łódzkie
Fabrycznie Ursus C-330 miał 30 koni. Trzydziestka Piotra Braszkiewicza ma na pewno ich więcej. Ile? Nie wiadomo, ale jak zapewnia właściciel maszyny, moc i moment obrotowy są na tyle wysokie, że traktor radzi sobie z gruberem, który ma pięć łap, bez problemu ciąga blisko dwumetrowy agregat uprawowo-siewny, a także najnowszą 2,5-metrową kompaktową bronę talerzową. Wszystkie te maszyny Piotr Braszkiewicz zbudował własnoręcznie. Dlaczego?– Ursus C-330 to traktor bardzo popularny w gospodarstwach rolnych, ale niestety z każdym kolejnym rokiem jest coraz bardziej pomijany przez producentów maszyn rolniczych. Dlatego rynek ma coraz mniej do zaoferowania użytkownikom trzydziestek. Przekonałem się o tym, gdy cztery lata temu szukałem grubera. Nie było w czym wybierać, dlatego zdecydowałem się, że sam go zbuduję. I tak zaczęła się moja przygoda z budowaniem maszyn – wspomina Piotr Braszkiewicz. – Agregat ścierniskowy wykonałem tak, że z kształtowników stworzyłem ramę. Potem zamontowałem do niej łapy na zabezpieczeniu kołkowym. Na koniec dokręciłem zgrzebło i wał rurowy. Po około 10 dniach sprzęt był gotowy i mógł ruszać do pracy.
– Czy gruber wymagał jakichś przeróbek? – dopytujemy.
– Jednej. Musiałem zmienić sposób mocowania dłut, bo ten oparty na sztywnych łapach nie sprawdził się – odpowiada młody konstruktor. – Problemem było to, że na kamieniach, których u nas nie brakuje, co rusz urywały się śruby zabezpieczające. Zdecydowałem się więc rozwiercić otwory i zastosować większe kołki. Ale to też nie zdało egzaminu, bo pod wpływem nacisku śruby nie ustępowały, a zaczęły się wyginać grządziele. Problem ustał dopiero, gdy w miejsce sztywnych łap zastosowałem słupice sprężynowe.
r e k l a m a
Szkice, projekty, a nawet modele
Piotr Braszkiewicz zbudował już kilka maszyn i narzędzi. Tworzy kolejne. Mówi, że każdą budowę poprzedza opracowanie szkiców i projektów. Na ich podstawie nie tylko tworzy części we własnym warsztacie, ale też zleca wyspecjalizowanym zakładom wykonanie bardziej skomplikowanych elementów. Jeśli zachodzi potrzeba, przed wykonaniem maszyny opracowuje model. Tak było na przykład w przypadku ładowacza czołowego do trzydziestki, którego budowę poprzedziło stworzenie drewnianej konstrukcji. Pozwoliła ona nie tylko ustalić jakie powinny być odległości ramion czy kąty ich ustawienia, ale dała możliwość wychwycenia błędów i niedoskonałości. Konstruktor nie ukrywa, że czasami wzoruje się na maszynach fabrycznych. Tak było np. w przypadku agregatu uprawowo-siewnego.– Miałem w gospodarstwie siewnik konny o szerokości 1,9 m, więc pomyślałem, dlaczego niemiałbym dobudować do niego agregatu i połączyć oba narzędzia. Mając taki sprzęt można przecież wykonywać dwa zabiegi w jednym przejeździe. Schodzi mniej paliwa, mniejsze jest ugniatanie roli, a i praca idzie szybciej. I w tym przypadku – opowiada konstruktor – po opracowaniu projektu pierwszym krokiem było wykonanie ramy na bazie kształtowników ze ścianą "czwórką". Potem zbudowałem dwa wały płaskownikowe, które zamocowałem do ramy tak, aby były oddalone od siebie o około 90 cm. Między nimi umieściłem sekcję spulchniającą z 15 zębami sprężynowymi zakończonymi redlicami. Sekcja jest zawieszona niezależnie względem ramy, a to pozwala precyzyjnie regulować głębokość spulchniania. Na koniec zamocowałem hydropak i połączyłem agregat z siewnikiem. Budując ten sprzęt miałem obawy, czy trzydziestka da radę unieść taki zestaw. Ale okazało się, że dźwiga go bez problemów, nawet gdy siewnik jest zasypany zbożem. Okazało się też, że traktor z agregatem w trakcie przejazdów po drodze jest stabilny, a swoisty balans stanowi tutaj zamocowany na nim ładowacz czołowy. Ale gdy wyjechałem nim w pole, zauważyłem, że chwilami zaczynało brakować trzydziestce mocy. Podobne spostrzeżenia miałem pracując w polu gruberem. Stąd zrodził się pomysł podrasowania Ursusa turbiną.
"Jest silniejszy, ale się grzeje"
Ursus C-330 Piotra Braszkiewicza to traktor z 1978 roku. Właściciel stale go udoskonala. Kilka lat temu "ciapek" otrzymał nowy lakier oraz nową, większą kabinę. Dołożone zostało też wspomaganie układu kierowniczego oparte na orbitrolu. Pojawiła się zmieniona kolumna kierownicza, na której znalazły się takie bajery jak port USB do ładowania telefonu czy gniazdo zapalniczki 12V. Na kolumnie zamocowane zostały też przełączniki do oświetlenia. W górnej, przedniej części kabiny, konstruktor umieścił półkę z radiem, głośnikami i nawiewami. Kolejnym usprawnieniem było zamontowanie drążka do zmiany kierunku jazdy, który wyprowadzono z lewej strony kolumny kierownicy. Pozwala on na szybkie przełączanie między biegiem czwartym a wstecznym, co sprawdza się przy pracach załadunkowych. Drążek połączony jest z dźwignią do zmiany biegów i wedle zapewnień, w żaden sposób nie wpływa na ograniczenie załączania kolejnych przełożeń przekładni. Wprowadzając kolejne przeróbki właściciel zastanawiał się jak podrasować motor trzydziestki.– Pooglądałem w internecie kilka filmów o Ursusach C-330 z doładowaniem. Poczytałem opinie o takich przeróbkach. A że miałem w warsztacie niewykorzystywaną turbosprężarkę, pochodzącą od samochodu Renault Laguna, postanowiłem umieścić ją w traktorze. Wcześniej turbina została zregenerowana – wspomina pan Piotr.
Turbina przykręcona została do zbudowanego własnoręcznie z profili grubościennych kolektora wylotowego. W traktorze pojawił się też nowy tłumik z rury "kwasówki". Jeżeli chodzi o dopływ powietrza, to pierwszym elementem jest filtr stożkowy, który jest stosowany m.in. w samochodach sportowych. Kolejnym – jest specjalne kolanko połączone z przewodem powietrznym, który łączy się z turbiną. Powietrze po sprężeniu przewodem jest kierowane do kolektora ssącego. Konstruktor musiał jeszcze rozwiązać kwestię smarowania turbosprężarki.
– Zdecydowałem się na takie rozwiązanie, w którym olej jest pobierany przewodem wychodzącym z filtra. Natomiast spływa do misy otworem rozwierconym w korpusie filtra – prezentuje rozwiązanie Piotr Braszkiewicz. – Doładowanie trzydziestki kosztowało jakieś 1000 zł. Efekt jest, bo silnik stał się bardziej elastyczny, szybciej wchodzi na obroty i je utrzymuje. Nie dusi się tak jak wcześniej, gdy zwiększa się obciążenie. Zdarza się jednak, że przy ciężkiej pracy olej i przewód doprowadzający sprężone powietrze mocno się nagrzewają i niestety trzeba robić przerwy, aby je schłodzić. Dlatego zastanawiam się czy nie założyć chłodnicy oleju, a także intercoolera, który schładzałby sprężone powietrze. Myślę też nad innym rozwiązaniem, zastąpienia turbiny instalacją na LPG, która też podnosi moc ciągnika. Pierwsze testy pracy na gazie już wykonałem. Wygląda to obiecująco. Priorytetem na teraz jest jednak dokończenie zaczętych projektów – budowy półzawieszanego agregatu talerzowego oraz ładowarki przegubowej z teleskopem.
r e k l a m a
Ładowarka z silnikiem Lublina
Budowa 2,5-metrowego agregatu talerzowego rozpoczęła się po żniwach. Prace zbliżają się ku końcowi. Pozostało tylko zamocowanie wału oponowego, podwozia transportowego i pomalowanie całej konstrukcji. Twórca tej maszyny szacuje, że sprzęt będzie go kosztował ok. 8000 zł. To i tak o kilka tysięcy złotych mniej w porównaniu do fabrycznej brony kompaktowej o takiej szerokości. Podstawowymi elementami agregatu są osadzone na dwóch belkach (100x100x4 mm), uzębione talerze o średnicy 460 mm, na razie w liczbie 16 sztuk. Ale wedle zapowiedzi, dołożone zostaną kolejne skrajne, które będą składane. Zabezpieczenie sekcji talerzowej przed uszkodzeniami stanowią gumowe amortyzatory.– Późną jesienią wykonałem pierwsze testy pracy brony w trudniejszych warunkach – bo na wilgotnym polu z poplonem i glebą klasy czwartej. Świetnie sobie poradziła z likwidacją poplonu i wymieszaniem resztek roślinnych z glebą. Problem był jednak z traktorem, który mocno się ślizgał. Wiosną zamierzam testy kontynuować. Co do wykorzystania brony, to plan jest taki, aby zastąpiła grubera przy spulchnianiu ścierniska. Ale nie tylko. Chciałbym wykonać na niej jeszcze nadbudowę na siewnik. Tylko, czy Ursus C-330 da radę pracować z taką maszyną? – zastanawia się konstruktor.
Równolegle Piotr Braszkiewicz buduje ładowarkę przegubową z teleskopem. Jej siłę napędową będzie stanowił czterocylindrowy wolnossący silnik diesla Andoria 4C90 o mocy 70 KM znany m.in. z samochodów dostawczych Lublin. W tej maszynie wykorzystane zostaną też mosty napędowe Lublina, jak i skrzynia biegów 4/1 tego auta, ale wzbogacona o rewers. Za redukcję prędkości do max. 30 km/h będzie odpowiadała przekładnia od ciężarowego Stara. Ładowarka będzie miała kolumnę kierowniczą z orbitrolem od kombajnu Bizon oraz zbiornik oleju z pokosówki Fortschritt.
– Wiosną powinna być gotowa. Jak tylko ją skończę, to zamierzam wystawić na sprzedaż, aby zacząć kolejny projekt. Ta maszyna – jak uważa Piotr Braszkiewicz – powinna mieć półtorej tony udźwigu i kilka metrów zasięgu. Jej ramię będzie unoszone dwoma ustawionymi obok siebie siłownikami. Na pewno będzie zwrotna i niezwykle wytrzymała, ramę do niej wykonałem z dużych profili 200x150x8 i 100x150x4. Na koniec dodam, że będzie miała napęd na wszystkie koła, a jej tylna oś będzie wahliwa.