Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Tygodnik Poradnik Rolniczy 10/2021 str. 75

Data publikacji 07.03.2021r.

Sześćdziesiąty dziewiąty odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego "Sprawa kryminalna".

Machnął ręką zrozpaczony i poszedł na wódkę. Zły humor jednak przez cały dzień dał czuć wszystkim podwładnym.
Upłynął tydzień, ekonom jeździł parę razy do miasteczka. Mijając Orygowce, stanął pogadać z Fajwlem. Tu dowiedział się, prawie mimowolnie, że pan Daniel wyjechał z domu, jak się zdawało do Warszawy, i że dwór mimo złej pory na gwałt odnawiają, malują, obijają, czyszczą, jak gdyby się tam więcej kogo niż gospodarza spodziewano. Meble i sprzęt różny co chwila miały nadejść z Warszawy.
– Stary ślepy czy co? – zawołał do siebie Szajkowski.
Piekła go ta wiadomość, wytrzymać z nią nie mógł.
"Kobyły mi nie da – mniejsza z tym, to choć krwi staremu napsuję" rzekł w duchu, powracając do domu. "Trzeba mu to jakoś mądrze powiedzieć".
Wieczorem przypadała zwykle dyspozycya i sprawozdanie, z którem Szajkowski mało nie co dzień przychodził do prezesa.
Stary miał zwyczaj z rękami założonemi drepcząc po pokoju, pół godzinki spędzać na gawędce z ekonomem, którego, gdy był w dobrem usposobieniu, kieliszkiem wódki i zakąską odprawiał.
Tym razem zręczniejszy pan Szajkowski nie wystąpił od razu z doniesieniem – począł od różnych wiadomości gospodarskich mniejszej wagi.
– Proszę jaśnie pana – dodał, odchrząkując po zdaniu sprawy – co się tyczy średniej pszenicy i tej, co troszeczkę porosła, której w Uściługu nie przyjmą, tę by nabył Fajwel z Orygowiec. Właśnie przejeżdżając, o tym z nim mówiłem. Dostawa pod bokiem, furmanki na dobry ład i trzy razy powrócą.
– Niech sobie Fajwel sam zabiera, to najlepiej – dodał prezes. – Spuści mu się coś na korcu.
– A kiedy? Bo to tam bodaj o fury teraz w Orygowcach trudno – rzekł Szajkowski. – Wielka jakaś robota koło dworu, choć nie pora. Jeszcze do miasteczka nieustannie, słyszę, po coś posyłają, tak że się ani fury nie doprosić. I gdyby choć sam dziedzic był, toby Fajwel mógł się z nim ułożyć, a ten, słyszę, wyjechał do Warszawy czy coś i nie ma go w domu. Nie ma go – powtórzył dobitnie i z naciskiem – Nie wiadomo, kiedy powróci, nawet.
To mówiąc, spoglądał na prezesa, który chodził po pokoju, nie okazując wcale, aby go ta wiadomość w najmniejszej rzeczy obchodzić miała.
Szajkowski milczał i on się nie odzywał. Sądził, że go o coś spyta. Czekał – nie odezwał się prezes. W końcu odpowiedział, acz nierychło i obojętnie.
– To nie sprzedam Fajwlowi średniej pszenicy – rzekł. Na tę kupiec się i później znajdzie łatwo... Jak sobie chce, furmanek i tak dosyć potrzeba...
– Gdyby w Orygowcach... – począł Szajkowski.
– Daj mi, asińdziej, pokój już z temi Orygowcami... Nie ma o czym mówić – dorzucił stary. – Dosyć, dosyć.
Odszedł tedy Szajkowski zmyty powtórnie i niepowodzeniem znękany. Zaczynał się nawet po trosze domyślać, iż wiatr musiał zawiać z innej strony i że przeciwko niemu chcieć iść byłoby niebezpiecznie. Ze zwrotem jednak postanowił czekać, ażby chorągiewka porę mu ukazała.
Tymczasem zwracał pilną uwagę na pana prezesa, który oprócz pewnej niecierpliwości o poczty i listy innego nie okazywał symptomatu niepokoju i obawy. Zwykle poczta, nieprzynosząca do Murawca nic tak bardzo zajmującego, bywała zaniedbywana, leżała niekiedy pół dnia nietknięta w kredensie, nim ją do pokoju przyniesiono. Teraz musiano ją podawać natychmiast, stary dzwonił i dowiadywał się, czy fornal z miasteczka nie powrócił, i Szajkowski, pilny w dogodzeniu wszelkim pańskim fantazyom, urządził zaraz stosunek z miasteczkiem w jak najpraktyczniejszy sposób, a dla lepszego wyrozumienia, co teraz pana obchodzić najwięcej mogło, niekiedy pocztę sam własnoręcznie odnosił. (cdn.)

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a