Data publikacji 07.04.2021r.
Panie doktorze, chyba wszyscy mamy już ochotę usłyszeć o prawdziwym światełku w tunelu. Jedna z grup prognozujących losy pandemii ujawniła dziś, że za chwilę powinno być lepiej.
– Światełko w tunelu jest. Za tydzień wskaźniki zakażeń powinny zacząć spadać. Jeśli twierdzą, że w tygodniu po świętach należy spodziewać się szczytu, a potem spadków, to my się z nimi zgadzamy.
Obejrzałam wykresy na waszej stronie internetowej i w szczycie na początku kwietnia przewidujecie ponad 30 tys. wykrywanych zakażeń.
– Na wykresach mamy różne warianty. Zależą od stopnia immunizacji, czyli odporności społeczeństwa. Zakładamy wariant z mniejszą odpornością, raczej w okolicach 25% na dzień 1 marca. To oznacza, że średnia tygodniowa w szczycie będzie wynosić około 33 tys. Ale odczyty dzienne mogą wynosić zdecydowanie powyżej 40 tys.
W poprzednim lockdownie, ostatniej jesieni, specjaliści wciąż twierdzili, że dzienne liczby zakażeń należy mnożyć przez osiem, a nawet dziesięć.
– Z tym był duży problem. Ten szacunek powinien być gdzieś pomiędzy 5 a 9. My mnożyliśmy razy 8, ale wygląda na to, że ten przelicznik był za wysoki. Czyli realnie zakażaliśmy się wolniej i rzeczywistych zakażeń było mniej. Przy przeliczniku równym 8 na 1 marca tego roku powinniśmy wylądować z immunizacją społeczeństwa na poziomie 43%. Wtedy nie byłoby nawet potencjału do wybuchu trzeciej fali. Ale ten wariant się nie sprawdził. Kiedy robiliśmy symulacje po wykryciu brytyjskiego wariantu wirusa, wychodziło nam, że maksimum tej ewentualnej trzeciej fali nie powinno przekraczać 17 tys. zakażeń. Ale mamy ich 2 razy tyle. Co oznacza, że wciąż jako społeczeństwo jesteśmy średnio odporni. Dziś zakładamy, że realna liczba zakażeń jest nie 8, a około 6 razy wyższa.
A co tak naprawdę oznacza immunizacja społeczeństwa? Czy wynika z liczby osób, które przechorowały COVID-19?
– To jest immunizacja naturalna, czyli po przechorowaniu. Odporność ze szczepionek też jest brana pod uwagę, ale nie musimy tego szacować. Wiemy dokładnie, ile osób zostało zaszczepionych.
Czy trzecia fala to było w ogóle coś, co jako zespół braliście pod uwagę w zeszłym roku?
– Tak. W grudniu wydaliśmy jako grupa modelarzy dokument, w którym zamieściliśmy symulację wybuchu trzeciej fali. Mówiliśmy o niej, o tym, że istnieje taka możliwość. Teraz okazało się, że czynnikiem, który ją wywołał, był przywieziony przez Polaków z Wielkiej Brytanii wariant brytyjski wirusa, który właściwie zastąpił w błyskawicznym tempie jego pierwszą wersję. Jego współczynnik reprodukcji jest około półtora raza wyższy od pierwotnego wariantu wirusa, czyli osoba zakażona wariantem brytyjskim z mutacją N501Y zaraża średnio półtora razy więcej osób niż osoba zakażona poprzednią odmianą wirusa.
Jako zespół sugerujecie, że szczyt przypadnie na początek kwietnia. I co dalej? Mamy różne warianty wirusa.
– Wszystko zależy od tego, jaka będzie odporność krzyżowa na nowe warianty. Jeśli będzie wystarczająco wysoka, nie będzie czwartej fali. Ale jeśli pojawi się wariant, który będzie z łatwością zakażać tych, którzy przechorowali, albo zaszczepionych, to mamy „zabawę” od nowa. Słyszeliśmy o przypadkach ponownych zachorowań albo zachorowań po szczepieniu. Ale są to, przynajmniej tak mówi Państwowy Zakład Higieny, przypadki incydentalne.
A co to oznacza, że po świętach zaczną spadać wskaźniki? Że będziemy mogli, jak czynią to już teraz Izraelczycy, wyjść do restauracji, ogródków, na ogniska?
– Nie, nie, absolutnie. Będą spadki, ale pod warunkiem że zachowamy przez jakiś czas lockdown. Według modelu spadek zakażeń nastąpi, jeśli wciąż zamknięte będą szkoły, hotele, gastronomia, baseny, kina, wielkopowierzchniowe sklepy, centra handlowe.
Jak szybko mogłoby następować otwieranie?
– Trzeba obserwować. Zgodnie z naszym modelem spadek będzie bardzo szybki. Do jakichś 10 tys. na początku maja, co wciąż jest jednak niemałą liczbą, i 2 tys. na początku czerwca. O otwieraniu można zacząć myśleć pod koniec kwietnia. I należałoby zacząć od szkół i klas I–III. Z hotelami czy basenami bym się nie spieszył. Wiele zależy od badań przesiewowych mających sprawdzać, jaki odsetek społeczeństwa ma przeciwciała.
A kiedy gospodynie będą mogły wreszcie spotkać się bez masek na kawie w świetlicy wiejskiej?
– Bez masek? Myślę, że może już nie być takiej sytuacji. Spotykać się będą mogły może nawet już w wakacje. Ale zawsze będzie tak, że ktoś jeszcze nie przechorował. Że ktoś jest słabszy, starszy, że jeszcze niezaszczepiony albo zaszczepiony dawno temu. Albo cierpi na kilka chorób przewlekłych. Wielu specjalistów twierdzi, że rzeczywistość dokładnie taka, jak przed pandemią, raczej nie wróci. Będą maseczki – nawet i z pięknej koronki koniakowskiej czy w łowickie paski – ale będą musiały być. Koronawirus ewoluuje i będzie się zachowywał trochę jak grypa. Większość z nas będzie odpornych na wiele jego szczepów i nie będzie już taki groźny, ale to musi trochę potrwać. Na pewno bardzo pomogą w tym szczepienia. Ale taka kobieta w wieku 70 lat, która idzie na spotkanie koła, będzie bezpieczniejsza, jeśli koleżanki też założą maseczki. Gdzieś w kraju będzie bezpieczniej, gdzieś – mniej.
Usłyszeliśmy niedawno premiera, który zakłada, że miesięcznie będziemy teraz szczepić 10 mln ludzi w kraju.
– Myślę, że to możliwe. Ale trzeba przeformułować prawo. Bo samo szczepienie nie jest trudnym zabiegiem. Niech szczepią farmaceuci, ratownicy medyczni, studenci ostatniego roku medycyny. Myślę, że nie ma się czego tu bać. Myślę, że to realne, żeby zaszczepić wszystkich chętnych do końca sierpnia. Jeśli nie pojawi się żaden szczególnie zjadliwy czy bardzo odmienny wariant wirusa, widzę światło w tunelu. A latem, wciąż w maseczkach, panie będą mogły się spotykać. Taką mam nadzieję.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała
Karolina Kasperek