera, podpisał dokument mówiący, że przyznano mi Medal za Ofiarność i Odwagę za zasługi w ratowaniu życia ludzkiego. Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam. "Tygodnik" jest pierwszy – zdradza nasza rozmówczyni.
Pytam jeszcze o zdrowie w dobie pandemii. Jola mówi, że COVID-19 chyba jeszcze pod jej strzechę nie zawitał.
– Kiedy ruszyła pandemia i zaczęto mówić o potrzebie szczepionki, powiedziałam sobie, że się nie będę szczepić. Że tę szczepionkę tak szybko przygotowano, że trochę strach ją przyjąć. Ale poczytałam sobie, posłuchałam profesorów, mądrych ludzi. I teraz wiem, że nad szczepionką to pracowano już od prawie dziesięciu lat. Więc zaszczepię się, jak tylko pojawi się taka możliwość. Ten wirus przecież będzie z nami na dłużej, będzie się zmieniał, mutował, ale będzie. I będzie tak jak kiedyś z ospą prawdziwą. Ten, kto się nie zaszczepi, może nie przeżyć. A ja już wiem, jak cenne jest życie. Moje dzieci też na pewno się zaszczepią. I radzę to zrobić wszystkim.