mazowieckie
Wiatr zerwał kable energetyczne powodując zwarcie instalacji elektrycznej w oborze, w konsekwencji której prąd zabił 9 najlepszych krów w stadzie.– Od czasu tego zdarzenia praktycznie stanęliśmy w miejscu, a wręcz się cofnęliśmy – z rozgoryczeniem wspominał Piotr Zarzycki. – Wypadek dosłownie podciął nam skrzydła, a sytuacja materialna naszej rodziny stała się bardzo trudna. Z dnia na dzień z poziomu sprzedaży 1200 litrów mleka (co drugi dzień) spadliśmy do 500 litrów.
Trudno dziwić się rozgoryczeniu gospodarzy (nawet po upływie kilku lat), gdyż utrata 9 krów oznaczała redukcję stada o 1/3. W gospodarstwie utrzymywane było wówczas 27 krów dojnych. Tragiczne w skutkach zdarzenie mocno przytłoczyło państwa Zarzyckich, ale nie tyle, by całkowicie się poddali. Zebrali siły i ponownie zaczęli odbudowywać w gospodarstwie produkcję mleka.
– Kiedy tylko przyszły dopłaty, natychmiast zakupiliśmy 4 polskie jałówki. Do dziś pozostały jedynie dwie, co przekonało nas ostatecznie, że najlepsze są sztuki z własnego odchowu – stwierdził Piotr Zarzycki.
Powoli do stada zaczęły wchodzić również własne pierwiastki i kiedy odwiedziliśmy gospodarstwo rolnicy doili 25 krów. Całe pogłowie liczy 60 sztuk.
– O ile już prawie udało się nam wrócić do poprzedniej obsady, to – niestety – część stada nie ma takiego potencjału produkcyjnego jak rażone prądem krowy. 5 krów to mieszańce hf-a z rasą angus i belgijską błękitno-białą. Zwykle takie potomstwo przeznaczone było na sprzedaż, jednak kiedy liczy się każdy wyprodukowany litr mleka, a stanowiska były puste, zdecydowaliśmy się je pozostawić – wyjaśniał rolnik dodając, iż obecnie co drugi dzień na linie produkcyjne zakładu GK Polmlek w Raciążu trafia z gospodarstwa ponad 800 litrów surowca.
Od 2014 roku Piotr Zarzycki sam inseminuje swoje stado. Jednym ze sposobów na szybsze zwiększenie pogłowia jest wykorzystanie w rozrodzie zarówno jałówek, jak i krów nasienia seksowanego. Z efektów takiego rozwiązania hodowca jest bardzo zadowolony.
Kolejną – jakże ważną kwestią związaną ze zwiększaniem pogłowia jest zapewnienie miejsca na jego utrzymanie. Rolnicy użytkują obecnie mocno już wysłużoną i praktycznie niemożliwą do zmechanizowania uwięziową, stropową oborę, w której krowy stoją głowami do ścian podłużnych. Jedynym udogodnieniem jest dojarka przewodowa na 4 aparaty. Pozostałe prace przy codziennej obsłudze zwierząt trzeba wykonywać ręcznie.
– O ile wcześniej bardzo chcieliśmy zainwestować w nową oborę, to obecnie obawiamy się wysokiego zadłużenia, dlatego czeka nas gruntowny remont i modernizacja nie tylko obory, ale i większości budynków inwentarskich – tłumaczył Piotr Zarzycki.
Modernizacja pozwoli jednocześnie na odciążenie gospodarzy od ciężkiej, fizycznej pracy przy krowach. Dziś np. niemożliwe jest korzystanie z wozu paszowego, a jego brak pan Piotr stara się zrekompensować zwierzętom jak może i zadaje sobie trud, by do żłobów trafiała chociaż namiastka TMR-u, czyli wymieszane ze sobą widłami wszystkie komponenty dawki.
– Zamiast paszowozu, mamy "taczkowóz", którym mąż rozwozi pasze – z uśmiechem dodała Wioletta Zarzycka, która z kolei zajmuje się śrutowaniem zbóż w młynku ssąco-tłoczącym.
Bo całość produkowanych w gospodarstwie zbóż jest skarmiana zwierzętami. Dostatek własnego ziarna sprawia, że rolnicy nie stosują w żywieniu śruty rzepakowej czy sojowej. Zakupują jedynie wysłodki buraczane oraz niezbędne dodatki.