podkarpackie
Pani Zofia nawet teraz, po fatalnych doświadczeniach ostatnich lat, odżywa, gdy opowiada o swojej działalności społecznej.– Jestem szefową Powiatowej Rady Kół Gospodyń Wiejskich, prezeską Stowarzyszenia Aktywnych Kobiet w gminie. Ludzie mnie znają, wiedzą, że znajduję czas na pracę dla wspólnego dobra.
r e k l a m a
W KZRKiOR od zawsze
Pani Zofia członkinią zarządu KZRKiOR została w latach 90. ubiegłego wieku.– Byłam w Kołach Młodzieży Rolniczej. Zresztą razem z Władysławem Serafinem, obecnym prezesem związku. Wówczas bardzo go szanowałam – wspomina.
Zofia Kalamarz mówi, że we władzach związku znalazła się w 2013 roku.
– W czerwcu tego roku zostałam powołana przez zarząd KZRKiOR na wiceprezeskę Prezydium Zarządu KZRKiOR. A w styczniu 2014 roku zostałam wpisana do KRS – opowiada.
Cztery lata później, w 2018 roku, dowiedziała się, że… ma z własnej kieszeni spłacać zobowiązania podatkowe KZRKiOR.
Chodziło o zaległości podatkowe związku na sumę 90 751,12 zł. Decyzje w tej sprawie wydawały urzędy skarbowe w Warszawie, bo tam siedzibę ma KZRKiOR. Do spłaty zadłużenia zobowiązana była Zofia Kalamarz oraz pozostałe sześć osób Prezydium Zarządu KZRKiOR widniejące w KRS.
– Decyzje skarbówki dotyczyły zaległego podatku VAT oraz zaległego podatku od czynności cywilnoprawnych KZRKiOR – wyjaśnia pani Zofia. – Ten drugi to podatek od czynności cywilnoprawnych (PCC) od pożyczki, którą prezes związku Władysław Serafin rzekomo pożyczył KZRKiOR. Nie wnikam, jak było z pożyczką. Jednak PCC nie został zapłacony, a do jego spłaty skarbówka zobligowała członków Prezydium Zarządu.
Jak to możliwe?
– Statut KZRKiOR jest tak skonstruowany, że za zobowiązania podatkowe związku odpowiadają członkowie Prezydium Zarządu własnym majątkiem – wyjaśnia pani Zofia.
Postanowiła działać. Odwołała się od decyzji naczelnika III Urzędu Skarbowego w Warszawie do Dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie. Argumentowała, że zgodnie z informacjami, jakich jej udzielano w warszawskim biurze KZRKiOR, sytuacja finansowa związku miała nie budzić powodów do niepokoju.
– Członkowie prezydium przyjeżdżają do Warszawy co kilka miesięcy na kilka godzin, żeby podjąć uchwały dotyczące naszej organizacji. Nie zajmowaliśmy się drobiazgową kontrolą finansów KZRKiOR, bo po pierwsze to fizycznie niemożliwe, a po drugie nikt takich dokumentów nam nie przedstawiał. W biurze KZRKiOR otrzymywaliśmy jedynie ogólne zapewnienia, że sytuacja finansowa związku nie budzi powodów do obaw – mówi pani Zofia. – Nie informowano nas o zadłużeniu i problemach finansowych. To wszystko stało się wiedzą powszechnie dostępną dopiero później.
W odwołaniu pani Zofia zwracała też uwagę na fakt, że na decyzje finansowe miał wpływ cały, niemal stuosobowy zarząd KZRKiOR. Zwróciła uwagę na kwestię liczebności Prezydium Zarządu KZRKiOR.
– Liczy 13 członków, a do KRS jest wpisanych tylko 7 z nich. Ci niewpisani do KRS mogą głosować, ale nieodpowiadają finansowo. Wnosiłam, żeby solidarnie odpowiadało całe to grono, a nie tylko ci podani do KRS – mówi pani Zofia. – Nie powinno być tak, że połowa prezydium jest wzywana do odpowiedzialności, a druga się z tego śmieje.
Odwołanie nic nie dało. Pani Zofia skierowała więc sprawę do sądu administracyjnego. W WSA w Warszawie sprawę przegrała, odwołała się więc do NSA. Na szczęście nie ponosiła dodatkowych kosztów obsługi prawnej – pisała pisma sama, korzystając z pomocy prawniczej pro bono. A ponieważ ewentualne odwołania nie skutkują wstrzymaniem egzekucji, komornik w tym czasie zajmował część (zgodnie z prawem 850 zł musi zostawić na życie) skromnej rolniczej emerytury pani Zofii (obecnie 1050 zł). W sumie niecałe 4 tys. zł.
– Obecnie komornik już nie wchodzi na moje konto, bo zajął całość kwoty za zaległe podatki na rachunkach innych osób z prezydium – wyjaśnia pani Zofia.
W matni
– Ostatnie lata bardzo wiele mnie kosztowały. Jestem po dwóch udarach, mam wrzody żołądka, po ciężkiej chorobie zmarł mój mąż. Jestem w fatalnym stanie psychicznym. Czuję się, jakbym była w matni, z której nie ma wyjścia – opowiada o swoich przeżyciach moja rozmówczyni.Ale to nie wszystko.
– Gdy wiedza o sytuacji finansowej KZRKiOR stała się dla nas dostępna, a prezes Serafin trafił do aresztu, postanowiliśmy z drugą wiceprezes Związku działać i ratować organizację – mówi pani Zofia. – Chciałyśmy uzyskać pełną informację na temat finansowej sytuacji KZRKiOR i przeprowadzić zmiany w prezydium, odwołać prezesa Serafina. Niestety, wielu członków zarządu, nieodpowiadających własnym majątkiem za długi organizacji, nie było tym zainteresowanych. Dostawałam z aresztu od prezesa Serafina, podpisywane przeze mnie i drugą wiceprezes pisma z naniesionymi odręcznymi komentarzami prezesa Serafina. – Pani Zofia pokazuje dokumenty z odręcznymi notatkami. Na dokumentach znajdują się adnotacje „ocenzurowano” – znak, że zostały wysłane z aresztu. – Pisał, że go zdradziłam i czeka mnie więzienie. Twierdził, że popełniam przestępstwa, fałszerstwa. Że działam w zorganizowanej grupie przestępczej. Czułam się zastraszana i nękana – opowiada pani Zofia.
r e k l a m a
Było mi wstyd
Nie skończyło się na jednym czy dwóch listach.– Co kilka dni listonosz przynosił mi kolejne ocenzurowane pisma z aresztu. Było mi wstyd. Przez lata pracowałam wśród ludzi na nieposzlakowaną opinię. A tu co rusz ocenzurowane pismo z aresztu … A ponieważ prezes Serafin wysyłał te swoje pisma też do prokuratury, byłam raz czy drugi przesłuchiwana. Policjanci byli zażenowani, mówili, że nie mają wyjścia. Ale ile wstydu się najadłam bez żadnego powodu, wiem tylko ja – relacjonuje kobieta.
Pani Zofia mówi, że wraz z drugą wiceprezeską została z tym wszystkim sama.
– W końcu postanowiłam się wycofać. W ostatnich latach kilka razy składałam na piśmie rezygnację z funkcji wiceprezesa Prezydium Zarządu KZRKiOR. Bez efektu – moje nazwisko wciąż widnieje w KRS – mówi Zofia Kalamarz. – Rezygnację musi przyjąć uchwałą Zarząd KZRKiOR. A prezes Serafin od kilku lat nie zwołuje jego posiedzeń. Martwię się, że z szafy może wypaść kolejny trup i znowu będziemy coś płacić. Chciałabym zamknąć ten etap w życiu, zająć się wnukami. Nie mogę, bo ktoś trzyma mnie w tej matni.
Zadałem szereg pytań dotyczących tej sprawy prezesowi Serafinowi. Bezpośrednio nie odpowiedział na żadne z nich. Zadzwonił natomiast do pani Zofii.
– Pytał o powstający artykuł – mówi Zofia Kalamarz.
Na jeden z redakcyjnych adresów dotarł mail z adresu „Biuro Kolka Rolnicze”, na który wcześniej wysłałem swoje pytania. W wiadomości podpisanej „prezes KZRKIOR Władysław Serafin” czytamy m.in. (pisownia oryginalna): „O 16.40 dziś 05 marca, otrzymałem kolejne pytania... zresztą głupie i nieprawdziwe…zapytajcie, gdzie ma [Zofia Kalamarz – red.] Zwiazek swój i kogo reprezentuje, co u siebie znaczy???. Kiedy i w jakim celu była w Warszawie???, gdzie ma potwierdzenie zgłoszenia rezygnacji, rezygnacja nie działa wstecz”.