mazowieckie
– Kiedy postanowiliśmy, że wybudujemy nową oborę, byliśmy całkowicie przekonani co do zrobotyzowanego systemu doju – wyjaśniał Zbigniew Ogrodniczak. – Inwestycja w robot oznaczała jednak ogromny wydatek, na który chcieliśmy się finansowo przygotować. Postanowiliśmy więc poczekać na nowy PROW z dofinansowaniem, obok robota udojowego wyposażyć również oborę w robot do czyszczenia rusztów i podgarniania paszy na stole paszowym.r e k l a m a
Dwa lata czekania
Jak postanowiła rodzina Ogrodniczaków, tak też uczyniła i kiedy w lutym br. odwiedziliśmy gospodarstwo hodowców, z nieskrywaną satysfakcją oprowadzali nas po w pełni zautomatyzowanej oborze, którą wyposażyła firma Lely.Determinacja hodowców w tym zakresie była ogromna. Na tyle, że przez blisko dwa lata w bezuwięziowej oborze doili krowy – nie jak to zazwyczaj bywa na hali udojowej – ale za pomocą dojarki przewodowej, przeniesionej ze starej obory i zamontowanej przy stole paszowym, a proces doju ułatwiała zatrzaskowa drabina paszowa.
Słoma nade wszystko
Obora państwa Ogrodniczaków to budynek o wymiarach 32x22 metry, który posiada bezsłupową, stalową konstrukcję nośną. Część legowiskową zaplanowano tutaj na głębokiej ściółce, która wymieniana jest co 3–4 miesiące. Z części legowiskowej zwierzęta przechodzą schodkami na rusztowy korytarz spacerowy, który czyszczony jest przez robot Discovery. Przy jednej ze ścian podłużnych zaplanowano korytarz paszowy, na którym pracuje z kolei robot do podgarniania paszy Lely Juno.Hodowcy, pomimo większego nakładu pracy, z wybranego systemu utrzymania krów są całkowicie zadowoleni.
– Najbardziej przyjazna zwierzętom głęboka ściółka zapewnia doskonały komfort wypoczynku i – w naszej opinii – wpływa na zdrowie i długowieczność krów, czego najlepszym dowodem jest fakt, że w naszej oborze krowy dojone są średnio przez 5–6 laktacji. Jesteśmy przekonani, że gdyby stado utrzymywane było na rusztach, nie mielibyśmy tak długiego okresu użytkowania – podkreślił Radosław Ogrodniczak.
– Głęboka ściółka oznacza duże ilości obornika, który jest istnym dobrodziejstwem dla uprawianych przez nas gleb, w większości V i VI klasy. Bez obornika niewiele byśmy z nich zebrali. Dość powiedzieć, że w ubiegłym roku ze względu na duże zapasy kiszonki w ogóle nie uprawialiśmy kukurydzy. Po prostu obornik robi swoje.
Najwyższy dobrostan krów wypoczywających na głębokiej ściółce oraz efekty nawożenia obornikiem z nawiązką rekompensują konieczność zakupu dużych ilości słomy (rocznie zużywa się tutaj około 1600 bel).
r e k l a m a
Żyjemy dziś zupełnie inaczej
Czy po kilku latach zautomatyzowanego doju hodowcy są w pełni zadowoleni z podjętej decyzji?– W 100% – potwierdzili zapytani Zbigniew i Radosław Ogrodniczakowie podkreślając, jak bardzo ważny jest sprawny i niezawodny i profesjonalny serwis urządzeń. – I takowy od firmy otrzymujemy.
Hodowcy bardzo dobrze wspominają również początki pracy z robotem.
– Przez pierwsze dwa tygodnie robot stał w oborze i wyłącznie wydawał krowom pasze. Zwierzęta bez problemu (szczególnie, że wcześniej korzystały ze stacji paszowych) nauczyły się do niego wchodzić – wspominał Zbigniew Ogrodniczak. – Zapewne wielu hodowców uważa, że gdy zamontuje robota w oborze to nie ma już żadnej pracy. Nic bardziej mylnego. Owszem, w robocie krowy doją się same, jednak pracy nie brakuje, tylko radykalnie zmienia się jej charakter. Chcąc dobrze zarządzać stadem wiele czasu poświęcić trzeba na pracę przy komputerze, analizując np. dzienne raporty z robota. A informacji dostarcza bardzo dużo. I muszę przyznać, że praca z robotem po prostu wciąga i dane np. dotyczące jakości mleka czy rui kontrolujemy nieustannie.
Więcej mleka lepszej jakości
Wraz z uruchomieniem robota zmieniona została pełnoporcjowa mieszanka treściwa. Dawną zastąpiono mieszanką z firmy De Heus. Po kilku dniach spadku w pobraniu paszy, wszystko wróciło do normy i dziś hodowcy chwalą sobie współpracę i profesjonale doradztwo żywieniowe specjalisty z firmy. I trudno się dziwić, gdyż – jak nas poinformowali – średnia wydajność stada przekroczyła obecnie 10 000 kg mleka od krowy. Na stole paszowym dawka zbilansowana jest na produkcje 26 litrów mleka od sztuki.– Przed zamontowaniem robotów nie przekraczaliśmy poziomu 7000 kg od sztuki, tak więc zrobotyzowany system doju i oczywiście dobra pasza oraz zbilansowane żywienie przyniosły doskonałe efekty – stwierdził Radosław Ogrodniczak. – Popełniamy jednak jeden mały błąd, utrzymujemy w oborze nieco za dużo sztuk. Jednak nie w nadmiernym zagęszczeniu tkwi problem, a w zbyt dużej ilości dojonych na robocie krów, których optymalnie powinno być 65–68. U nas zwykle jest to ponad 70 sztuk. Do nowej obory zakupiliśmy wcześniej 25 jałowic z Danii i Niemiec. Doszły do nich sztuki własne i tak się nam stado rozrosło do 85 krów dojnych. Tak więc średnia ilość wejść do robota wynosi 2,7–2,8, a optymalnie powinno być 3.
Jako kolejną zaletę robota udojowego hodowcy wymienili także zdecydowaną poprawę jakości – szczególnie zdrowotnej – mleka.
– Dokładne mycie i odkażanie strzyków, 3-krotne w ciągu doby mycie całego urządzenia procentuje. Liczba komórek somatycznych w produkowanym mleku zdecydowanie się zmniejszyła – podkreślił Radosław Ogrodniczak.
Oczywiście robot czyści i dezynfekuje wymiona, jednak nic nie zastąpi dbałości hodowcy o ich zdrowie. Oprócz utrzymania najwyższej higieny w oborze Ogrodniczakowie regularnie opalają wymiona, usuwając w ten sposób nadmierne owłosienie i ograniczając tym samym intensywność ich zabrudzenia.
Do codziennych czynności przy robocie należy również np. czyszczenie lasera.
– Tak więc pracy nie brakuje, jednak jest to zupełnie inna praca w porównaniu z dojem tradycyjnym. Odkąd mamy robota, żyjemy inaczej. Lżej, bardziej komfortowo, a zarządzenie stadem jest o wiele łatwiejsze – zgodnie podsumowała, zadowolona z inwestycji rodzina państwa Ogrodniczaków.