Data publikacji 27.04.2021r.
Pozostało 0% artykułu.
Więcej przeczytasz dzięki prenumeracie lub kupując dostęp.
Masz już prenumeratę lub dostęp?
Zaloguj się
Możesz już teraz kupić dostęp do wszystkich treści lub do wybranego artykułu
Premier Mateusz Morawiecki stwierdził, iż wielce prawdopodobne jest, że na przełomie maja i czerwca nastąpi rozmrożenie gospodarki kraju. Szkoda, że nie powiedział, że dotyczy to większości naszej gospodarki. Wszak rolnictwo i przetwórstwo żywności, mimo pandemii koronawirusa, nawet w czasach kompletnego lockdownu, pracuje na pełnych obrotach. Pewien młody gospodarz z Podlasia zadzwonił do naszej redakcji i dysząc powiedział krótko: ojciec w szpitalu ciężko chory na COVID, brat leży w domu i jest bardziej chory ode mnie, więc sam pracuję w polu i oborze! Taki jest przebieg tej zarazy w rolniczych zagrodach w całej Polsce. Ci co chorują i przebywają na kwarantannie czy też w izolacji muszą pracować dzień i noc. Wszak krowy nie pójdą na L-4! A jak dochodzi do dramatycznych sytuacji, to pozostaje tylko liczyć na pomoc życzliwych sąsiadów.
Dramatyczny trend
likwidacji hodowli świń w Polsce nadal się pogłębia. Fakty potwierdzające ową katastrofę możemy znaleźć w raporcie przygotowanym przez jednego z dużych przetwórców! W pierwszym kwartale 2021 roku ubyło w Polsce ponad 20 tys. stad trzody chlewnej. Każdego dnia likwidowano ich więc ponad 250. Główne przyczyny – brak opłacalności i ASF. Nie do końca się z tą diagnozą zgadzamy. Naszym zdaniem, przyczyn trzeba szukać gdzie indziej. Produkowane w Polsce świnie sprzedawane są po 4,5–5 zł/kg. W gazetce promocyjnej jednej z niemieckich sieci handlowych działających w Polsce znaleźliśmy smalec ze skwarkami kosztujący 66 zł/kg. Okej, był w ozdobnym, kamionkowym garnczku, w który wchodzi tylko 300 gramów smalcu. Ale ileż takie opakowanie może kosztować? Stawiamy więc pytanie: jak produkować świnie w kraju, w którym marża handlowca wynosi 1300%? I to na słoninie – surowcu w zasadzie niechcianym. Jaka część tej marży trafia do rolnika, który ponosi największe koszty i ryzyko. Tak jest nie tylko w branży wieprzowej. Przyjrzyjmy się cenom masła. Średnia cena w marketach to 5,5 zł za kostkę 200-gramową, czyli 27,5 zł/kg. Tymczasem spółdzielnie mleczarskie sprzedają masło w kostkach w granicach 17–20 złotych za kilogram. Owszem, w promocjach masło kosztuje nawet 3,99 zł za kostkę, ale w kosztach owej promocji mocno partycypują też firmy mleczarskie. Dlaczego w drodze z magazynu spółdzielni na sklepowe półki ten produkt drożeje niemal o 50 procent. I w tym miejscu naszym zdaniem jest pogrzebany przysłowiowy pies. Jak dotąd nikomu nie udało się zmusić sieci handlowych do podzielenia się tą marżą z producentami żywności. Na sytuację zarówno producentów świń, i jak się obawiamy mleka, wpłynie dyskutowana w Parlamencie Europejskim obywatelska inicjatywa likwidacji klatek. Z naszej perspektywy dotyczy ona drobiu i świń (klatki dla niosek i jarzma dla loch). Ale tylko czekać jak zostanie rozszerzona na obory uwięziowe.
Organizacje zielonych
domagają się też likwidacji zakazu używania mięsnych i mlecznych nazw dla produktów roślinnych. Ma więc być sojowe mleko, roślinny boczek, camembert, gouda i śmietana. Ofensywa oszołomów idzie więc na całego, na wszystkich możliwych frontach. Żaden z tych pseudoekologów nie zastanawia się nad tym, że 10–12 lat temu producenci jaj zmuszeni zostali do wymiany klatek na większe. Nikt z nich nie zada sobie trudu, aby policzyć ile prosiąt zostanie zaduszonych przez lochy bez jarzm. Wszak to szaleństwo ma doprowadzić do całkowitej likwidacji produkcji zwierzęcej. Jeśli jesteśmy przy szaleństwach, to w imieniu naszego Czytelnika z Wandowa w województwie pomorskim, chcielibyśmy zadać proste pytanie prezesowi PKN ORLEN Danielowi Obajtkowi: dlaczego saletra amonowa produkowana przez należący do tego koncernu Anwil podrożała o 50% z 800 do 1200 zł/t? Czy o tyle wzrosły koszty jej produkcji? Dodajmy, że nasz Czytelnik zapłacił o 100 zł mniej za tonę saletry importowanej z Wielkiej Brytanii! A przecież w tym kraju wszystko jest znacznie droższe niż w Polsce. Bardzo wysokie są koszty pracy, o wiele droższa jest służba zdrowia. Więcej kosztuje żywność a mieszkania, w tym wynajem, są dramatycznie drogie. O czym przekonało się wielu naszych rodaków, wśród których większą część stanowili mieszkańcy wsi i małych miasteczek, którzy pojechali za chlebem do Wielkiej Brytanii.