mazowieckie
– Utrzymujemy już zdecydowanie za dużo bydła – z uśmiechem stwierdziła Wanda Jaczewska. – Całe pogłowie liczy bowiem 140 sztuk, w tym 71 krów dojnych, co sprawia, że nasza obora jest po prostu przepełniona. No ale od przybytku głowa nie boli – szybko zaznaczył pan Sławomir.Swoje – budowane przez lata – mleczne stado hodowcy utrzymują w zasiedlonej w 2005 roku oborze uwięziowej. To tradycyjny tego typu budynek z centralnie położonym korytarzem paszowym i przylegającymi do niego stanowiskami ścielonymi słomą.
– Gdybyśmy dziś budowali nowy obiekt, z pewnością byłby zupełnie inny. Przede wszystkim byłby większy, wolnostanowiskowy, z wygodną i wydajną dojarnią. No, ale póki co, mamy taką oborę, jaką mamy i musimy dawać sobie w niej radę – wyjaśniała pani Wanda.
Małżonkowie pracują w oborze praktycznie tylko we dwoje i sam dój (dojarką przewodową na 6 aparatów) zajmuje około dwóch godzin. I chociaż nie usłyszeliśmy ani jednego słowa narzekania na uciążliwość pracy, to marzenia o hali udojowej podczas naszej rozmowy powtarzały się często.
Stado objęte jest oceną użytkowości mlecznej, a jego wydajność kształtuje się na poziomie ok. 8000 kg mleka od sztuki. Jak podkreślili hodowcy, ogromną uwagę przykładają do produkcji dobrej jakości pasz objętościowych.
– Nie oszczędzamy na zakupie najlepszych – w naszej opinii – odmian kukurydzy. Są to zwykle odmiany z najwyższej półki, które są niezawodne i dobrze plonują, nawet w okresie suszy. Warunek dobrych zbiorów jest jednak jeden, w uprawie kukurydzy nie można niczego pominąć. Wapnowanie, obornik, kolejne nawożenie czy dokarmianie roślin – to zabiegi konieczne do uzyskania dobrych plonów – tłumaczył pan Sławomir. – Niestety, znacznie bardziej niestabilne pod względem plonów są dla nas użytki zielone. Dużo ziemi dzierżawimy i taki stan stanowi duże ryzyko, gdyż doprowadzamy ziemię do kultury, pielęgnujemy użytki zielone, po czym właściciel dzierżawionego gruntu oznajmia, że ziemię sprzedaje i w efekcie nasza praca może pójść na marne. Z taką właśnie sytuacją mieliśmy niedawno do czynienia – dodała pani Wanda.
Obok produkcji mleka państwo Jaczewscy zajmują się również opasem buhajków. Kiedy pod koniec marca br. odwiedziliśmy gospodarstwo na stanie było 30 sztuk bydła (w różnym wieku). To z myślą o nich, do jednej ze ścian podłużnych obory dobudowano pomieszczenie i zadaszoną wiatę podzieloną na kojce.
– Do opasu pozostawimy najlepiej rokujące byczki pochodzące z krzyżowania krów mlecznych rasami mięsnymi – wyjaśniał gospodarz dodając, że dochód uzyskiwany ze sprzedaży opasów przeznaczany jest na wszelkie inwestycje w gospodarstwo. – Owszem, ceny mleka w skupie są obecnie dobre, ale – niestety – dochód, dosłownie z miesiąca na miesiąc obniżają rosnące ceny środków produkcji – dodała pani Wanda.
Hodowcy sami wykonują mieszankę pasz treściwych. Jak mówią, jeszcze niedawno kupowali paszę pełnoporcjową, ostatecznie jednak z takiego rozwiązania zrezygnowali. Mieszanka zadawana jest każdej sztuce indywidualnie, z ręki, dwa razy dziennie.
W wozie paszowym Trioli, o pojemności 15 m3, mieszane są wyłącznie pasze objętościowe. Jednym z komponentów mieszaniny PMR jest (wcześniej mielona w specjalnym młynku) marchew odpadowa.
– Wykorzystanie w żywieniu krów marchwi jest oczywiście dla nas dodatkowym kosztem, bowiem za 1 kg musimy zapłacić ok. 40 groszy; jest też dodatkowym obowiązkiem związanym z jej rozdrobnieniem, ale zapewnienie zwierzętom naturalnej dawki beta-karotenu, szczególnie na przednówku jest bezcenne – tłumaczyła gospodyni. – Beta-karoten poprawia przede wszystkim parametry rozrodu. A dobry rozród stada, szczególnie utrzymywanego na uwięzi to niełatwe zadanie. Kiedyś zwierzęta były powszechnie pastwiskowane. Ruch, słońce, świeże powietrze robiły swoje. Dziś trudno byłoby nam wyobrazić sobie codzienne spuszczanie z uwięzi i wiązanie 70 krów.
Jak przyznali na koniec hodowcy z Jarnic, są jednak szanse, że sytuacja ta w niedalekiej przyszłości ulegnie zmianie.
– Bo wiele jeszcze inwestycji przed nami – oznajmił Sławomir Jaczewski. – Najmocniej planowana i wyczekiwana to rozbudowa użytkowanej obory i przerobienie jej na obiekt bezuwięziowy, z halą udojową i profesjonalnym cielętnikiem.
– Nie przeraża nas praca i rewolucja w gospodarstwie, a jedynie wysoki koszt takiej inwestycji – dodała na koniec pani Wanda.