– Czy w czasach pandemii polscy rolnicy przestali kupować wozy paszowe?
– Wręcz przeciwnie. W zeszłym roku sprzedaliśmy ich więcej niż rok wcześniej. Zanotowaliśmy również spory wzrost sprzedaży większych maszyn. Jeszcze parę lat temu tylko jeden na pięć dostarczonych do gospodarstw paszowozów wyposażony był w dwa pionowe ślimaki. Dzisiaj już co trzecia kupowana przez polskich rolników maszyna ma takie wyposażenie. To wynika z tego, że wielu hodowców powiększyło swoje gospodarstwa, jednocześnie zwiększając pogłowie bydła. Mówiąc o trendach na rynku nie sposób nie wspomnieć o coraz większej popularności bardziej zaawansowanych maszyn. Cieszy nas to, że rolnicy doceniają zalety naszej serii premium Evolution Pro. Tym, którzy tych maszyn nie znają dodam, że mają one przeprojektowany zbiornik, który pozwolił na zwiększenie szybkości cięcia i mieszania paszy i to bez wzrostu zapotrzebowania na moc. Powiększone zostało w nich też okno wysypowe i taśma wyładunkowa, co wpłynęło na szybkość zadawania paszy. Wozy posiadają dyszel z regulacją wysokości oraz wyświetlacz wagowy z promieniem regulacji sięgającym 270 stopni. W ramach tej serii dostępne są maszyny jednoślimakowe o pojemności od 8 do 16 m3 oraz dwuślimakowe od 12 do 30 m3. Trzyślimakowe Evolution Pro budowane są na zamówienie.r e k l a m a
– Czyli można powiedzieć, że przez pandemię przechodzicie suchą stopą.
– Dotychczas tak było. W zeszłym roku nasz zakład w Środzie Wielkopolskiej nie zatrzymał się nawet na chwilę. Realizowaliśmy zamówienia zgodnie z planem. Co prawda, mieliśmy obawy o zaopatrzenie naszego zakładu w części i podzespoły, bo wśród naszych dostawców znajdują się m.in. firmy z Włoch, a więc kraju, który dotkliwie odczuwał skutki pandemii. Ale w większości nawet te przedsiębiorstwa mają swoje polskie przedstawicielstwa lub oddziały i gdy włoski producent zaczynał sygnalizować, że może mieć problem z dostawami na czas, to wypełnienie dostaw brały na siebie te firmy. Tak więc w zeszłym roku problemów praktycznie nie odczuliśmy. Ale teraz jest inaczej. Nie wiem czy jest to związane z trzecią falą pandemii, ale pojawiają się poważne kłopoty z działaniem łańcucha dostaw. Terminy wydłużają się. Ale i tak to nie jest najgorsze. Największym problem są galopujące ceny stali. Już pod koniec zeszłego roku poszybowały one w górę, ale to co teraz się dzieje na rynku przypomina istne szaleństwo, bo mówimy tu o wzrostach rzędu 50 procent. Korekta cen dokonywana jest z dnia na dzień i niestety trudno przewidywać, jak długo taka sytuacja potrwa.– Czym dostawcy stali tłumaczą owe podwyżki?
– Przyczyny są różne. Na pewno można by się doszukać tego, że w pewnej części jest to efekt spekulacji. Ale prawda jest też taka, że pandemia koronawirusa doprowadziła do wyłączenia wielu hut. Wpierw produkcję wstrzymały chińskie stalownie, a gdy ponownie je otwarto, to koronawirus był już na innych kontynentach powodując wygaszanie kolejnych pieców hutniczych. A zapotrzebowanie na stal nie zmalało, a w naszej branży nawet wzrosło, bo maszyn rolniczych produkuje się teraz więcej niż wcześniej. W naszej firmie od lat stosujemy wyłącznie stal wyższej jakości, co jest potwierdzone atestami i certyfikatami. Taki materiał ma swoje konkretne korzyści, bo stal jakościowa, w porównaniu do podstawowej stali konstrukcyjnej, zachowuje się znacznie lepiej przy obróbce – wypalaniu, walcowaniu czy gięciu. Wydłuża też żywotność maszyn, co jest dodatkowym atutem dla rolników.r e k l a m a