mazowieckie
Maszyna została zbudowana według własnego projektu rolnika na początku zeszłego roku. Powstała w miesiąc. Ma trzy metry szerokości i waży 850 kg. Posiada balast w postaci dwóch beczek mieszczących po 200 litrów wody każda. Dociążenie jest tutaj kluczowe, bo w dużej mierze – jak dodaje rolnik – od niego uzależniona jest głębokość pracy aeratora.– Aby zrozumieć jak ta maszyna pracuje, trzeba obejrzeć jej wał roboczy – prezentuje maszynę Mateusz Sztych. – Zamocowałem na nim tarcze rozmieszczone co ok. 15 cm, do których przykręciłem noże (po cztery na tarczy). Noże są jednostronnie zaostrzone i zostały wykonane przez firmę zewnętrzną według mojego projektu. W trakcie przejazdu po łące nacinają darń i zagłębiają się maksymalnie do 17–18 centymetrów. Te zagłębienia zapewniają wprowadzenie powietrza do darni, co pozytywnie wpływa na wegetację roślin. Gleba w strefie korzeniowej szybciej się nagrzewa, a przez to dużo szybszy jest start roślin. Do korzeni dociera też więcej wody i nawozów. To jednak nie wszystko. Aerator rozgarnia kretowiska, likwiduje kopce ziemi i kępy, usuwa mech. To zasługa zastosowania w nim ustawionych w dwóch rzędach w rozstawie 30 cm palców sprężystych. Pochodzą one od brony chwastownika i mają 8 mm grubości. W jednym rzędzie palców jest czternaście, w drugim piętnaście.
r e k l a m a
W zeszłym roku
ten aerator uprawił ponad 350 hektarów. W tym roku ma za sobą kolejnych kilkadziesiąt hektarów. Nic w nim nie pękło, nie uszkodził się żaden z noży. Zdaniem konstruktora, nie miało prawa nic złego stać się w maszynie, bo została wykonana z wytrzymałych, wysokogatunkowych materiałów. Przykładowo, na ramę użyto profili 90x160x6,5 mm ze stali S355 o podwyższonej wytrzymałości, a noże są z Hardoxu. Konstruktor jest przekonany, że z tą maszyną spokojnie poradzi sobie ciągnik 60- lub 70-konny, a na potwierdzenie tych słów podaje, że ciągał ją 65-konny New Holland TD5.65. Ten traktor nie miał też problemów z jej uniesieniem, bo maszyna została zbudowana tak, że znajduje się blisko traktora.– Z tą maszyną za szybko się nie pojedzie po łące, 8 km/h to jest max. Dlaczego? Przy wyższych prędkościach nie ma szans, aby utrzymać zadaną głębokość roboczą, bo noże zaczynają pracować płycej. A że nie lubię wolno pracować w polu to szybko podjąłem decyzję, że muszę zbudować szerszy aerator. I to jest efekt mojej pracy – Mateusz Sztych prowadzi nas do kolejnej maszyny.
Ma sześć metrów i jest składny hydraulicznie. Powstał niedługo po zbudowaniu pierwszej z maszyn. Konstrukcyjnie jest bardzo podobny. Ma identyczną ramę i taki sam wał z nożami. Nie posiada jednak palców. Waży 1600 kg, ale można go dociążyć dwoma betonowymi blokami ważącymi ponad pół tony, które mocuje się na ramie. Jeżeli chodzi o traktor do tej maszyny, to – wedle słów rolnika – nie tyle istotna jest jego moc, a to, aby był stabilny i ważył 5–6 ton. W gospodarstwie ciąga go sześciocylindrowy 100-konny Renault 110.54, który waży ok. 5,5 tony.
– Aeracje łąki zawsze wykonuję na wiosnę, mniej więcej na początku kwietnia. Potem powtarzam zabieg po pierwszym pokosie, a jak trzeba to i po drugim – twierdzi Mateusz Sztych. – Efekt jest, bo wcześniej było u mnie tak, że plon z pierwszego i drugiego pokosu był dobry, a trzeci był zazwyczaj słaby. A gdy wykonałem aeracje, to okazało się, że trzeci pokos nie był gorszy od dwóch poprzednich. Stąd są te zapasy paszy.
Konstruktor nie poprzestał
na dwóch maszynach. W tym roku wraz z bratem Pawłem zbudował kolejną, która nie tylko napowietrza łąkę, ale pozwala podsiać trawy. Baza jest znana, bo oparta jest na wale z nożami oraz dwóch tylnych sekcjach z palcami. Dodatkowym elementem są zamontowane z przodu maszyny w jednym rzędzie palce sprężyste o grubości 8 mm.– Wstępnie wzruszają darń. Ich zadaniem jest też wyrównywanie powierzchni łąk i pastwisk z jednoczesnym rozgarnięciem kretowisk, kopców, mrowisk czy obornika – wyjaśnia Mateusz Sztych. – Kolejnym elementem roboczym jest wał z nożami, który nacina darń. W tym przypadku noże pracują jednak płyciej, bo do 5–6 centymetrów. Dzięki temu można jeździć po łące szybciej, bo około 10 km/h. Ostatnim elementem są palce rozmieszczone w dwóch rządach, które służą przede wszystkim do zagarniania wysiewanych przed nimi nasion traw.
Na maszynie nabudowany jest pneumatyczny siewnik zakupiony od jednego z polskich producentów. Podstawę tego urządzenia stanowi zbiornik o pojemności 220 litrów, co odpowiada mniej więcej ładowności 70 kg mieszanek traw. Działa tak, że w pierwszym etapie następuje wygarnianie nasion ze zbiornika z wykorzystaniem wałka wysiewającego, który jest bezpośrednio połączony z napędzającym go silnikiem elektrycznym. Dalej strumień powietrza wytworzony przez elektrycznie napędzaną dmuchawę porywa nasiona i kieruje je do ośmiu przewodów, na końcu których w rozstawie co 37,5 cm zamocowano elementy rozpraszające w postaci płytek rozsiewających. To one równomierne rozprowadzają nasiona po łące. Nad pracą siewnika czuwa sterownik, który monitoruje prędkość agregatu na podstawie anteny GPS.
– Jesteśmy już po pierwszych testach. Wszystko działa bez zarzutów. Podczepialiśmy maszynę do 90-konnej Valtry, ale 70-konny ciągnik też dałby jej radę. Ta maszyna waży w granicach 1100 kg. Jest uniwersalna, bo można ją wykorzystać nie tylko do podsiewu traw, ale i siewu poplonów – informuje Paweł Sztych.
W przyszłości planowana jest budowa kolejnego aeratora – sześciometrowego z nabudowanym siewnikiem do podsiewu traw. Sprzęt będzie wyposażony we własny układ jezdny.
– Razem z bratem Pawłem chcielibyśmy stworzyć pełną linię do pielęgnacji użytków zielonych, dlatego w dalszych planach mamy budowę kilku maszyn – dodaje Mateusz Sztych. – Te które dotychczas zbudowaliśmy chcemy sprzedać. Pierwszy 3-metrowy aerator wyceniamy na 15 tys. zł, natomiast dwie pozostałe możemy sprzedać za 35 tys. zł.