Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Opłacalność jest – mimo wszystko

Data publikacji 07.03.2021r.

Gdy słyszymy rozmowy o opłacalności chowu trzody chlewnej, to najczęściej, że ten kierunek produkcji charakteryzuje się świńskimi górkami i dołkami. I taka jest prawda, ale rzadko słyszymy, że jeśli na opłacalność spojrzymy w dłuższej perspektywie i uwzględnimy skalę produkcji, to możemy, a nawet powinniśmy, mówić, że ten kierunek jest opłacalny także w czasach wszechobecnego ASF. Takiego zdania jest przynajmniej Mateusz Ruszczyński z Pokojewa.

mazowieckie
– Przez wiele lat w naszym gospodarstwie prowadzona była wielokierunkowa produkcja rolna. Rodzice utrzymywali bydło mleczne i mięsne oraz trzodę chlewną, prowadzili też roślinne kierunki produkcji. Decyzja o wyspecjalizowaniu gospodarstwa w produkcji trzody chlewnej zapadła blisko 20 lat temu – na wstępie wspomina pan Mateusz. – Rodzice utrzymywali w cyklu zamkniętym około 15 loch. Jak na tamte czasy, była to całkiem spora liczba.
Po sprzedaży bydła i zmodernizowaniu obory postawili na tucz – przez kilka lat na poziomie około 150 sztuk. Warchlaki kupowali w Holandii, płacąc po 100 zł/szt. przy cenie żywca w granicach 4 zł/kg.
– Dziś, 20 lat później, sprzedajemy tuczniki w cenach na podobnym poziomie. W 2006 roku rodzice podjęli decyzję o zakupie silosów zbożowych, a stary magazyn zbożowy przerobili na tuczarnię. To pozwoliło na zwiększenie skali produkcji do 550 sztuk. Kolejne inwestycje związane ze zwiększeniem skali produkcji to rok 2014. Wtedy to wybudowaliśmy tuczarnię na 1400 stanowisk. Bliźniaczy budynek powstał rok później. Pozwoliło nam to na jednorazowe wstawianie do wszystkich budynków ponad 3 tys. warchlaków.

r e k l a m a

Potrzebują dużych partii

Od kilku lat warchlaki DanBred kupują w duńskich fermach. Po pierwsze dlatego, że nie mają obecnie dostępu do takiej liczby warchlaków na polskim rynku. Jeśli są takie fermy, to mają one bardzo długie listy oczekujących. Po drugie, zdaniem gospodarzy, genetyka duńska jest na wysokim poziomie, którego jak na razie nikt nie potrafi doścignąć.
– Kupowane przeze mnie warchlaki ważą około 30 kg, a do sprzedaży trafiają tuczniki o masie ciała średnio 130 kg. Przy wykorzystaniu pasz produkowanych we własnym gospodarstwie i z własnego ziarna udawało się nam "zrobić" rocznie do 3,5 cyklu. Dobowe przyrosty notujemy na poziomie 1100–1200 g, średni poziom upadków to 2%, rzadko powyżej, najczęściej poniżej. Spożycie paszy wynosi 2,5–2,6 na kilogram przyrostu. Średnia mięsność z ostatniej sprzedaży wyniosła 59%. Muszę jeszcze dodać, że zwierzęta są silne i zdrowe, a to przekłada się na niskie koszty leczenia. Najczęściej, choć rzadko, pojawiają się problemy z biegunkami, ale odnotowujemy je tuż po transporcie – mówi pan Mateusz.
Gospodarstwo od półtora roku znajduje się w czerwonej strefie w związku z afrykańskim pomorem świń.
– Przez to mamy nieco ograniczony wachlarz odbiorców. W zależności od zapotrzebowania rynku zakłady różnie odnoszą się do naszej strefy. W oddalonej o około 120 km Łomży mamy zakład, który odbiera od nas ponad 80% produkcji. Sprzedajemy tuczniki przez pośrednika i – co może niektórych zdziwić – nie oznacza to, że otrzymujemy niższą cenę. Często zdarza się, że jest ona wyższa niż proponowana bezpośrednio przez zakład – opowiada Mateusz Ruszczyński.
Żywienie w gospodarstwie naszego rozmówcy oparte jest na zbożach: pszenicy, pszenżycie i jęczmieniu, a także śrucie sojowej, ewentualnie rzepakowej. Jest podzielone na trzy etapy. W pierwszym świnie otrzymują paszę do około 45 kg masy ciała. W drugim etapie do masy ciała 80–90 kg zadawana jest pasza typu grower, która zawiera około 16,5% białka. Następnie godpodarze stosują paszę typu finiszer, zmniejszając zawartość białka do 15,5%.

W czerwonej strefie jest trudniej

– W ubiegłym roku zaobserwowaliśmy bardzo duży spadek cen, ale moim zdaniem większy wpływ na to miało pojawienie się ASF w Niemczech, a także koronawirus. W historii produkcji tuczników w naszym gospodarstwie nigdy nie było tak dużego załamania. Z cyklu na cykl do każdej sprzedanej sztuki dokładaliśmy około 100 zł. Ta trudna sytuacja utrzymywała się od kwietnia 2020 do początku bieżącego roku. Praktycznie dopiero od lutego zarabiamy pierwsze pieniądze na świniach. Z czego dokładaliśmy? Z produkcji roślinnej i brojlerów, ale to temat na kolejne spotkanie – mówi rolnik.
– Niedawno z ciekawości przeliczyłem sobie opłacalność od 2014 roku. Wyszło mi, że jesteśmy na plusie. Biorąc pod uwagę cały ten okres, zobowiązania kredytowe i inne, na sztuce zarobiliśmy około 60 zł. Z pewnością na ten wynik wpływ ma skala produkcji, jaką prowadzimy, oraz fakt, że odbiorca zabiera z jednego miejsca pełny samochód, a za tym też idą dodatkowe pieniądze – dodaje.
Hodowca z Pokojewa, zapytany, co jego zdaniem wpływa na obniżenie cen przez ubojnie, odpowiedział:
– Powodów jest kilka. Po pierwsze, zakłady tłumaczą obniżki koniecznością specjalnego oznakowania mięsa pochodzącego z czerwonej strefy. Po drugie, sam fakt, że sztuki pochodzą z tej strefy, już powoduje obniżkę ceny o 10–15 gr/kg. Co ciekawe, taka sytuacja nie ma miejsca, gdy na rynku brakuje tuczników. Szczerze mówiąc, powinniśmy otrzymywać wyższą cenę, ponieważ ponosimy dodatkowe koszty, związane chociażby z koniecznością zdobycia i opłacenia dodatkowych dokumentów – wyjaśnia rolnik.

r e k l a m a

Cykliczna sprzedaż

Wykorzystując posiadane budynki, młody rolnik stara się wstawiać warchlaki co 3–4 tygodnie, by sprzedaż tuczników była rozłożona w czasie. Obecnie jedna z tuczarni jest pusta, ale w ciągu kilku dni zostanie w pełni zasiedlona 1400 warchlakami. Do sprzedaży w ciągu najbliższego czasu trafi 550 sztuk z najmniejszego budynku.
– Sprzedajemy pełne auta, a więc po 180 sztuk. Staramy się, by opróżnianie chlewni trwało maksymalnie trzy tygodnie. Średnio co dwa tygodnie sprzedajemy po 400–500 sztuk. Choć zdarzają się, oczywiście, takie dni, gdy do sprzedaży trafia nawet 600–800 sztuk. Sumując, rocznie sprzedajemy ponad 10 tys. świń – wylicza gospodarz.
Tuczarnie wyposażone są w ruszty betonowe i plastikowe wygrodzenia. W bliźniaczych budynkach znajdują się po 24 kojce na 60 sztuk plus izolatka. Każdy kojec ma karmidła z wodą oraz dodatkowe poidła boczne. Ponadto chlewnie wyposażone są w automatyczną wentylację oraz automatyczny, koralikowy system zadawania pasz. Praca ludzka została praktycznie wyeliminowana.
– Najwięcej pracy mamy przy sporządzaniu pasz. Obchód budynku zajmuje około 15 minut. Sprawdzam wtedy, czy zwierzęta mają dostęp do paszy, wody, czy są jakieś upadki. Nie wiadomo, jaki będzie bieżący rok. Mam nadzieję, że najgorsze za nami. Obecnie obserwujemy wzrost cen warchlaków – za sztukę płacimy 240 zł, trzy miesiące temu płaciliśmy 140 zł. Ceny są znacznie niższe od tych w 2020 roku, kiedy warchlak kosztował nawet po 500 zł/szt. Rosną jednak pozostałe koszty produkcji: zboża, pasze, śruta sojowa, premiksy – kończy Mateusz Ruszczyński.

Ireneusz Oleszczyński

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a