r e k l a m a
Wypada przypomnieć,
że od bardzo wielu lat zarząd w tej dużej spółdzielni jest dwuosobowy, a w jego skład wchodzą prezes Czesław Cieślak oraz zastępca prezesa Tadeusz Malczyk. Publikowaliśmy na naszych łamach również krytyczne wypowiedzi dotyczące „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Czy przekonującym dowodem jest fragment dyskusji, do której doszło w trakcie zeszłorocznego zebrania przedstawicieli, która została opublikowana na łamach ogólnopolskiego wydania TPR? Zabierając w niej głos radny Ryszard Lisowski użył niezwykle mocnych słów: „Zwracam się do redaktora Krzysztofa Wróblewskiego z prośbą o niechwalenie obecnej władzy. Trzeba pamiętać, że władza się zmienia, dla przykładu podam Jana Krzysztofa Ardanowskiego – byłego już ministra rolnictwa. Moim zdaniem, nic albo niewiele zrobił w obronie naszego rolnictwa. Naobiecywał cudów, mówił m.in. o destylacji okowity i jedzeniu ogonów bobrów. Takie słowa obrażają inteligencję rolników, którzy nie przyjmują wszystkiego, co im się wmawia. Piszcie merytorycznie, bo tę władzę hołubicie, a ona rolników nie szanuje”. Moja odpowiedź na te słowa brzmiała następująco: „Dziękuję panu za krytykę. Jest totalna opozycja, jest też totalna krytyka – według pana. Ma pan do tego prawo, ponieważ mamy wolność słowa. Ale nie zgodzę się z tym, że „Tygodnik Poradnik Rolniczy” nie broni rolników. O ekologach, o ich terrorze, o wielkich sieciach handlowych piszemy od zawsze krytycznie – także w kontekście zaniżonych przychodów rolników. Bronimy rolników w różnych sprawach. Oczywiście popełniamy też błędy. Jeśli chodzi o ministra rolnictwa, to uważam, że zachował się honorowo i zapłacił za to stanowiskiem. Mógł przecież głosować „za” i zatrzymałby posadę ministra. Jednak zagłosował „przeciw” i stracił stanowisko. Nasza redakcja od samego początku jest przeciwna tzw. ustawie futerkowej i patrzymy na nią jak na olbrzymie szaleństwo. Panie Lisowski, jest pan niezwykle dobrym rolnikiem i niezwykłym mówcą. A ja jako stary człowiek uważam, że powinien pan zostać wielkim politykiem. Dlatego sądzę, że popełnił pan ogromny błąd nie idąc w wielką politykę”.Głosy krytyki
pojawiły się na forum na portalu Agrofoto. Wątek rozpoczął się od komentarza użytkownika „Mateusz1q”, komentującego artykuł „Demokracja kolska” słowami: „Ten artykuł świadczy tylko o jego autorze. No bądźmy poważni, wypowiedzi anonimowych ludzi w gazecie. Przedszkole”. Jak później skomentował to twierdzenie użytkownik „zetor6441”: ,,widocznie nie dla wszystkich taki anonimowy”.Pragnę tutaj wyjaśnić, że na naszych łamach pojawiły się anonimowe wypowiedzi kolskiej opozycji, bo wypowiadający się rolnicy zastrzegli sobie anonimowość – czego my dochowaliśmy. Wydrukowaliśmy też postulaty grupy protestujących rolników. Czy to jest przedszkole? W odniesieniu do sytuacji w kolskiej spółdzielni pojawiło się więcej komentarzy. Użytkownik „Zulugula13” oświadczył: „Dla tych, którzy nie wiedzą, to redaktor Wróblewski to dobry kolega prezesa Cieślaka i krzywdy mu nie zrobi żadnym niepochlebnym artykułem”. Wtórował mu „slawek74” twierdząc, że:,,wystarczy że mleczarnia rozprowadza gazetę i już ma ochronę”. Tak, znam prezesa Cieślaka, podobnie jak niektórych przedstawicieli opozycji. A z jednym z liderów jestem w stałym kontakcie. Jednak Cieślaka znam prawie 30 lat. Był on bowiem jednym z Ojców Założycieli Krajowego Porozumienia Spółdzielni Mleczarskich, którego następcą jest Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich. Wypada przypomnieć w tym miejscu, że Krajowe Porozumienie tworzyli przeważnie rolnicy, wśród których dominowali przewodniczący rad nadzorczych, między innymi: śp. Teresa Dzius z OSM Chełm, śp. Marcin Strzelecki z OSM Łowicz, śp. Andrzej Furmanek z OSM Sanniki, Bogdan Włodarczyk z OSM Bidziny, Czesław Cieślak z OSM Koło oraz wielu innych, którzy już przeważnie odeszli do Domu Ojca. W tym ruchu odnowy spółdzielczego mleczarstwa dużą rolę odegrali także prezesi, jak np. śp. Piotr Garczyński z OSM w Turku, który był organizatorem Zjazdu Założycielskiego w Turku oraz Tadeusz Badach z OSM Krasnystaw, Ryszard Masalski z OSM Maluta w Nowym Dworze Gdańskim czy też były prezes OSM Włoszczowa Edmund Teklak i kilkunastu innych, których tutaj nie wymieniłem. To „Ojcowie Założyciele” odzyskali majątek obecnego KZSM z rąk likwidatora Centralnego Związku Spółdzielni Mleczarskich! Tak. Do 1996 roku był to silny ruch spółdzielczy, osadzony mocno w polityce. Protestów mleczarzy władze państwowe bały się jak diabeł święconej wody, w tym także kontrowersyjny na wsi minister Leszek Balcerowicz.
r e k l a m a
Wszak premier
Hanna Suchocka w ciągu kilku dni uruchomiła interwencyjny skup masła i odtłuszczonego mleka w proszku. Zaś jej główna doradczyni, poseł Maria Stolzman, wcześniej ręczyła, że ów skup będzie uruchomiony i prosiła gorąco, aby wstrzymać kolejny protest mleczarski. Byłem świadkiem tej rozmowy. Delegację KPSM przyjął też premier Jan Olszewski i rezultaty tego spotkania były owocne. Stało się to na prośbę posła Romana Bartoszcze, którego byłem przyjacielem i społecznym współpracownikiem. Jest prawdą, że ówczesny ruch odnowy spółdzielczości mleczarskiej do 1996 roku był bardzo mocny, dalece mocniejszy niż ówczesna Samoobrona Andrzeja Leppera. Każdy minister rolnictwa przyjmował delegacje mleczarzy w trybie niezwłocznym. Nie trzeba było długo czekać na audiencję. Niestety, wymuszone odejście z władz posła Czesława Cieślaka, który był przewodniczącym rady nadzorczej, a następnie prezesa Marcina Strzeleckiego, zapoczątkowało proces powolnego upadku KZSM. Chociaż obiektywnie przyznaję, że obecny KZSM Waldemara Brosia ma silniejszą pozycję niż za jego poprzednika. Ale jest ona nadal niezadowalająca! Dlaczego tyle piszę o historii. Bo bez takich Cieślaków nie byłoby mowy o odnowie ruchu spółdzielczego, a los polskiej branży mleczarskiej byłby podobny do losów branży mięsnej. Wiem, że młodzi rolnicy – a tacy przeważają – na forach internetowych często nie pamiętają, że ich ojcowie czy też dziadkowie, rozwinęli gospodarstwa dzięki swojej spółdzielni, która pomagała finansowo swoim członkom, szczególnie tym, którzy chcieli się rozwijać. Owszem, to było dobre rozwiązanie. Ale odbywało się kosztem innych właścicieli spółdzielni. Jeszcze raz powtórzę, nie odmawiam rolnikom prawa do protestu. Ale żadna spółdzielnia, a nawet podmiot prywatny, nie pokryje rosnących gwałtownie kosztów produkcji mleka – cen pasz, nawozów sztucznych, środków ochrony roślin, paliwa oraz wszelkiej techniki rolniczej. Przypominam, że za 2020 rok tylko dwie, czy też trzy spółdzielnie, będą miały dwuprocentową rentowność. Bo ta niska rentowność wynika z niskich cen zbytu narzucanych przez wielkie sieci handlowe. Piszemy o tej oczywistej oczywistości prawie w każdym numerze. A gdzie jest Związek Zawodowy Producentów Mleka, który mógł powstać 7 lat temu na zjeździe w Nieborowie, zorganizowanym przez OSM Łowicz? Wszak niepowstanie tego związku jest wyłączną „zasługą” rolników. Trzeba tutaj dodać, że łowicka spółdzielnia poniosła wymierne straty spowodowane faktem zorganizowania tej nieudanej związkowej rewolucji!Nasuwa się
pytanie o obecną reakcję rolników na degradację ekonomiczną ich gospodarstw. No cóż, jest to przeważnie biadolenie w mediach społecznościowych, i to biadolenie anonimowe. Owszem, do protestów – większych czy też mniejszych – dochodzi wyłącznie w spółdzielniach. Natomiast fakt, że sprzedawcy maszyn, chemii, pasz i nawozów czy też techniki rolniczej muszą mieć przynajmniej kilkunastoprocentową rentowność, jest dla narzekających rolników oczywistą oczywistością. Najbardziej śmieszne, ale jednocześnie straszne, jest emocjonalne komentowanie przez młodych i nieco starszych rolników gwałtownych protestów rolników we Francji czy też w Niemczech. Powiem krótko: jest to po prostu seks bez partnerki! Czy nie lepiej zacząć organizować związek zawodowy albo przynajmniej wesprzeć AgroUnię i protestować przed siedzibami wielkich sieci handlowych, albo walczyć z producentami zawyżającymi ceny środków produkcji – korzystając także z mechanizmów stosowanych przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów?Użytkownik o pseudonimie „komizmo” wrzucił następujący post:,,Ciekawe, jak gazeta zareaguje na ten frontalny atak, skoro forum jest na bieżąco monitorowane. Ja tam nikogo nie bronię, ale jest jeszcze grupa osób, które nie potrafią poruszać się biegle w Internecie. Dla nich pewnie ważne są jeszcze takie gazety. Ale faktem jest, że ilość sponsorowanych artykułów to pewnie przekracza 60%. No, ale mocno się nie dziwię, że ratują tym dochody”.
Panie anonimowy „komizmo”, takie postawienie sprawy jest po prostu nieuczciwe i nijak ma się do prawdy, i dlaczego używa pan słowa „pewnie przekracza 60 procent”? W każdym wydaniu TPR są zamieszczone (przeciętnie) dwa artykuły sponsorowane. Są one też specjalnie oznaczone. W naszej redakcji dział reklamy ma znikomy wpływ na treści i jest usytuowany w innej strukturze organizacyjnej Wydawnictwa. Jeżeli np. rolnik ma uzasadniony problem z ciągnikiem albo z inną maszyną czy też częściami zamiennymi, próbujemy nieoficjalnie działać na rzecz rolnika, by firma naprawiła szkodę wyrządzoną rolnikowi. Jeżeli nasze działanie jest bezowocne – to publikujemy artykuł interwencyjny oraz często zapewniamy bezpłatne doradztwo prawne. Jest to z reguły działanie skuteczne. Ale często opisane firmy wycofują się z reklam. My zdajemy sobie sprawę, że możemy stracić! No i tracimy. W trudniejszej sytuacji są portale internetowe, bo one przeważnie żyją, w odróżnieniu od TPR, z reklam i różnorakich akcji promocyjnych. Jeżeli chce pan ze mną porozmawiać, to niech pan najpierw zadzwoni do redakcji i poprosi o bezpłatne przysłanie kilku egzemplarzy TPR – powołując się na moją osobę. Potem niech pan wyśle maila albo zatelefonuje. Numer mojego telefonu komórkowego jest dostępny dla wszystkich! Na zakończenie: każde słowa krytyki ze strony naszych Czytelników – zarówno tych, którzy czytają każdy numer TPR-u albo tych co czytają nasz tygodnik okazjonalnie – traktujemy bardzo poważnie. Wszak my też popełniamy błędy. Ale ponosimy za nie odpowiedzialność i nie jest to odpowiedzialność anonimowa. Natomiast anonimowa krytyka na forach internetowych ma dla nas znacznie mniejszą wagę.