Marek Święch przejął gospodarstwo po rodzicach pod koniec 2016 roku. Wówczas średnia wydajność mleczna wynosiła około 7,4 tys. kg mleka rocznie.
– W stadzie liczącym około 30 krów uzyskiwanie wydajności poniżej 8 tys. kg mleka czyni produkcję nieekonomiczną. Z drugiej zaś strony, taki poziom produkcyjności nie generuje zbyt wysokich kosztów, lepszy jest rozród i długowieczność zwierząt. Odkąd bowiem przekroczyliśmy wydajność 8,5 tys.kg od sztuki, zaczęły się problemy z rozrodem i skrócił się okres użytkowania krów – mówi gospodarz.
Najstarsza część obory w gospodarstwie państwa Święchów pochodzi z lat 60. Kolejną część dobudowano w roku 2000. Ponadto część bydła utrzymywana jest w zaadaptowanych budynkach.
– Rozważałem budowę nowej obory, ale głównym ograniczeniem są u nas grunty, których na własność mamy tylko 17 ha. Pozostałe są dzierżawione. Chciałem wybudować oborę najtańszym kosztem. Myślałem o uwięziówce w hali łukowej, ale na razie ze względu na sytuację w rolnictwie inwestycję "odpuściliśmy" – mówi Marek Święch. Dój odbywa się za pomocą przewodówki na 6 aparatów udojowych i trwa od pół godziny do 50 minut.
Wszystkie pasze zadawane są ręcznie. Sianokiszonka i kiszonka z kukurydzy do obory dowożone są ładowarką teleskopową. Zadawane są 2 razy dziennie, pasza treściwa 4 razy dziennie. Najbardziej wydajne sztuki otrzymują jej 7–8 kg dziennie. Pasza przygotowywana jest w mieszalniku, a w jej skład wchodzi: śruta zbożowa, sojowa, rzepakowa, śrutowane ziarno kukurydzy, mieszanka paszowa uzupełniająca oraz bufor i kreda.
– Myślę o zakupie wozu paszowego o pojemności 8 m3, ale na nową maszynę mnie nie stać. Zdecyduję się raczej na używaną. Zakup chciałbym zrealizować jak najwcześniej, ale bez kredytów. Niestety sytuacja w rolnictwie jest bardzo niepewna. Z jednej strony koronawirus, z drugiej planowana nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt sprawiają, że bardzo ostrożnie planujemy większe wydatki. Jesteśmy niejako w zawieszeniu. Nie wiemy co będzie za miesiąc, a nawet za tydzień. Proponowany zakaz uboju rytualnego miałby wejść za kilka lat, a sama informacja o tym pomyśle od razu wpłynęła na obniżenie cen skupu żywca wołowego – mówi Marek Święch.
Hodowca podkreśla, że trudna sytuacja w rolnictwie wpływa bardzo niekorzystnie na przejmowanie gospodarstw przez młodych.
– Dziś odechciewa się prowadzenia gospodarstwa. Czujemy się bezsilni wobec tego wszystkiego co się obecnie dzieje. Młodzi rolnicy liczą dochody uzyskiwane w gospodarstwie i przekonują się, że niewiele im zostaje.Większość robi to z pasji przekazywanej z dziada pradziada, mając świadomość, że likwidując gospodarstwo zniweczy pracę pokoleń. W produkcji mleka sytuacja i tak jest lepsza niż w innych gałęziach. Cena mleka jest w miarę stabilna, czego nie można powiedzieć o żywcu wieprzowym. W powiecie mińskim było 235 gospodarstw produkujących trzodę chlewną. Teraz zostało ich niecałe 50 – mówi Marek Święch.
Cielęta w gospodarstwie pana Marka przez pierwszy tydzień odchowywane są na mleku krowim, a później na preparacie mlekozastępczym. Część z nich hodowca utrzymuje w drewnianej wiacie. Miała ona stanowić obiekt zastępczy, a okazało się, że sprawdziła się bardzo dobrze i użytkowana jest już 3 lata. Marek Święch podkreśla, że utrzymywane pod wiatą cielęta są zdrowe i nie mają biegunek.
– Nie ma rynku zbytu na byczki rasy hf, dlatego wszystkie przeznaczamy do opasu. Jeżeli krowy nie są hf-ami i mają problemy z zacieleniem, to wówczas kryję je buhajami ras mięsnych. Rozważałem zwiększenie produkcji żywca wołowego, ale przy obecnej opłacalności nie jest to dobry pomysł – dodaje hodowca.
Gospodarz nie zakwalifikował się na dofinansowanie w ramach PROW, o które się ubiegał i co ciekawe, obecnie z faktu tego jest zadowolony.
– Złożyłem wniosek z zamiarem zakupu ciągnika rolniczego oraz pługów, ale miałem za mało punktów i dofinansowania nie otrzymałem. Dzisiaj wiem, że dobrze się stało. Kolega otrzymał dofinansowanie, ale na część inwestycji wziął kredyt i zmuszony był podjąć się dodatkowej pracy, bo przychody z gospodarstwa nie wystarczają na spłatę rat – mówi hodowca.