Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Jak to z rzeźnią Biesiadów było

Data publikacji 06.01.2021r.

W numerze 50/2020 "Tygodnika" opisywaliśmy sprawę ubojni oraz gospodarstwa produkującego trzodę chlewną w Bledzewie w powiecie międzyrzeckim. W związku z przypadkiem afrykańskiego pomoru świń u dzików decyzją Komisji Europejskiej z 20 listopada ub.r. znalazły się one w strefie czerwonej, co skutkowało nagłym zamknięciem zakładu i utrudnieniami w przemieszczaniu świń.

lubuskie
O problemie, jaki dotknął ubojnię i fermę, poinformowała naszą redakcję 26 listopada właścicielka gospodarstwa Barbara Biesiada, twierdząc, że gospodarstwo oraz ubojnia zostały objęte czerwoną strefą, ponieważ ktoś błędnie podał nazwę miejscowości, w której został odstrzelony dzik zakażony wirusem ASF. Barbara Biesiada wraz z synem Adamem prowadzą gospodarstwo, w którym utrzymują około 700 macior i produkują tuczniki. Są one ubijane przez rzeźnię, która jest wyodrębnioną jednostką działającą w ramach gospodarstwa. Ubojnia działa wyłącznie na potrzeby Biesiadów. Trafiają do niej tylko ich świnie. Ponadto zwierzęta przepędzane są wytyczonym korytarzem po wewnętrznej drodze, więc zdaniem gospodarzy nie stwarzają żadnego zagrożenia w rozprzestrzenianiu się afrykańskiego pomoru świń, tym bardziej że kompleks fermy i ubojni jest ogrodzony i zabezpieczony przed dostępem dzikich zwierząt.

r e k l a m a

Chcieliśmy poznać prawdę

Chcieliśmy wyjaśnić zaistniałą sytuację i dlatego 30 listopada udaliśmy się na spotkanie do Bledzewa. Wcześniej jednak, 29 listopada późnym wieczorem w niedzielę, po zapoznaniu się z pismem, jakie otrzymał właściciel ubojni Marcin Biesiada z Inspektoratu Weterynarii w Międzyrzeczu, wysłaliśmy do tamtejszego powiatowego lekarza weterynarii pytania z prośbą o wyjaśnienie, czy faktycznie błędnie podano miejsce odstrzelenia zakażonego dzika i w związku z tym gospodarstwo oraz zakład niesłusznie znalazły się w strefie czerwonej.
Dopytywaliśmy też, czy są jakieś możliwości dopuszczenia do uboju tuczników z gospodarstwa w rzeźni, która znajduje się obok, i jakie ewentualnie warunki musiałby spełnić właściciel ubojni Marcin Biesiada. Zakład w Bledzewie nie był wyznaczony do przeprowadzania uboju zwierząt ze stref z ograniczeniami, więc jego funkcjonowanie zostało wstrzymane, a gospodarze pozostali z tucznikami i musieli szukać na nie odbiorcy. Uważali, że niesłusznie muszą oddawać świnie za bezcen, a ponowne uruchomienie ubojni w dużej mierze zależy od dobrej woli powiatowego lekarza weterynarii.
Szczegółowe pytania trafiły na skrzynkę poczty elektronicznej w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii w Międzyrzeczu w poniedziałek 30 listopada. Potwierdziła to osoba w sekretariacie, do którego dzwoniłam 1 grudnia, już po wizycie u Biesiadów i zapoznaniu się z ich stanowiskiem. Poinformowano mnie wówczas, że pytania dotarły, zostały wydrukowane oraz przekazane powiatowej lekarz weterynarii. Na prośbę o połączenie z panią Małgorzatą Matysek i bezpośrednią rozmowę w celu wyjaśnienia tych kluczowych kwestii usłyszałam, że jest bardzo zajęta i mam oczekiwać na odpowiedzi.
Ponieważ 2 grudnia do późnego popołudnia wciąż ich nie uzyskałam, ponownie wysłałam mail z prośbą o chociażby krótką odpowiedź, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawę z lokalizacją dzika, informując jednocześnie, że 3 grudnia po południu gazeta kierowana jest do drukarni, więc wyjaśnienia są bardzo istotne.

Lepiej późno niż wcale

Pomimo upływu czterech dni nie doczekaliśmy się jednak żadnego wyjaśnienia ze strony Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Międzyrzeczu, a przecież wystarczyłby jeden telefon, jeśli z powodu nadmiaru obowiązków brakowało czasu na przygotowanie odpowiedzi w formie pisemnej. Zresztą odpowiedzi nie nadeszły też w kolejnych dniach, już po opublikowaniu artykułu. Chcąc mimo wszystko wyjaśnić wątpliwości związane ze wstrzymaniem uboju w Bledzewie, 7 grudnia skierowałam prośbę do Lubuskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii o udzielenie odpowiedzi na pytania wcześniej kierowane do PIW w Międzyrzeczu.
Nie wiemy, na ile ta interwencja wpłynęła na powiatową lekarz Małgorzatę Matysek, ale 11 grudnia odebrałam telefon i w czasie dość długiej rozmowy dowiedziałam się między innymi, że od 9 grudnia ubojnia w Bledzewie już działa. Powiatowa lekarz weterynarii tłumaczyła to wywiązaniem się właścicieli z dostosowania do wymogów, które umożliwiły warunkowe wznowienie ubojów. Jednocześnie w nadesłanym do nas 11 grudnia sprostowaniu wyjaśnia, że ubojnia Marcina Biesiady oraz gospodarstwo Barbary Biesiady nie znalazły się w strefie czerwonej przez pomyłkę, choć początkowo myśliwy podał błędną nazwę miejscowości, gdzie odstrzelił dzika.
– Faktycznie pierwotnie myśliwy wskazał okolice Kurska jako miejsce odstrzału, jednak tę informację zweryfikowałam i w związku z wątpliwościami zgłosiłam na policji, która ustaliła, że dzik został jednak odstrzelony w okolicach miejscowości Pniewo. Ta informacja była podstawą zgłoszenia przez PIW w Międzyrzeczu do organu nadrzędnego, a następnie wyznaczenia strefy przez Komisję Europejską. Tak więc wyznaczenie strefy nastąpiło na podstawie prawidłowo zgłoszonego miejsca odstrzału – wyjaśniała Małgorzata Matysek.
Podkreślała też, że nie nakłada wyższych wymogów na przedsiębiorców aniżeli obowiązujące, a wszelkie obecne ograniczenia w zakresie działalności gospodarstwa i ubojni Biesiadów wynikają z przepisów prawa, czyli rozporządzenia Ministra Rolnictwa z 6 maja 2015 roku w sprawie zwalczania afrykańskiego pomoru świń oraz z przepisów decyzji wykonawczej Komisji Europejskiej 2020/1741 z 20 listopada 2020 roku.

r e k l a m a

Działają, bo poruszyli niebo i ziemię

Dobrze, że wyznaczenie strefy nie nastąpiło omyłkowo, a sprawą niewłaściwego zgłoszenia miejscowości odstrzelenia dzika zajęła się policja. Pytanie tylko, dlaczego tych informacji nie uzyskaliśmy w PIW w Międzyrzeczu w ciągu czterech dni? Należy podkreślić, że nasze pytania były na poczcie mailowej powiatowego lekarza weterynarii od poniedziałku, a gazeta została wysłana do drukarni w czwartek wieczorem.
Małgorzata Matysek w przesłanym do nas piśmie podkreśla, że w rozmowie telefonicznej 23 listopada ani też później nie przekazywała Marcinowi Biesiadzie, że wstrzymuje ubój w zakładzie, i nie dokonywała żadnych zmian w bazie online dla tego zakładu. Jednocześnie twierdzi, że zakład nie miał opracowanych stosownych procedur ani rozwiązań organizacyjnych odnośnie do zasad funkcjonowania w strefie objętej ograniczeniami, zapewniających zminimalizowanie ryzyka przeniesienia wirusa ASF do gospodarstwa lub z gospodarstwa wskutek działalności ubojni.
Przypomnijmy, że 7 grudnia skierowałam prośbę o wyjaśnienie sprawy do Lubuskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii, a w sprostowaniu Małgorzata Matysek twierdzi, że 8 grudnia postępowanie w sprawie zakończono wydaniem decyzji o wyznaczeniu rzeźni do przeprowadzania uboju świń pochodzących z gospodarstwa w strefie objętej ograniczeniami, a świnie przed przemieszczeniem są poddawane badaniu laboratoryjnemu prób krwi w kierunku ASF.
Trudno rozstrzygnąć, na ile ukazanie się artykułu i skierowanie pytań do Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii przyczyniły się do pozytywnego dla Biesiadów zakończenia sprawy, ale najważniejsze, że ubojnia w Bledzewie działa. Szkoda tylko, że walka z ASF tyle nerwów kosztuje rolników, którzy mają wrażenie, że walczy się nie z chorobą, a z nimi.
– Walczyliśmy o przetrwanie i wypełniamy zalecenia. Przeprowadzamy badania świń 7 dni przed skierowaniem ich do naszej ubojni, uzupełniliśmy procedury HACCP dla strefy czerwonej zakazujące przemieszczania się osób z ubojni do gospodarstwa i odwrotnie, dezynfekujemy drogi dojazdowe po każdym transporcie, kierowcy nie mogą opuszczać szoferek, ale na szczęście działamy i żyjemy nadzieją, iż jesteśmy tak zabezpieczeni, że już nic złego się nie wydarzy – komentuje Barbara Biesiada.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a