Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

<strong>Milioner z Mlekpolu, czyli kto bogatemu zabroni</strong>

Data publikacji 15.01.2021r.

&lt;strong&gt;W kraju panuje ponury nastrój. Zagraża nam głęboki kryzys gospodarczy. Pandemia niszczy kolejne miejsca pracy. Firmy upadają, w związku z czym grozi nam olbrzymia fala bezrobocia. W rolnictwie jest źle, a jedynym w miarę stabilnym działem produkcji pozostało mleko. Niestety, spadki cen skupu mleka po dobrych 4 ostatnich miesiącach ubiegłego roku są nieuchronne.&lt;/strong&gt;

Społeczeństwo biednieje z dnia na dzień, zamknięte są nadal restauracje, hotele i bary – cały segment HoReCa zamarł, zaś wielkie sieci handlowe będą jeszcze bardziej dusić ceny zbytu produktów mleczarskich kosztem zakładów przetwórczych oraz rolników. Ale są jeszcze oazy optymizmu. Jedną z takich oaz jest gospodarstwo rolne z województwa podlaskiego, ukierunkowane na produkcję mleka. 9 stycznia na bardzo wpływowym portalu money.pl ukazał się obszerny artykuł pod tytułem: "Zaczynał od 15 krów, dziś zarabia miliony. Ludzie wątpili w ten biznes". Autorem tego tekstu, którego bohaterem jest uznany hodowca Jan Zawadzki z Ciemoszyj, jest redaktor Krzysztof Janoś.
Postać Jana Zawadzkiego długoletniego przewodniczącego rady nadzorczej,a obecnie członka rady SM Mlekpol jest znana wśród braci mleczarskiej nie tylko na Podlasiu, ale też w całej Polsce. Trzeba tutaj wspomnieć też o tym, że jest on współzałożycielem Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Jest też pasjonatem koni. W tym materiale są fakty, których nie zamierzamy podważać. Np. to, że był autentycznym pionierem wprowadzania nowoczesnych rozwiązań w produkcji mleka – schładzalnika zbiornikowego i dojarki przewodowej nie tylko na terenie skupowym SM Mlekpol, ale i na całym Podlasiu. Obecnie w jego gospodarstwie o powierzchni 200 hektarów jest 200 krów. Są też 3 roboty udojowe, a roczna produkcja mleka wynosi 2 miliony litrów. Oczywiste jest też, że droga do tak nowoczesnej farmy mlecznej była wyboista i trudna. A autorami tego sukcesu jest cała rodzina Zawadzkich, która musiała harować dzień i noc, aby gospodarstwo z Ciemnoszyj stało się nowocześniejsze od wielu farm niemieckich czy też duńskich. W tym miejscu podzielamy dumę gospodarza, który tak twierdzi. Wszak sami pracę przy krowach określamy mianem "białego niewolnictwa". Ale powiedzmy sobie szczerze, "białe niewolnictwo" u Zawadzkich to już przeszłość. Świadczą o tym następujące słowa: "Nie jestem już takim rolnikiem jak kiedyś. Dziś organizuję pracę w gospodarstwie i znajduję czas na poznawanie nowinek technologicznych oraz wypoczynek" – mówi Jan Zawadzki.
A co najważniejsze, bohater tego reportażu udowadnia mieszczuchom oraz innym producentom mleka, że rozumnie gospodarzy. Bo przy przeciętnej cenie mleka z 3 kwartałów 2020 roku wynoszącej 1 zł i 34 grosze netto stać go na dobre życie, wakacje i wszelakie wyjazdy. A przecież do SM Mlekpol z jego gospodarstwa płynie ponad 150 tysięcy litrów mleka miesięcznie.

W tym tekście padły konkrety. I tak, ze sprzedaży mleka rolnik osiąga przychody w granicach 2,6 miliona złotych. Zaś sprzedaż około 200 krów mięsnych po około 3 tysiące złotych za sztukę oznacza, że do budżetu fermy wpływa dodatkowe 600 tysięcy złotych. Zapewne pisząc "krowy mięsne" autor miał na myśli krowy wybrakowane, jakie są źródłem dodatkowego dochodu przy produkcji mleka. Ale skąd wzięło się ich aż 200 w roku. Oznaczałoby to, że Jan Zawadzki brakuje w roku 100% stada podstawowego, co nie dałoby żadnych podstaw ekonomicznych do prowadzenia stada mlecznego. Chyba, że faktycznie sprzedaje krowy mięsne, co jest też niezrozumiałe.

Autor artykułu jest bardzo skrupulatny, bo do przychodów dolicza jeszcze dopłaty bezpośrednie – płatności obszarowe około 100 tysięcy złotych oraz dopłaty do produkcji zwierzęcej – tutaj wysokość nie jest wymieniona. Jednak autor podaje w miarę precyzyjnie roczny przychód – około 3,4 miliona złotych.
Oczywiście są też koszty, wszak w każdej firmie są koszty, co potwierdza rolnik Zawadzki mówiąc … "i na koniec okazuje się, że tych pieniędzy ciągle brakuje ". Jednak rolnik zapewnia, że wspólnie z żoną jest usatysfakcjonowany ze swojej pracy i z wyników ekonomicznych osiąganych w gospodarstwie, zaś wcześniej twierdził, że stać go na dobre życie. Rolnik chwali sobie, że Polska weszła do Unii Europejskiej. Zaś z jego słów wynika, że wykorzystał w sposób efektywny środki unijne. Nie zapomina też o zasługach prężnej spółdzielni. Z jego wcześniejszych słów wynika, że chodzi o SM Mlekpol – tylko raz wymieniono nazwę spółdzielni! Ale dlaczego w tej historii budowania sukcesu rolnika Zawadzkiego nie padło nazwisko: Edmund Borawski? Nielicznych Czytelników niezwiązanych z rolnictwem informuję,że chodzi o prezesa Edmunda Borawskiego, od 40 lat piastującego funkcję prezesa SM Mlekpol. Wszak to prezes Borawski znacznie przyczynił się do sukcesu potężnej familii Zawadzkich, której niektórzy członkowie są zatrudnieni na etacie w SM Mlekpol albo mają firmę współpracującą z tym koncernem spółdzielczym.
Przepływy finansowe pomiędzy spółdzielnią a gospodarstwem państwa Zawadzkich pokazują, że owe miliony nie przychodzą tak łatwo, jakby czytelnikom publikacji mogło się wydawać. Oprócz wymienionych dopłat gospodarstwo państwa Zawadzkich zasilane było licznymi pożyczkami i kredytami. W sprawozdaniu finansowym Mlekpolu za rok 2018 figuruje pożyczka w kwocie 250 000 zł. W kolejnym 2019 roku widoczna jest kwota zobowiązań z tytułu udzielonych pożyczek w wartości 400 000 zł, z czego w ciągu roku spłacono 44 444, 44 zł. Zobowiązania na koniec roku 2019 zamknęły się kwotą 355 555,56 zł. Ponadto spółdzielnia wypłacała gospodarstwu znaczące zaliczki. W roku 2018 osiągnęły one wartość 1,2 mln zł, a w 2019 1 mln zł. Przyznać trzeba, że taka forma wsparcia jest często stosowana przez spółdzielnie mleczarskie, aby ich dostawcy, niejednokrotnie inwestujący znaczące kwoty, nie utracili płynności finansowej. Warto tutaj sięgnąć do oświadczeń majątkowych Jana Zawadzkiego. Czytający publikację na money.pl niestety nie otrzymali pełnego obrazu sytuacji, ponieważ gotówka płynęła nie tylko ze sprzedaży mleka i opasów, czy dotacji, ale również z kredytów. Zaciągane one były w Banku Spółdzielczym w Szepietowie. W złożonym w 2015 roku oświadczeniu widnieją między innymi: kredyt inwestycyjny na zakup paszowozu i beczki w kwocie 300 tys. zł (wymagalny do lutego 2020 roku), kredyt inwestycyjny dotyczący budowy obory wolnostanowiskowej na kwotę 2,3 mln zł (wymagalny do września 2018 roku), kredyt inwestycyjny na zakup jałówek w kwocie 340 tys. zł, kredyt inwestycyjny na kwotę 330,5 tys. zł na przebudowę i nadbudowę starej obory (wymagalny do września 2024 roku). Łącznie wykazano 8 pozycji. W oświadczeniu złożonym w roku 2018 jest ich dziewięć. Niektóre z nich są "nowe'', jak: kredyt gotówkowy w kwocie 150 tys. zł, czy inwestycyjny na zakup nieruchomości rolnej w kwocie 198 tys. zł. Część powtarzających się pozycji wykazuje przesunięcie terminu spłaty, a co za tym idzie, wyższe odsetki. Uprzednio wykazany kredyt w rachunku obrotowym, który przedsiębiorstwa uzyskują na wypadek kłopotów z terminowym regulowaniem zobowiązań, udzielony jest już na dłuższy termin do sierpnia 2022 roku na kwotę 550 tys. zł. Co istotne, w okresie kiedy Jan Zawadzki składał oświadczenia majątkowe, wykazywana w nich wartość gospodarstwa rolnego o powierzchni od 33,5 do 38 ha, nie zwiększała się i wynosiła nieustannie 7,37 mln zł. W artykule deklaruje, że posiada 200 ha ziemi – prawdopodobnie mając na uwadze łączny areał, na którym gospodaruje a którego własnością są członkowie rodziny lub są to dzierżawy. Z doświadczenia wiemy też, że tak duże gospodarstwa jak Jana Zawadzkiego mają przyznawane przez firmy znacznie dłuższe terminy płatności za środki produkcji: nawozy, pasze itp. Nawet powyżej 3 miesięcy, zatem to też jest forma kredytowania i do tego nieoprocentowana.
W odniesieniu do wyżej wymienionych faktów, produkcja mleka okazuje się już nie tak bardzo lukratywnym interesem jak przedstawiono ją w artykule. Wszak gospodarstwo Jana Zawadzkiego jest jednym z wielu modelowych przykładów tego, że duże gospodarstwa mleczne pracują nie tylko na swoje rodziny, ale również na liczne grono pożyczko- i kredytodawców. Przemilczenie tego faktu wywołało falę nieprzychylnych komentarzy pod artykułem. Wylały się standardowe argumenty, jak opłacanie składek KRUS a nie wyższego ZUS-u czy też brak w rolnictwie podatku dochodowego. Został też ugruntowywany wizerunek rolnika, który owszem trochę może i czasem się natyra, ale dotacje spływają mu jak manna z nieba. To powoduje kreowanie zafałszowanego obrazu przeciętnego producenta mleka, a przecież czytelnikami portalu money.pl raczej są mieszkańcy miast niż wsi, którzy za wiele nie wiedzą o realiach prowadzenie gospodarstwa rolnego.
Jednak największe oburzenie tekst wywołał wśród producentów mleka, ponieważ najzwyczajniej są bardziej zorientowani w sytuacji polskiego rolnictwa. Niektórzy z nich dzwonili bezpośrednio do naszej redakcji, inni pozostawili dosadne komentarze pod artykułem. Najbardziej łagodne opisują "mlecznego szejka'', któremu mleko tryska z torfowych łąk.

Andrzej Rutkowski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a