Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Masz dużo, tracisz jeszcze więcej

Data publikacji 07.04.2021r.

Gdyby nie determinacja niektórych rolników, którzy nie redukują stad pomimo kryzysu na rynku i epidemii afrykańskiego pomoru świń, wciąż malejące pogłowie trzody chlewnej w kraju spadłoby jeszcze bardziej. Rodzina Kacprzaków zainwestowała w lochy, choć wymaga to znacznie więcej zaangażowania i pracy. Przy dużej skali produkcji mogą szukać oszczędności, poprawiając wyniki, ale przy dramatycznie niskich cenach żywca każdy uzyskany tucznik oznacza stratę.

mazowieckie
Damian Kacprzak prowadzi gospodarstwo wspólnie z ojcem Ryszardem oraz bratem Piotrem. Zarówno prace polowe, jak i przy zwierzętach dzielą między siebie lub wykonują je razem. Przy dużym stadzie trzody chlewnej jest bowiem wiele zadań do wykonania. Od 2000 roku pan Ryszard prowadził tucz w cyklu otwartym w chlewni na 600 stanowisk. Trudno było jednak kupować wyrównane prosięta w jednolitym statusie zdrowotnym. Poza tym zdawał sobie sprawę, że jeśli synowie postanowią zostać na gospodarstwie, konieczne jest jego rozwijanie i zwiększenie skali produkcji. W 2007 roku powstała pierwsza porodówka dla 120 loch, a istniejące budynki były sukcesywnie modernizowane, aby możliwy był tucz uzyskanych prosiąt. W 2015 roku gospodarze wybudowali kolejny obiekt dla loch i prosiąt, dzięki czemu obecnie mogą utrzymywać około 450 macior.
– Nie skorzystaliśmy z dofinansowania PROW na rozwój produkcji prosiąt, gdyż formalności trwałyby zbyt długo. Wówczas dopiero mówiło się o naborze wniosków. Nie liczyło się to w miesiącach, a latach, a my nie mieliśmy tyle czasu. Inwestycje musiały więc być wsparte kredytami – tłumaczy Damian Kacprzak.

r e k l a m a

Wyłączeni z pomocy pomimo strat

Kiedy ponad 3 lata temu znaleźli się w strefie czerwonej ASF, stracili odbiorcę świń z dnia na dzień.
– Tuczniki jechały już do ubojni i zakład nam je cofnął. Problem był bardzo duży, zwierzęta czekały w samochodzie, a my szukaliśmy rzeźni, która je kupi – opowiada Damian Kacprzak.
Dzięki temu, że po wybudowaniu nowej tuczarni oferują duże partie dobrej jakości tuczników, zakład mięsny skupujący świnie ze stref ASF zainteresował się nimi i obecnie nie mają problemu ze sprzedażą. Nie chroni to jednak gospodarzy przed obniżką cen z powodu czerwonej strefy. Afrykański pomór świń obniżył im dochody, jednak na wyrównanie strat nie mogli liczyć. Głównie dlatego, że w rozporządzeniu zapisano, że pod uwagę będzie brany przychód, a nie dochód.
– Przychód mamy znacznie większy niż 2 lata temu, bo nową tuczarnię na 2 tys. stanowisk oddaliśmy do użytku w 2019 roku. Wcześniej sprzedawaliśmy tuczniki ze starej chlewni na 800 stanowisk oraz prosięta. Od 2020 roku przychód mamy więc znacząco większy, ale z powodu kryzysu na rynku trzody chlewnej dochody ze sprzedaży tuczników spadły. Powiem więcej – ponieważ mamy dużo świń, to i strata na produkcji jest dużo większa, ale wyrównanie dochodów nam się nie należy i, jak nas poinformowano w ministerstwie rolnictwa, na zmianę przepisów nie ma co liczyć. Choć nietrudno zrozumieć, że przy sprzedaży 700 tuczników, gdy do każdego dokłada się 100 zł, wychodzi mniejsza strata, niż gdy sprzeda się 2 tys. sztuk – podkreśla rolnik.
Jego zdaniem na takich warunkach przyznawania pomocy skorzystali ci, którzy w ostatnim czasie ograniczyli stada, bo mogli wykazać spadek przychodów. Nie pomoże to w odbudowywaniu rodzimej produkcji świń, bo nie wspiera się tych, którzy pomimo kryzysu starają się rozwijać i inwestować.
Dodatkowa kwestia jest taka, że straty przez afrykański pomór świń ponoszone są już kilka lat, więc pomoc powinna być niezależna od złej sytuacji spowodowanej koronawirusem.
– Te dwie sprawy w ogóle nie powinny być łączone w przyznawaniu odszkodowania. Tymczasem wyrównanie strat spowodowanych przez ASF było obniżane o pomoc COVID-ową. Wszyscy powyżej pewnego pułapu dostawali podobną kwotę 24 tys. zł, więc nie ma znaczenia, czy ktoś sprzedał kilkaset tuczników, czy kilka tysięcy. Ponieważ w ubiegłym roku sprzedaliśmy ponad 6 tys. świń, z tytułu tej pomocy dostaliśmy jakieś 5 zł do tucznika – wylicza gospodarz.

Inwestycja w lochy i wyniki

Całość produkcji w gospodarstwie Kacprzaków odbywa się w systemie rusztowym. W starszej chlewni dla loch w sektorze krycia znajdują się typowe kojce indywidualne, w których przebywają one do czasu potwierdzenia prośności. W budynku z 2015 roku lochy od razu po odsadzeniu utrzymywane są w grupach liczących od 7 do 20 sztuk, ale na czas inseminacji istnieje możliwość zablokowania ich w indywidualnych stanowiskach żywieniowych. W opinii pana Damiana, każdy z systemów ma swoje wady i zalety. Lochy w grupie czują się lepiej, mają więcej przestrzeni, choć muszą na początku ustalić hierarchię, co może być pewnym problemem. Z kolei kojce indywidualne pozwalają dostosować dawkę żywieniową do każdej sztuki oraz jej kondycji, maciora może odbudować rezerwy po okresie karmienia prosiąt, nie ma walk o paszę, ale pod kątem dobrostanu nie jest to najlepszy system utrzymania.
– Kojce indywidualne sprawdzają się lepiej, jeśli mamy lochy w różnym wieku. Trudno jest łączyć w grupy pierwiastki z wieloródkami. Grupy powinny być tworzone z uwzględnieniem masy ciała i wieku, co maksymalnie ogranicza agresję i walki – opowiada Damian Kacprzak.
Lochy są inseminowane przez gospodarzy nasieniem pochodzącym z zakupu. Na jedną sztukę przypada 2,6–2,7 porcji nasienia. Po 21 dniach od krycia badana jest prośność aparatem USG. Chlewnie zostały zasiedlone lochami naima o najwyższym statusie zdrowotnym z firmy genetycznej Choice Genetics. Rodzą dużo wyrównanych prosiąt. Zdaniem gospodarzy ważniejsza bowiem od liczby urodzonych prosiąt jest liczba odchowanych sztuk. Średnio maciory wypraszają się 2,42 raza w roku. W gospodarstwie uzyskuje się 13 prosiąt od lochy w miocie.
Lochy trafiają do porodówek 2 tygodnie przed wyproszeniem. Co 3 tygodnie wyprasza się 65 macior. Przy tak licznej grupie nadzorowanie porodów jest dużym wyzwaniem, ale gospodarze wolą taki system niż cotygodniowe wyproszenia, gdyż pozostaje więcej czasu na inne prace. Prosięta dogrzewane są promiennikami oraz matami grzewczymi i przebywają z lochami do 28. dnia życia. Później trafiają na odchowalnię, w której jest 5 komór na ponad 500 prosiąt każda.
Loszki na remont stada pochodzą z własnej produkcji, co ogranicza nie tylko koszty, ale także zapewnia lepszą bioasekurację. Główne powody brakowania macior w stadzie to przede wszystkim problemy z zajściem w ciążę czy niewystarczająca liczba czynnych sutków, a więc kłopot z wykarmieniem prosiąt.

r e k l a m a

Zamknęli produkcję

Zarówno w porodówkach, jak i odchowalni powietrze z zewnątrz dostarczane jest z poddasza. Napływa przez cały sufit dyfuzyjny, co pozwala utrzymać właściwy mikroklimat, zwłaszcza dla prosiąt, zapobiegając przeciągom. Zużyte powietrze wyciągane jest na zewnątrz przez wentylatory. Prosięta są dokarmiane paszą stałą od 10. dnia życia. Jest to prestarter wytwarzany w gospodarstwie.
– Wraz z bratem prowadzimy tucz prosiąt, które pochodzą z chlewni należącej do ojca. W sumie mamy około 2800 stanowisk tuczowych. Do nas trafiają prosięta o masie ciała 30–32 kg – mówi Damian Kacprzak.
Cały kompleks chlewni jest ogrodzony, a przy wjeździe znajdują się maty dezynfekcyjne. Jak twierdzi pan Damian, ryzyko ze strony wirusa afrykańskiego pomoru świń jest duże, ponieważ chore dziki znajdowane są w okolicy, dlatego niewykluczone, że zdecydują się na budowę niecki z płynem odkażającym, przez którą będą musiały przejeżdżać samochody.
– Na terenie powiatu co kilka miesięcy wykrywany jest jakiś zakażony dzik i dlatego nie możemy zostać uwolnieni od strefy czerwonej. Najgorsze jest to, że pochodzą one najczęściej z wypadków komunikacyjnych lub odstrzału, nie są to znalezione padłe sztuki, co może oznaczać, że dziki coraz częściej przechorowują afrykański pomór świń. Jak tak dalej pójdzie, to w strefie ASF możemy być przez wiele lat, tym bardziej że współpraca z myśliwymi się nie udaje – uważa Damian Kacprzak.
Jak twierdzi, myśliwi wciąż traktują odstrzał rekreacyjnie, a nie jako wyższą konieczność, która ma doprowadzić do depopulacji dzika i ochronić producentów świń.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a