Polscy producenci mleka ustawicznie zwiększają produkcję. I o ile z końcem roku zaczęła ona w wielu państwach spadać, to w Polsce nadal notuje się wzrosty. W grudniu 2020 r. zanotowano przyrost na poziomie 1,2%. Styczeń przyniósł kolejne zwyżki – wyprodukowaliśmy rekordową jak na ten miesiąc ilość mleka, a mianowicie 1 016,2 mln litrów. Nie jesteśmy jednak numerem jeden w unijnej dynamice produkcji mleka: w Irlandii grudniowe dostawy wzrosły o 4,6%, we Włoszech o 3,5%. Co zastanawiąjące, w państwach tradycyjnie już kojarzonych z produkcją mleka zaczyna ona zauważalnie spadać – co miało miejsce w Niemczech i Francji.
W niektórych państwach Europy, jak wymienionych Niemczech i Francji, zaczyna zmniejszać się pogłowie bydła mlecznego – we Francji aż o 3,2 %, w Niemczech – 2,9%. W Polsce, tak jak w przypadku Finlandii, Szwecji czy Belgii, zanotowano niewielki wzrost wielkości stad. Trend ten może w dłuższej perspektywie się pogłębiać. Polskie przedsiębiorstwa mleczarskie bez wątpienia potrzebują coraz większej ilości surowca, a wypłacane przez nie ceny nie odstają od tych w państwach Europy Zachodniej. Jednakże warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element. Rentowność polskich mleczarni to z reguły 1 procent, zaś rentownośc na poziomie 2-3 procent jest bardo dobrym wskaźnikiem. Natomiast zachodnioeuropejskie przedsiębiorstwa zajmujące się przetwórstwem mleka uważają za minimum: rentowność na poziomie 5 %, chociaż z reguły bywa ona większa.
Rosnąca cena mleka w Polsce była jednym z czynników do dalszego powiększania produkcji, która jest na dzień dzisiejszy czwartą co do wielkości wśród krajów UE. Polscy producenci mleka już w 2019 r. odpowiadali za 8,5% unijnych dostaw. Jednak do lidera, jakim są Niemcy jeszcze nam trochę brakuje. Co piąty litr unijnego białego surowca produkowany jest przez naszych zachodnich sąsiadów, kolejna w tym rankingu Francja odpowiada za 17,2% dostaw.
Skąd więc zmiany u dotychczasowych unijnych liderów produkcji mleka? To właśnie w tych państwach mamy do czynienia z powtarzającymi się regularnie protestami producentów mleka. Przytoczyć tu można chociażby niedawne blokady niemieckich centrów dystrybucyjnych sieci handlowej Aldi. Ogniwem zapalnym była zapowiedziana przez tego detalistę obniżka cen masła. W odpowiedzi na protesty padły obietnice, że sieć pozyskiwać będzie mleko zarówno konwencjonalne, jak i ekologiczne wyłącznie z niemieckich gospodarstw. Odbyły się już pierwsze spotkania z udziałem polityków, szerszego grona detalistów, przetwórców i rolników z landów, w których miały miejsce protesty. Być może jest to rozwiązanie, które wpłynie na poprawę sytuacji niemieckich producentów mleka.
Niestety powoli i do polskich producentów zaczynają docierać te same niepokojące ich zachodnich kolegów sygnały. Wizja, jaką prezentuje polityka,,Zielonego ładu", która narzucać będzie nowy ton w rolnictwie w najbliższych latach, wymusi znaczące zmiany w gospodarstwach. Sama konwersja gruntów pod produkcję ekologiczną na poziomie 25% areału staje się nie lada problemem w większości państw unijnych – a to dopiero wierzchołek przysłowiowej góry lodowej. W Polsce jest to produkcja szczątkowa, a jej wymuszenie zmniejszy wydajność wielu gospodarstw posiadających niejednokrotnie znaczne obciążenia wynikające z kredytów.
Niestety, działania unijnych instytucji wydają się niejednokrotnie niespójne, momentami groźne. Do tego dokładają się nierozwiązane wciąż problemy w skali Wspólnoty – 80 procent unijnych dotacji kierowanych jest do 20 procent unijnych rolników. Stan ten prawdopodobnie ulegnie pogłębieniu i nijak nie wpłynie na poprawę rentowności gospodarstw. Założenia nowej Wspólnej Polityki Rolnej mówią o zapewnieniu bezpieczeństwa dostaw i suwerenności żywnościowej. Innymi słowy: wyżywienie rosnącej populacji przy możliwie najniższych kosztach. Tylko jak to zrobić? Gdzie więc założenie wzrostu przychodów, wynikające z bardziej świadomych wyborów konsumentów? Skąd więc protesty chociażby pod wspomnianymi wcześniej centrami dystrybucyjnymi Aldi? Z oczywistego faktu, że przychody w rolnictwie powinny w głównej mierze pochodzić z rynku a nie z systemów dopłat.