łódzkie
O dużych dostawców, dostarczających po kilka tysięcy litrów mleka na odbiór zabiega niemal każda mleczarnia, ale mało która daje możliwość zaistnienia małemu producentowi zaczynającemu od zera, a tak właśnie jest w Sieradzu. To już nie pierwszy przypadek tego typu, jaki opisujemy. Ponad rok temu pisaliśmy o Zbigniewie Pustelniku, który także od zera zaczął swoją przygodę z mlekiem i współpracę z sieradzką mleczarnią. Na tym właśnie polega prawdziwa spółdzielczość, dająca szanse rozwoju zarówno dużemu, jak i małemu dostawcy.r e k l a m a
Comiesięczna wypłata to podstawa
– Odchodząc od hodowli i produkcji mleka popełniliśmy duży błąd. Myśleliśmy, że będzie nam lżej, że produkcja roślinna powiązana z produkcją warzyw to dobra alternatywa, ale brak pewnego odbiorcy oraz brak stabilnych cen sprawiły, że był to tylko czas przetrwania. Obecnie jest jeszcze gorzej, targowiska i giełdy wręcz opustoszały. Wróciliśmy do mleka, gdyż na obecną chwilę jest to jedyna stabilna i opłacalna dziedzina produkcji w rolnictwie. Wypłata jest co miesiąc i zawsze na czas i tylko taki system pozwala planować wydatki, w tym także na inwestycje. Ponadto nasze gospodarstwo jest zbyt małe, aby utrzymać się tylko z produkcji roślinnej – oznajmił Jerzy Kuśmirek.Aby wrócić do produkcji mleka potrzebne były nakłady finansowe. Najwięcej kosztował zakup materiału hodowlanego, bo ok. 30 tys. zł. Były to 4 jałówki cielne po 5 tys. zł za sztukę, które umożliwiły stosunkowo szybki start produkcji mleka oraz kilka młodszych cieliczek do własnego odchowu, co z kolei pozwoliło ograniczyć koszty. Ponadto remont pomieszczenia socjalnego, gdzie niebawem stanie schładzalnik mleka, kosztował 4 tys. zł, a remont obory zamknął się w niedużej kwocie 1 tys. zł. Na tak niskie stawki przygotowania budynku do produkcji mleka wpłynęło to, że Jerzy Kuśmirek sam wykonał wszystkie niezbędne prace.
– Dostawy mleka do stacji schładzania rozpoczęliśmy w październiku 2019 roku. Obecnie w doju mamy 8 krów, od których na dzień pozyskujemy 150–200 l surowca. Docelowo chcemy utrzymywać 18 krów, dlatego powiększymy oborę poprzez zburzenie ściany pomiędzy oborą a stodołą. Zyskamy dodatkową powierzchnię, gdzie powstanie kolejny rząd legowisk oraz szeroki przejazdowy stół paszowy. Jednak jeszcze bardziej potrzebną inwestycją jest zakup schładzalnika do mleka o pojemności 650–800 l. To umożliwi bezpośredni odbiór mleka z gospodarstwa. Dobrze, że zakup takiego schładzalnika możemy sfinansować z pożyczki udzielonej przez mleczarnią na bardzo korzystnych warunkach i dodatkowo spłacanej mlekiem – wyjaśnił Jerzy Kuśmirek.
Udziały do uzupełnienia
Rolnik żałuje, że przed 10 laty, kiedy kończył produkcję mleka, jednocześnie wycofał swoje udziały z sieradzkiej spółdzielni. Dlatego teraz musi je uzupełniać, co wiąże się z potrąceniami na fundusz udziałowy. Jednocześnie cieszy się z powrotu do produkcji mleka, gdyż ta decyzja, jak twierdzi, spowoduje, iż gospodarstwo będzie miało następcę.– Póki co, mamy zbyt małą produkcję, aby utrzymały się z niej dwie rodziny, dlatego syn Dominik pracuje zawodowo poza gospodarstwem. Jednak ukończył technikum rolnicze i w przyszłości chce poprowadzić rodzinne gospodarstwo – oznajmił Jerzy Kuśmirek.
Przez 10 lat przerwy w hodowli krów mlecznych zmieniło się dość dużo, przede wszystkim dziś jest to już zupełnie inne żywienie, oparte na dawce zbilansowanej pod względem energetyczno-białkowym.
– Kiedyś żywiło się krowy tym co było w gospodarstwie, ziemniakami, odpadami z buraków cukrowych i sianem. Dziś cały rok jest taka sama dawka oparta na energetycznej kiszonce z kukurydzy oraz białkowej sianokiszonce uzupełnianych paszami treściwymi: śrutami zbożowymi, poekstrakcyjną śrutą rzepakową, koncentratem białkowym oraz dodatkiem mineralno-witaminowym. Takie żywienie zapewnia produkcję mleka na znacznie wyższym poziomie – powiedział Jerzy Kuśmirek dodając, że dzisiejsze bydło jest też zupełnie inne niż to sprzed 10 lat. Rasa hf jest znacznie wydajniejsza, ale wymaga też dawki żywieniowej wysokiej jakości oraz zadawanej do woli, dostępnej dla krowy przez całą dobę.
W stadzie rodzi się dużo cieliczek, z czego rolnicy bardzo się cieszą, bo to przyspieszy rozwój hodowli. Póki co nie sięgali po nasienie seksowane, gdyż odstraszają ich wysokie ceny. Korzystają z nasienia buhajów z oferty Mazowieckiego Centrum Hodowli i Rozrodu Zwierząt w Łowiczu, głównie wybierają buhaje pochodzące z pobliskiej hodowli, a znanej na cały kraj OHZ Dębołęka.
r e k l a m a
Dzierżawa zbyt droga
Zanim jeszcze Kuśmirkowie powrócili do produkcji mleka, próbowali swoich sił w chowie bydła opasowego, ale tu również przeszkodą były wahania cen podatnych na różne zdarzenia jak: afera leżakowa, koronawirus, czy też „Piątka dla zwierząt”. Ponadto jak przyznał gospodarz, aby żyć z produkcji żywca wołowego trzeba działać na większą skalę, a areał jego gospodarstwa na to nie pozwala. Z kolei czynsze dzierżawne są mocno wygórowane, zaczynają się od 1500 zł za 1 ha rocznie i to pod warunkiem, że dopłaty trafiają do kieszeni właściciela, a nie użytkownika.– Dopłaty bezpośrednie z samej swojej definicji mają za zadanie zmniejszyć koszty produkcji, aby żywność była tańsza dla ogółu społeczeństwa, zatem powinny trafiać do producenta, czyli do użytkownika ziemi, a nie właściciela. Niestety, w naszym kraju jest inaczej – podkreślił Jerzy Kuśmirek.
8 ha ziemi to niedużo, dlatego rolnicy starają się wykorzystać swoje pola najlepiej jak potrafią. Dodatkowy dochód przynosi uprawa 2 ha wczesnych ziemniaków, po których sieją kukurydzę na kiszonkę oraz trawy jednoroczne. Co roku muszą dokupić co najmniej 100 balotów słomy.
– Kukurydza z późniejszego siewu często nie ustępuje tej z plonu głównego, ponadto uprawa traw jednorocznych sianych w czerwcu to źródło dwóch solidnych pokosów. Podsuszoną trawę sianą na gruntach ornych zbieramy sami, własną przyczepą samozbierającą i zakiszamy w pryzmie. Z kolei z łąk trwałych sporządzamy baloty z sianokiszonką, tu niezbędna jest usługa, gdyż nie posiadamy jeszcze własnej prasy – wyjaśnił Jerzy Kuśmirek.