Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Jak radzą sobie w dobie pandemii?

Data publikacji 13.04.2021r.

Produkują zboża, owoce, żywiec wołowy, a nawet miód. To co ich łączy to gospodarowanie na terenie województwa mazowieckiego oraz działalność w izbach rolniczych. Jak oceniają aktualną sytuację w rolnictwie oraz opłacalność swoich działów produkcji?

Marek Tomaszewski z Pszasnysza gospodaruje na 60 ha. Uprawia zboża, buraki cukrowe, kukurydzę oraz łąki. Utrzymuje stado bydła mięsnego rasy limousine, liczące 55 sztuk, w tym 31 sztuk krów mamek. Stado objęte jest oceną Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.
– Przed rokiem 2014 tata utrzymywał krowy mleczne, przy których obroty są duże i szybko uzyskuje się przychody z tytułu sprzedaży mleka, jednak ta produkcja wymaga dużo nakładów pracy, jak i finansowych. Potem już na własny rachunek opasałem cielęta z zakupu, były to buhajki ras mlecznych, jednak przyszedł kryzys i ich ceny mocno spadły. Od połowy 2016 roku zaczęliśmy budować własne stado mięsnych mamek rasy limousine. Lepiej mieć swój dobrej jakości materiał do opasu. Ponadto ceny odsadków nie ulegają takim wahaniom jak ceny żywca wołowego. Pandemia ma niekorzystny wpływ na eksport, a to przekłada się na ceny buhajów w wagach ciężkich, z kolei mniej na ceny odsadków, które trafiają głównie na rynek krajowy. W zależności od miejsca w oborze, część odsadków sprzedajemy, a część opasamy do wag ciężkich. Od dwóch lat stado jest pod oceną PZHiPBM, dzięki czemu nasze bydło ma udokumentowane pochodzenie, a to jest bardzo ważne, gdyż krajowe pogłowie rasy limousine nie jest duże i jest mocno spokrewnione. Znając pochodzenie swoich krów wiemy, jakiego buhaja kryjącego możemy zakupić, a jakiego nie. Pomocni są też pracownicy PZHiPBM, którzy chętnie wskazują nam, gdzie możemy kupić dobrego i niespokrewnionego z naszym stadem rozpłodnika. Obawiamy się powrotu tematu „Piątki dla zwierząt”, przeciwko której wyraziłem sprzeciw biorąc udział w licznych protestach. Poza bydłem mięsnym sprzedajemy także buraki cukrowe, ziarno zbóż i kukurydzy. W buraki cukrowe weszliśmy ze względu na płodozmian, przed 2–3 laty osiągnęły one dobry plon przy dość dobrej cenie. Niestety, w ostatnim roku opłacalność ich uprawy mocno spadła ze względu na niską polaryzację. Lepszą dochodowość osiągnęły dobrze plonujące pszenica i kukurydza. Pszenica plonowała na poziomie 8 ton z ha i osiągnęła bardzo dobrą cenę, a kukurydza oddała 13 ton mokrego ziarna z ha przy przyzwoitej cenie – powiedział Marek Tomaszewski.

r e k l a m a

Katarzyna Szymaniuk ze wsi Stare Szpaki (pow. łosicki) prowadzi 10-hektarowe gospodarstwo wyspecjalizowane w uprawie porzeczki oraz aronii.
– Ostatni rok w przypadku porzeczki był dobry, gdyż cena kształtowała się na poziomie 3–3,5 zł netto za kg, jednak poprzednie 10 lat było wręcz tragiczne, gdzie notowaliśmy takie ceny jak 1 zł, 0,60 zł czy nawet 0,20 zł za kg. Tak niskie ceny sprawiały, że wielu plantatorów nie zbierało owoców, gdyż usługa zbioru kombajnem byłaby droższa niż przychód ze sprzedaży. My jednak zawsze zbieraliśmy porzeczki, gdyż tata będący dużym producentem porzeczek i aronii posiada swój kombajn, zatem nie ponosiliśmy kosztów usługi zbioru. Natomiast w przypadku aronii już przez wiele lat utrzymuje się podobna cena w granicach 1 zł netto za kg. Nie jest to cena rewelacyjna, jednak aronia w porównaniu z porzeczką wymaga znacznie mniej pracy oraz mniejszych nakładów na środki ochrony roślin i nawozy. Aronia zapewnia też większą stabilność cen niż porzeczka. Jeśli ktoś chciałby utrzymać gospodarstwo z uprawy samej porzeczki to nie ma na to większych szans. Trzeba uzupełniać produkcję porzeczki drugim gatunkiem, jak np. aronia. Uprawiamy dwie odmiany porzeczki przemysłowej. Przy odmianach przemysłowych jest mniejsze ryzyko, gdyż łatwiej jest je sprzedać, co widać zwłaszcza teraz w czasie pandemii, kiedy rolnicy mają ogromny problem ze sprzedażą porzeczki deserowej i innych owoców deserowych. Wszak pozamykane są restauracje, hotele, szkoły, a targowiska nie funkcjonują tak dobrze jak kiedyś. Porzeczkę przemysłową zawsze można sprzedać do tłoczni lub do chłodni. W tłoczni są mniejsze wymagania jakościowe odnośnie wytrącania się środków chemicznych. Zaś w chłodni owoce muszą być bardzo dobrej jakości, uprawiane przy wzorcowym zastosowaniu programu zabiegów ochrony roślin zalecanym na dany rok. Inaczej wytrącą się niepożądane środki chemiczne co grozi niższą ceną lub nawet zwrotem towaru – powiedziała Katarzyna Szymaniuk.

Zbigniew Tomaszewski z Nowej Wsi (pow. sochaczewski) na 8 ha uprawia rośliny miododajne na potrzeby pszczół, są to: nostrzyk, facelia oraz gryka. Rolnik utrzymuje 25 rodzin pszczelich. Ponadto uprawia 3 ha sadu, głównie jabłonie, a także wiśnie.
– Nostrzyk jest atrakcyjny ze względu na dopłaty, gdyż przysługuje do niego dopłata z programu rolnośrodowiskowego oraz dopłata do roślin strączkowych. W ten sposób do hektara jego uprawy zyskujemy ok. 1100 zł dodatkowej dopłaty oprócz dopłaty obszarowej. Ponadto można sprzedać jego nasiona, sprzedajemy także nasiona gryki, na które jest duże zapotrzebowanie a ich cena jest przyzwoita. Trzeba wiedzieć, że plonuje ona na stosunkowo niskim poziomie 500–700 kg z ha. Zaletą tych roślin jest możliwość uprawy bez nawozów, z mocno ograniczonym zastosowaniem środków ochrony roślin. W dobrych latach w produkcji miodu osiągamy wydajność 40 l z jednej pszczelej rodziny, to dużo, gdyż średnia w naszym kraju waha się około 20 l. Jednak bywają lata, tak jak to było ostatnio, kiedy wydajność jest niewielka, co związane jest ze zmianami klimatycznymi, np. powtarzającą się co roku suszą. Co najmniej 20% miodu zyskujemy dzięki bliskości miododajnych upraw, które w naszym przypadku są położone najdalej 700 m od pasieki. Bliskość pożytków pszczelich ma ogromny wpływ na efektywność produkcji miodu, który ma olbrzymie właściwości prozdrowotne. Odnawiamy nasze sady, nowe drzewka posadziliśmy 4 i 2 lata temu i wykonujemy dalsze nasadzenia. Postawiliśmy na odmiany parchoodporne, ewentualnie te, które tolerują tę chorobę. Są to głównie nasze polskie odmiany ze Skierniewic, czyli Gold Millenium oraz Melfree. Mamy też Szampiona, a ze starych odmian Jonagolda oraz Melrose. Nie bez powodu sadzimy odmiany odporne na choroby, przecież już niedługo wejdzie Zielony Ład wraz z działaniami proekologicznymi, do których Bruksela po prostu nas zmusi. Już 10 lat temu, gdy byłem w Brukseli mówiono o Zielonym Ładzie, dlaczego u nas w kraju mówi się o tym tak późno. Niemcy i Austriacy są już na te nowe zasady przygotowani, a my nie. Wielu polskich sadowników dopiero co założyło nowe nasadzenia z odmianami Gala czy też Golden Delicious, trudnymi w uprawie, które trzeba pryskać i jeśli znacznie zostanie ograniczone stosowanie środków ochrony roślin, to pojawi się olbrzymi kłopot – powiedział Zbigniew Tomaszewski.

r e k l a m a

Kazimierz Sobotka ze wsi Łomia (pow. mławski) prowadzi 100-hektarowe gospodarstwo wyspecjalizowane w produkcji roślinnej. Uprawia zboża: żyto i jęczmień oraz łubin.
– Jestem przewodniczącym Rady Powiatowej Mazowieckiej Izby Rolniczej Powiatu Mławskiego. Izby rolnicze mają dobre pomysły, niestety często nie przemawiają one do rządzących i nie są realizowane. Gospodarujemy w trudnych warunkach, gdyż przeważają gleby słabe V i VI klasy bonitacyjnej, dlatego uprawiamy dużo żyta oraz łubin. Żyto ma małe wymagania glebowe, a łubin wzbogaca glebę o azot w wyniku symbiozy z bakteriami, które wiążą azot z powietrza. Jest więc naturalnym źródłem zdrowego azotu. Silnie rozwinięty i głęboko sięgający system korzeniowy łubinu dodatkowo rozluźnia glebę w niższych warstwach, przemieszczając stamtąd składniki mineralne do wyższych warstw. Opłacalność produkcji na takich glebach jest niska, oczywiście lepsza gdy nie ma deficytu opadów. W przypadku suszy trudno mówić o opłacalności na glebach V i VI klasy, a od kilku lat, oprócz roku poprzedniego, borykamy się z latami suchymi – powiedział Kazimierz Sobotka.

Andrzej Rutkowski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a