Data publikacji 21.03.2021r.
łódzkie
W ostatnim czasie pojawiła się informacja o tzw. Zielonym Ładzie, o którym polscy rolnicy nie wiedzą nic lub bardzo mało?
– To prawda, ja sam nie jestem zorientowany w tym temacie na tyle ile bym chciał. Pandemia nie służy polityce informacyjnej zarówno w całej UE, jak i w naszym kraju. Dopiero w ostatnim wydaniu programu telewizyjnego „Tydzień” minister rolnictwa Grzegorz Puda coś powiedział na ten temat i chyba sam resort rolnictwa nie do końca wie jak ma to wyglądać. Wiadomo tylko tyle, że będziemy musieli ograniczyć zużycie nawozów i środków ochrony roślin, że wiele preparatów chemicznych wypadnie w najbliższych latach z użycia i że 20% produkcji ma być prowadzone w formie ekologicznej. Jest duża dezinformacja i rolnicy nie wiedzą czy te 20% ma dotyczyć każdego gospodarstwa, czy też to ma być w skali kraju? Czasu jest tak naprawdę niewiele, gdyż Zielony Ład ma obowiązywać od 2030 roku. Tylko tak się wydaje, że 9 lat to dużo.
Przez 20 lat od czasu przedakcesyjnego programu SAPARD wspierającego inwestycje w rolnictwie mówiono rolnikom, że mają produkować więcej i wydajniej, bo inaczej nie utrzymają się na unijnym rynku. Teraz gdy nasze gospodarstwa zainwestowały miliony, by produkować więcej i wydajniej, UE obiera zupełnie inny kierunek?
– Jest to brak konsekwencji w polityce rolnej. Nasi rolnicy od 20 lat inwestowali i nadal inwestują w intensyfikację produkcji mleka, żywca, owoców, warzyw itp. Jeśli Zielony Ład zostanie wprowadzony w obecnej wersji, to odbije się bardzo negatywnie nie tylko na polskich gospodarstwach, ale i konsumentach. Po pierwsze, jesteśmy tylko 17 lat w UE, a w Europie Zachodniej gospodarstwa są większe i dłużej korzystały z dobrodziejstw Wspólnej Polityki Rolnej. Po drugie, słyszymy, że ograniczenia zużycia nawozów oraz środków ochrony roślin mają być w postaci cięć procentowych od obecnie stosowanych dawek w danym kraju. To zupełny absurd, wszak w Polsce stosujemy kilkukrotnie mniej chemii niż w Holandii i znacznie mniej niż w Niemczech. Po trzecie, Zielony Ład spowoduje, że żywność europejska, w tym Polska, będzie znacznie droższa niż z obu Ameryk, nie mówiąc już o Ukrainie. Nie będziemy konkurencyjni co do eksportu na rynki trzecie. Ponadto możemy osiągnąć odwrotny efekt, polegający na zalaniu UE tanią żywnością z zagranicy. Nasze społeczeństwo nie jest tak zamożne jak to zachodniej Europy i może być zmuszone kupować tanie i zagraniczne, a nie lepszej jakości pochodzące z Polski, bo nie będzie jego na to najzwyczajniej stać.
Zatem polskie władze powinny się starać, aby Zielony Ład był przyjęty w innym kształcie niż jest to teraz?
– Oczywiście, że tak. Wszyscy jesteśmy za tym, aby produkować zdrową żywność i dbać o środowisko, ale UE nie może być w tym zakresie osamotnioną wyspą, bo to nic nie da. Oczywiście jestem za pozostawieniem śródpolnych pasów zieleni czy też zakładaniem oczek wodnych lub śródpolnych zadrzewień. Na tym powinien polegać Zielony Ład. Również na promowaniu i lepszym dotowaniu niż do tej pory zwiększania powierzchni pod lasami, a Polska ma znacznie więcej terenów leśnych niż kraje zachodniej Europy. Jeśli ktoś chce produkować ekologicznie, to niech to robi, ale z wyboru, a nie z przymusu, bo rolnictwo ekologiczne jest bardzo trudne i nie da się ot tak przekształcić typowego gospodarstwa towarowego w ekologiczne. Tym bardziej, że ze względu na ocieplenie klimatu presja szkodników, zwłaszcza w uprawie warzyw, jest ogromna i nie da się tego robić bez konkretnych środków ochrony roślin.
Konkurencja na świecie nie śpi i chyba coraz mocniejsza jest ta zza wschodniej granicy?
– Na Ukrainie, Białorusi, w Kazachstanie czy w Rosji stosuje się środki ochrony roślin, które już dawno są u nas niedozwolone. Tam w ostatnim czasie, a szczególnie w Rosji, rolnictwo bardzo szybko się rozwija. Kto by pomyślał, że Rosja dziś jest już prawie samowystarczalna pod względem żywnościowym i jednym z największych eksporterów pszenicy na świecie. Z tej strony może być duża konkurencja dla naszego rolnictwa, bo Polska jest pierwszym krajem z UE w sąsiedztwie dawnych republik ZSRR. To stamtąd może napłynąć żywność niekontrolowanej jakości, a więc powstała przy stosowaniu środków ochrony roślin, jakie są u nas niedozwolone i to w dużych dawkach. A warto podkreślić, że Polscy rolnicy nie stosują nadmiernie preparatów chemicznych ani nawozów, bo te są bardzo drogie. Dziś badają glebę i ustalają precyzyjne dawki pod kątem niedoborów konkretnego stanowiska.
W waszym gospodarstwie rodzinnym produkujecie warzywa, wielu innych okolicznych rolników żyje z produkcji mleka. Jak na funkcjonowanie waszych gospodarstw wpłynęła pandemia?
– Dobrze w czasach pandemii radzi sobie branża mleczarska. Gdy restauracje są zamknięte, to każdy robi posiłek w domu i kupuje jogurt, masło, śmietanę i inne produkty mleczarskie. Natomiast producenci warzyw, zwłaszcza korzeniowych i kapustnych, ucierpieli dość mocno. Duża nadwyżka warzyw na rynku powstała w wyniku zamknięcia całej gastronomi, a wiec stołówek, restauracji i hoteli. Przecież na takich giełdach jak Bronisze czy Zjazdowa warzywnicy sprzedawali swój towar głównie dla gastronomi. Tak naprawdę nie wiemy co będzie dalej i ile których warzyw posadzić. My uprawiamy buraki ćwikłowe, pomidory, ogórki gruntowe, bób i czosnek. Pierwszy rok zamiast zbóż zasiejemy kukurydzę na ziarno, ponieważ w „Tygodniku Poradniku Rolniczym” przeczytaliśmy, że dzięki temu będziemy mieli znacznie więcej resztek pożniwnych, a nie mamy przecież obornika.
Zatem rynek mleka w czasie pandemii wykazał się dużą stabilizacją?
– Tak, zwłaszcza w porównaniu do innych gałęzi produkcji rolniczej. Ceny mleka w skupie wzrosły i koledzy hodowcy nie narzekają na cenę, a bardziej martwią się rosnącymi kosztami produkcji. Śruty sojowa i rzepakowa są bardzo drogie, dlatego musimy dążyć do tego, aby jak najwięcej komponentów białkowych produkować w swojej strefie klimatycznej. Dlatego popieram program dopłat do roślin motylkowatych. Jednak nie wykorzystujemy go w pełni gdyż w Polsce nie potrafimy zagospodarować łubinu na cele paszowe, ze względu na brak technologii. Większość naszego łubinu wyjeżdża do Niemiec, tam jest poddawana obróbce i wraca do nas jako komponent paszowy. Podobnie duże ilości polskiego rzepaku są tłoczone w Niemczech, a śruta rzepakowa jest reeksportowana do Polski. Wzrosły też znacznie ceny paliw, choć paliwa na giełdach światowych tanieją. Wzrosły również ceny nawozów, co nie jest niczym uzasadnione. To czysta spekulacja. Gdy wzrosły ceny zbóż o 30% to od razu nawozy podrożały nawet o 50%, najdroższe są nawozy fosforowe.
Głównym odbiorcą mleka od okolicznych rolników jest OSM Łowicz, która umocniła swoją pozycję w czasie pandemii?
– Na znaczeniu zyskały produkty posiadające długi termin przydatności do spożycia, a więc mleko UHT, którym stoi łowicka mleczarnia oraz sery dojrzewające, których z roku na rok produkuje coraz więcej. Udoskonalona została szata graficzna, jest rozpoznawalna i kojarzona z dobrą jakością. Dziś OSM Łowicz płaci bardzo dobrą cenę w skupie i wielu dostawców, którzy, w czasie minionych zawirowań, nawiązało współpracę z innymi mleczarniami wróciło lub wraca do Łowicza.
Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich nawiązał współpracę z prezesem Władysławem Serafinem. Czy nie jest dziwne, że organizacja z tak dużą renomą i doświadczeniem wchodzi w układy z osobą, która nie cieszy się nieposzlakowaną opinią. Wspomnę tylko, że pan Serafin odsiedział 18 miesięcy w areszcie w związku z tzw. aferą SKOK Wołomin?
– Jest to dla mnie dziwny układ. Ale jeszcze bardziej dziwię się, a wręcz jestem w szoku, że w ostatnim czasie prezes Władysław Serafin bezpardonowo atakuje „Tygodnik Poradnik Rolniczy”, a zwłaszcza redaktora Krzysztofa Wróblewskiego, który od lat związany jest z prasą rolniczą i dzięki niemu oraz dzięki śp. redaktorowi Wiesławowi Nogalowi udało się uratować właściwie jedyny tygodnik o tematyce rolniczej chętnie czytany na polskiej wsi, trafiający prawie pod każdą strzechę. Oskarżenia wysuwane przez pana Serafina są bezpodstawne i nie powinny mieć miejsca. Trudno powiedzieć dlaczego KZSM próbuje umocnić relacje z panem Serafinem będącym prezesem Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Pewnie chodzi o dodatkowe wpływy do Funduszu Promocji Mleka, do którego KZRKiOR wystawi człowieka z KZSM albo najzwyczajniej o pieniądze. W ogóle temat związków zawodowych w Polsce jest do przedyskutowania, ponieważ rolnicy nie mają odpowiedniej reprezentacji. Za prezesami tak naprawdę nie stoją rolnicy związkowcy. Niektórym związkom zależy tylko na tym, aby mieć swoich ludzi w radzie nadzorczej KRUS-u lub w Komisjach Zarządzających funduszami promocji poszczególnych produktów rolnych, a nie na reprezentowaniu silnego zdania rolników. Jedynie AgroUnia chce zrobić coś dla rolników, a jej lider ma dużo charyzmy i woli walki. Również w mojej okolicy jest kilkunastu młodych rolników, którzy w tym związku aktywnie działają i potrafili zmobilizować wielu rolników na protestach przeciwko „Piątce dla zwierząt”. Jest szansa, że o ile nie pójdą w wielką politykę, to będą orędownikiem problemów polskiej wsi.
Dziękuję za rozmowę.