lubuskie
Na zdjęciu, które otwierało chwilę temu profil Ogrodów na Facebooku, widać było kolaż. Na górze – zdjęcie z ugorem. Dużo brązu, trochę zieleni majaczących w tle drzew i niewielki dom. Na zdjęciu data: 2009. Pod spodem – fotografia z 2020 roku, który wszystkim nam kojarzy się z bezbarwnością. Ale na niej zieleń bucha wszystkimi odcieniami, mieni się w dziesiątkach kształtów oraz faktur i mruga do patrzących kolorowymi oczami wetkanych w nią kwiatów. Zdjęcie wygląda trochę jak slajd z komputerowej gry. Efekt wzmacnia budowla o wielościennym, przypominającym kosmiczne namioty, dachu. To Anielskie Ogrody, lubuski ekologiczny Eden. Tym zdjęciem zachęcali Europejczyków, by głosowali na nich – jedyny z Polski projekt w unijnym konkursie.r e k l a m a
Jeść swoje z dala od miasta
Zaczęło się od tego, że oboje, mieszkając w Zielonej Górze, trafili do tej samej firmy. Kamila wcześniej skończyła liceum plastyczne, a Bogdan wychowanie muzyczne. Później oboje ukończyli te same studia w Warszawie – reklamę i public relations. Po kilku latach spotkali się ponownie i zamieszkali w Warszawie. Tam się pobrali. W pewnym momencie poczuli, że chcą zamieszkać na wsi razem z mamą i babcią.– Miasto dało nam w kość. Półtorej godziny do pracy, półtorej w drugą stronę. Odzyskaliśmy łąkę, którą moja babcia Aniela zdała na emeryturę, a potem dokupiliśmy kawałek pola. Babcia zawsze miała ogród, a my z mamą pracowałyśmy w nim w weekendy, na które zjeżdżałyśmy z Zielonej Góry. Nie mieliśmy żadnego zamysłu, chcieliśmy po prostu jeść żywność wysokiej jakości. A tej na wsi było coraz mniej. W Budachowie nie kupi się dzisiaj marchewki, ziemniaków czy swojskich jaj – mówi Kamila.
Na pędraka zaproś jeża
Posiali trawę, posadzili drzewa. Przez chwilę dojeżdżali jeszcze z Warszawy. Każdy przyjazd do Budachowa to była kilkugodzinna medytacja z kosiarką.– Tyle tego było, że kosząc, człowiek myślał, co z tym zrobić. Założyliśmy kompostownik, a potem lądowały na nim kolejne rośliny. Kiedy już był spory, pomyśleliśmy, że wyhodujemy sobie na nim trochę jedzenia. Później posadziliśmy kilkanaście drzewek owocowych, ale nam zmarniały, bo teren był zbyt mokry. Rzuciliśmy się więc do książek, oglądaliśmy filmy, słuchaliśmy mamy i babci i jeździliśmy na szkolenia. Nie mieliśmy założenia, że to będzie ogród ekologiczny. Po prostu sialiśmy i sadziliśmy to, co zamierzaliśmy jeść. Ile potrzebujemy porów, 200? To zasadźmy. Potem liczyliśmy, ile zjemy marchewki, ziemniaków, pomidorów, groszku. I w międzyczasie sialiśmy trawę. Skosiłem ją i okazało się, że toniemy w pędrakach – opowiada Bogdan.
Znów rzucili się do książek. I dowiedzieli się, że pędraka zjedzą jeże. Nie mogli ich po prostu zwieźć z innych miejsc, bo są pod ochroną. Ale stworzyli im w ogrodzie takie warunki, żeby mogły się rozmnożyć. Zbudowali jeżowniki, czyli miejsca z chaszczami, których sprzątanie człowiek musi sobie odpuścić. W 2013 roku mieli już siedmioosobową rodzinę kolczastych drapieżników.
r e k l a m a
Na górce lepiej rośnie
Szybko okazało się, że jeże zjadają nie tylko pędraki, ale i nornice, które chętnie gnieżdżą się w wałach permakulturowych i podwyższonych grządkach. Kasperscy dziś nie wyobrażają sobie bez nich ogrodu.– Budowania w ogrodzie elementów permakulturowych uczyliśmy się z książek, Internetu i metodą prób i błędów. Część to także nasze autorskie pomysły. Grządka w postaci długiej górki jest lepiej napowietrzona, cieplejsza i lepiej na niej wszystko rośnie. Zwiększa też powierzchnię uprawową. Wał permakulturowy ma podobne funkcje, ale jest bogatszy w składzie – składa się z drewna, obornika, ziemi rodzimej i ściółki. Podwyższona grządka jest świetna dla roślin korzeniowych – marchwi, pietruszki, buraków. Wał jest lepszy dla tych z płytkim systemem korzeniowym, czyli dyni, ogórków, cukinii, fasoli – opowiada Bogdan.
Kamila dodaje, że przy tworzeniu takich grządek nauczyli się też gospodarowania w obiegu zamkniętym. A to oznacza, że właściwie niczego, co urośnie, nie wyrzucają.
– Kiedy ścinamy gałęzie z uschniętego drzewka, nie palimy ich ani nie wywozimy w workach na odpady bio. Podobnie z liśćmi, chwastami. To wszystko tworzy ogród, a nie jest śmieciem, jak często ludzie myślą. Jest tworzywem do wałów, ściółkowania, tworzenia próchnicy. Z liści tworzymy ziemię liściową do wałów. Drzewo nie zrzuca liści, żeby nam zrobić na złość. Te opadłe liście też mu są do czegoś potrzebne – przekonuje Kamila.
Nie walcz! Wykorzystuj!
Mówią, że wciąż zapominamy, że ogród nie jest dziełem człowieka. Jest raczej sytuacją, w której człowiek powinien współpracować z naturą. Tymczasem zbyt często czuje się w ogrodzie bogiem. I że szaleństwem jest skarżenie się na chwasty. Oni nazywają je roślinami towarzyszącymi uprawie. Trzeba wiedzieć, jak je zaprząc do pomocy człowiekowi. Poza tym niewiele wiemy wciąż o dziejącym się w ogrodzie życiu, nie znamy 80% bakterii tam żyjących. Kasperscy nie walczą też z kretami.– Po co z nimi walczyć? Bo trawnik zmieni trochę wygląd? To bez sensu. Nam kret napowietrza ziemię. Co prawda, zjada dżdżownice, ale na tym polega równowaga, że nie likwiduje się nagle jednego ogniwa w tym skomplikowanym łańcuchu, bo to zawsze grozi plagami. Nie ma czegoś takiego, że jakieś zwierzę jest niepotrzebne – mówią Kasperscy.
W swoich Anielskich Ogrodach, które nazwali na cześć babci Kamili, Anieli, stawiają raczej na jakość. Dawno porzucili filozofię „ile kilogramów z krzaka”. Wiedzą, że parchate jabłko często jest więcej warte od dziesięciu krągłych i błyszczących. A Kamila drży, kiedy wiosną na grupach ogrodowych na Facebooku widzi pytania „Kochani! Jak wytępić koniczynę z trawnika?”, „Kochani! Czym polać mech, żeby nie rósł?”. Oni w swoim ogrodzie zastanawiają się, co zrobić, żeby kamień szybciej omszał.
Więcej niż chemia
Jeśli nie chcą czegoś przetwarzać, zostawiają to w ogrodzie, pewni że „ktoś” przyjdzie i to zje. Ale większość plonów ląduje w słoikach. Kamila suszy por, seler, marchew, pietruszkę, kwiat czarnego bzu, płatki róży, nagietka i aksamitki, a nawet maku polnego, z którego robi ocet i nalewkę. Octy to zresztą jej specjalność, szczególnie poleca ocet „Czterech złodziei” na odporność.– Istnieje legenda mówiąca o tym, że kiedy w średniowiecznej Europie szalały zarazy, złodzieje dziwnie nie chorowali. Zaproponowano im uwolnienie z więzień, jeśli zdradzą sekret. Okazało się nim spożywanie mikstur z dodatkiem przypraw korzennych. Żeby sporządzić taką miksturę w dowolnym occie maceruje się anyż, goździki, cynamon, kardamon, muszkat – opowiada Kamila.
Jak uprawiać jedzenie na słabej ziemi i jak je przetworzyć, aby starczyło na cały rok, Kasperscy uczą w Internetowej Akademii Anielskich Ogrodów, którą prowadzą od grudnia. Ze względu na COVID-19 realizują ją w Internecie. Ten ich autorski projekt ma być w przyszłości jednym ze źródeł utrzymania, choć oboje podkreślają, że ważniejsze w tym są ich misja i pasja.
– Zaczynamy pracę z ludźmi od definicji pojęć. Czym jest ogród ekologiczny. Każdy myśli o czymś innym. Dla większości to oznacza „nie leję chemii”. Ale to za mało. Ogród ekologiczny to ogród przyjazny przyrodzie oraz innym gatunkom, czyli zwierzętom i roślinom. Specjalnie wymieniam zwierzęta w pierwszej kolejności, bo jest ich w ogrodzie dużo więcej niż roślin – mówi Bogdan.
Co robi człowiek, a co zwierzęta w ogrodzie ekologicznym? Zwierzęta pracują i rozmnażają się, jak uczy w swoich webinarach Bogdan. Potem dowcipnie dodaje, że człowiek w takim ogrodzie głównie pracuje i zbiera plony, choć rozmnażania też nie można wykluczyć.
– W tych naszych szkoleniach internetowych, które prowadzimy od grudnia, więcej jest tematów tabu. Na przykład to, że ogród powstaje z odchodów zwierząt. Ludzie chcą mieć sterylnie i ładnie, ale jednocześnie eko. To niemożliwe – mówią zgodnie Kasperscy.
Pokochani w Europie
Na początku tego roku dowiedzieli się o unijnym konkursie Rural Inspiration Awards 2021 organizowanym przez Europejską Sieć na Rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich (ENRD). Spośród 125 zgłoszeń z całej Europy komisja ekspertów wybrała do finału 20 najlepszych projektów w 4 kategoriach. Kasperscy dostali się do finału w kategorii Green future (Zielona przyszłość). Brano w niej pod uwagę projekty, które mają długoterminową wizję rozwoju. Stawiających na współpracę mieszkańców, samorządów i organizacji społecznych.– Nie wygraliśmy w tej kategorii, ale głosowano też w dodatkowej, Popular vote, takiej, w której głosują internauci z całej Europy. I wygraliśmy. Zdystansowaliśmy dziewiętnaście innych projektów – cieszą się i dodają, że doceniono w nich umiejętności regeneracji ziemi. A kiepskie ziemie to problem wielu europejskich gospodarstw.
Teraz czekają na koniec pandemii, bo już chcieliby spotkać się z uczestnikami Akademii twarzą w twarz, jak dawniej. Póki co Kamila poleca oxymel – cudowną miksturę na bazie maceratu z ziół i przypraw korzennych na occie jabłkowym.
– Dwie części octu i jedna część miodu. Łyżkę tej mikstury rozpuszczonej w szklance wody pije się na czczo albo między posiłkami. Można tam dodać czosnek, cynamon, majeranek, goździki. Świetna rzecz na odporność – kończy.