Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Ładowarka teleskopowa CAT TH357D ma rozwiązania, które bronią się same

Data publikacji 14.03.2021r.

Jeżeli ktoś potrzebuje ładowarki teleskopowej z potężnym uciągiem niezbędnym do przeciągania załadowanych po brzegi przyczep czy wbijania się i ładowania zbitego obornika z pryzmy, to 124-konny CAT TH357D z mechaniczną skrzynią biegów jest dla niego idealny. Jeżeli jednak komuś bardziej zależy na super precyzji, powinien postawić na maszynę hydrostatyczną – taki wniosek wyciągnęliśmy po redakcyjnym teście ładowarki Caterpillar.

Ładowarka CAT TH357D, którą mieliśmy okazję testować w gospodarstwie na Podlasiu, wywodzi się z budowlanki. Da się to zauważyć niemalże na każdym kroku, szczególnie po ilości zastosowanych rozwiązań chroniących maszynę w trudnym terenie. Ma największy spośród tego typu maszyn prześwit oraz masywne osie – produkcji Dana Spicer – które dodatkowo stanowią najniższy punkt podwozia. W maszynach firm konkurencyjnych najniżej położona jest zazwyczaj skrzynia biegów czy hydrostat. Osie jezdne w maszynie CAT są do tego bardzo szeroko rozstawione, bo aż na 316,5 cm. To o 45 cm więcej od maszyn konkurencyjnych o podobnych parametrach. A to sprawia, że ta maszyna jest bardziej stabilna w momencie unoszenia ciężkich ładunków. Jej teleskop można wysunąć dalej w przód nim tył zacznie się podnosić. Parametry robocze mówią, że udźwig maksymalny dochodzi do 3,5 tony. Tyle teorii, bo w praktyce można unieść znacznie więcej, nawet o pół tony! Oczywiście ładowarka została przygotowana na taką ewentualność i można to zrobić tylko w odpowiednich warunkach. Jeżeli maszyna unosi ładunek na postoju, a czujnik przy tylnej osi wykryje, że nacisk jest zbyt niski, to podaje taką informację do systemu, a ten blokuje dwie funkcje – dalsze wysuwanie teleskopu, które by pogarszało sytuację oraz opuszczanie ładunku, co z kolei wpłynęłoby na oddalanie środka ciężkości od maszyny. Aby przywrócić sprawność, operator może wtedy tylko skrócić wysięgnik lub podnieść ładunek. Tak właśnie działa system stabilizacji wzdłużnej LSI w trybie aktywnym. Ale ma on również tzw. tryb pasywny, a ten, kiedy hydraulika nie blokuje się, daje możliwość przekraczania wartości udźwigu. Warunki są dwa: hamulec ręczny musi być wyłączony i musi być załączony jakiś bieg. Oczywiście maszyna dalej będzie ostrzegała operatora sygnałem dźwiękowym i pojawianiem się czerwonych diod ostrzegawczych, że sprzęt znajduje się na granicy swoich możliwości, ale wtedy to już nie system, ale operator będzie decydował kiedy można przerwać pracę.

r e k l a m a

Charakterystyczne dla ładowarki

CAT TH357D jest to, że tylna krawędź opon licuje się z tyłem maszyny. Ta cecha to pokłosie wspomnianego szerokiego rozstawiania osi. Co to daje? Poprawę widoczności do tyłu. Taką maszyną łatwiej jest np. cofnąć do przyczepy, aby ją podpiąć. Ale ma to też swoje wady, bo negatywnie wpływa na zwiększenie promienia zawracania, choć w niewielkim stopniu, bo przy porównywalnej maszynie ten parametr jest niższy o 12 cm. Ładowarkę wyróżnia masywny, główny sworzeń wysięgnika. To kolejne zabezpieczenie istotne na placu budowy, jak również w rolnictwie, które stanowi zabezpieczenie w przypadku, gdy ładowarka uderzy z rozpędu krawędzią łyżki o przeszkodę. Tak masywny stworzeń powinien to wytrzymać. Potężny jest też siłownik odpowiedzialny za przechylanie osprzętu. Caterpillar zastosował tutaj unikatowe rozwiązanie polegające na tym, że sam tłok nie porusza łyżki czy wideł, ale poprzez ramiona ustawione na kształt litery Z (jest to połączenie typu Z-Bar). Amerykanie twierdzą, że dzięki takiemu rozwiązaniu – jak wynika wprost z praw fizyki – o wiele większa jest siła odspajania. Znacznie większy jest też zasięg obracania osprzętu. Ale, jak to w fizyce, nic nie ma za darmo. Dłuższy musi być skok siłownika, dlatego zastosowano masywny tłok. Wysięgnik ładowarki może być amortyzowany. Caterpillar nazywa to rozwiązanie Ride Control. Taka funkcja przydaje się, gdy sprzęt pokonuje na nierównym terenie długie przejazdy z ciężarem. Wtedy amortyzator w hydrauliczny sposób kompensuje wstrząsy. System załącza się powyżej prędkości 5 km/h, a gdy prędkość jest niższa, automatycznie wyłącza się. Dlaczego? Gdyby działał przy bardzo niskich prędkościach pojawiłby się problem z precyzyjnym ustawianiem ładunków. Polski sprzedawca tych maszyn – firma Bergerat Monnoyeur – twierdzi, że już połowa sprzedawanych w rolnictwie ładowarek CAT jest wybieranych z takim systemem. Niestety, model który testowaliśmy nie miał tej funkcji, a przydałaby się, ponieważ jednym z jego zadań było przewożenie obornika spod obory na oddalone pryzmy. Maszynę sprawdziliśmy także przy ładowaniu paszowozu oraz podgarnianiu zboża w magazynie. Wykonując te zadania spodobała nam się tzw. amortyzacja dobiegu wysięgnika, czyli funkcja polegająca na zwolnieniu szybkości teleskopu pod koniec składania. Dzięki temu nie dochodziło do uderzania, jak w innych tego typu maszynach, które mieliśmy już okazję testować. Przy ładowarce CAT wyróżniają się również na tle konkurencji szczotki wysięgnika, które nie tylko rozprowadzają smar na ramieniu, ale go uszczelniają, co ma wydłużyć jego trwałość. Na plus można było zaliczyć również zgrupowanie punktów smarowania w jednym miejscu.

Mocną stroną

ładowarki jest jednostka napędowa. To czterocylindrowy motor o pojemności skokowej 4,4 litra i mocy 124 koni. Z tabliczki odczytujemy nazwę Cat C4.4 Acert. Ale tak naprawdę jego producentem jest Perkins, który należy do Caterpillara. W naszym kraju ten motor jest dobrze znany m.in. za sprawą ciągników Ursus czy Farmtrac, w których jest lub był montowany. W trakcie testu okazało się, że jednostka jest oszczędna, bo w zależności od charakteru pracy spalała od 5 do 6 litrów oleju napędowego na motogodzinę. Potrzebowała także płynu AdBlue do oczyszczania spalin, ale jego zużycie było minimalne. Spaliny doczyszczał także bezobsługowy katalizator utleniający DOC. Silnik nie potrzebuje filtra cząstek stałych DPF ani układu recyrkulacji spalin EGR. Maszyna mieściła się jednak w limicie normy emisji spalin Stage IV. Na Stage V to już nie wystarczy i potrzebny będzie DPF. Taką maszynę Caterpillar ma zaprezentować w drugiej połowie roku. Silnik w ładowarce CAT TH357D jest ustawiany podłużnie. Takie położenie ma kilka zalet. Wygodny jest dostęp do obsługi motoru. Nie potrzeba też przekładni kątowej, bo z wału korbowego napęd jest przekazywany wprost na sprzęgło, a potem na skrzynię biegów. Mniej jest więc elementów ruchomych, które wymagają serwisowania. Ale nie wszystko wygląda tak dobrze. Fatalnie jest położony filtr powietrza. Jest zamocowany w głębi komory silnika i to w takim miejscu, że aby się do niego dostać trzeba maksymalnie skręcić koła w lewą stronę. Potem trzeba się przedostać w powstałą w ten sposób przestrzeń, co jest wyzwaniem zważając na niewielką odległość koła od silnika. Dlatego warto, aby producent to poprawił, przenosząc filtr w bardziej dogodne miejsce. Maszynę można natomiast pochwalić za montowany seryjnie wentylator rewersyjny silnika, który automatycznie, co 20 minut, zmienia kierunek obrotów, utrzymując je przez 7 sekund. Co to daje? Następuje oczyszczenie chłodnic oraz otworów wlotowych do komory silnika, co podnosi skuteczność działania układu chłodzenia. Gdy ktoś pracuje ładowarką przy bardzo dużym zapyleniu, a my taką pracę wykonywaliśmy, wsteczne obroty wentylatora może uaktywnić we własnym zakresie przytrzymując dedykowany przycisk. Wentylator będzie wtedy kręcił się w odwrotną stronę tak długo, jak tylko przycisk będzie przytrzymywany.

r e k l a m a

W ładowarce sam motor

nic nie zdziała, gdy nie współgra z równie mocną hydrauliką. A tę w modelu CAT TH357D zasila pompa wielotłoczkowa Bosch Rexroth, która ma przepływ na poziomie 140 litrów na minutę. Olej, który kierowany jest np. na osprzęt nie jest mieszany z olejem skrzyni biegów. Nie ma więc ryzyka zanieczyszczenia obu układów. Caterpillar posiada mechaniczną skrzynię biegów, która ma 6 przełożeń do przodu i 3 wsteczne. Jest to przekładnia typu powershift, w której biegi są zmieniane przyciskami na joysticku. Istnieje też możliwość automatycznego przełączania biegów, ale tylko w zakresie od 3 do 6. W górę biegi zawsze wrzucane są w kolejności. W dół mogą być redukowane o więcej niż jedno przełożenie np. wtedy, gdy dochodzi do gwałtownego hamowania maszyną. Dlaczego automat nie działa na najniższych przełożeniach? Bo to przeszkadzałoby w manewrowaniu maszyny. Skrzynia posiada też tzw. "pamięć biegów". Chodzi o to, że przy zmianie kierunku jazdy załącza bieg, na którym maszyna poruszała się wcześniej. Zmiana kierunku jazdy odbywa się z joysticka. Przycisk jest zamocowany z przodu drążka, dlatego obsługuje się go palcem wskazującym. Jest to dobre rozwiązanie, bo wtedy kciukiem można obsługiwać układ hydrauliczny. To jednak nie wszystko, bo testowa maszyna wyposażona była w dźwignię rewersu zamocowaną z lewej strony pod kołem kierownicy. To ukłon dla rolników, którzy są przyzwyczajeni do takiej zmiany kierunku jazdy w ciągnikach. Ta dźwignia stanowi wyposażenie ponadstandardowe i wiąże się z wydatkiem 115 euro. Przy cenie maszyny na poziomie 68 525 euro netto takie pieniądze wydają się symboliczne. A dlaczego Caterpillar w modelu testowym, jak również w pozostałych modelach stawia na napęd mechaniczny? Twierdzi, że przy takim napędzie nie ma zagrożenia przegrzania oleju przy ciężkiej pracy, co przy napędach hydrostatycznych się zdarza. Napęd mechaniczny ma też wyższaą sprawność. Umożliwia także przenoszenie większych obciążeń, a maszyna dysponuje większą siłą uciągu. Ale dokładność jazdy przemawia już za napędem hydrostatycznym, który umożliwia nawet milimetrową precyzję poruszania się.

Ładowarka CAT TH357D

jest produkowana w zakładzie w Rumunii. Części do niej dostarczane są z zakładów Caterpillara w Anglii i Belgii. Kabina testowej ładowarki powstała na Węgrzech w firmie Agrikon Kam. Zresztą ten producent produkuje kabiny do ładowarek takich firm jak Kramer, Manitou czy Liebherr. W maszynach tych producentów zastosowano jednak szyby skośne, a w CAT są szyby proste. Dlaczego? Producent twierdzi, że chodzi o koszty wymiany w chwili zbicia szyby, które są o wiele niższe, gdy tafla szkła jest prosta. W kabinie Caterpillara dominuje prostota. Na prawym panelu oprócz joysticka, kilku otwartych schowków, minipodłokietnika z możliwością ustawienia dwóch pozycji, znajdowały się dwa przyciski – jeden do zapamiętania obrotów silnika, drugi do zmiany działania wysprzęglania przy hamowaniu (w jednej pozycji przycisku wciśnięcie hamulca odłącza napęd, w drugiej nie, czyli przy lekkim hamowaniu maszyna będzie delikatnie "ciągnąć", co się przydaje w niektórych zastosowaniach). Resztę przycisków umieszczono na desce rozdzielczej. Warto tutaj wymienić m.in. przyciski służące do zwiększania o kilkanaście procent wydajności wysięgnika (notabene świetne rozwiązanie, które wykorzystywaliśmy przy ładowaniu obornika), trzech trybów ustawienia kół czy uwolnienia ciśnienia łączy hydraulicznych, wręcz niezbędne w chwili podczepiania osprzętu. Na desce znajduje się też niewielki wyświetlacz LCD, który pokazuje m.in. kąt ustawienia ramienia, załączony bieg czy prędkość jazdy. Widoczność z kabiny nie budziła naszym zdaniem większych zastrzeżeń. Jedynie do czego mogliśmy się doczepić, to do słabego mocowania lusterek, które mocno drgały w trakcie jazdy. Zamiast pręta lepiej by było zastosować rurkę. Byłoby bardziej stabilnie i bezpieczniej.

Przemysław Staniszewski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a