wielkopolskie
Szreniawskie muzeum już po raz drugi zmierzyło się z pytaniem, jak eksponować w wystawach muzealnych historię polskiego chłopa i pańszczyzny. Kwestię tę podjęło w grudniu ubiegłego roku, kiedy zorganizowało pierwsze seminarium pod tym samym tytułem. Obszerną relację z tej konferencji zdaliśmy w świątecznym numerze "Tygodnika" (nr 51–52/2020). Podczas kolejnej – 8 kwietnia br. – mierzono się m.in. z prawnymi i ekonomicznymi aspektami pańszczyzny.Dyskusję rozpoczął prof. Waldemar Kuligowski kierujący Zakładem Antropologii Kulturowej na poznańskim Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, zadając pytania o to, jak równoważyć perspektywy chłopską i pańską. Które zdarzenia historyczne traktować jako ramy ekspozycji, po jakie obiekty muzealne sięgnąć.
– Jak wykorzystywać świadectwa literatury i sztuki, teksty ludowe? Jak pokazać zmęczenie, upokorzenie i ból? Czy i jak włączyć chłopskie kultury oporu i ich przywódców ? (...) Jak uczynić stan poddaństwa doświadczalnym dla zwiedzających? – zastanawiał się profesor.
Dodał, że polscy chłopi byli jedną z grup uciszanych przez wieki. A dokumenty, z których korzystają historycy, nie były pisane przez samych chłopów. Brakuje nam zatem "niezakłóconego głosu mieszkańców dawnej polskiej wsi". Profesor zaznaczył też, że antropolodzy przestrzegają przed zbyt łatwym utożsamianiem pańszczyzny z niewolnictwem.
r e k l a m a
Prawa mniejsze, ale były
Są dziedziny, które chłopem i jego kondycją na przestrzeni wieków nie zajmowały się od dziesięcioleci. Przyznał to prof. Maksymilian Stanulewicz z Wydziału Prawa i Administracji UAM. Jego referat był pierwszą od lat 50. ubiegłego wieku próbą przyjrzenia się prawnym aspektom stanu chłopskiego.– W rzeczywistości miejsce chłopów, mimo że byli warstwą o najsłabszej kondycji prawnej, odróżniało się od grup upośledzonych. Jeszcze w XVII-wiecznym prawie polskim funkcjonowały całe grupy, które były wyłączone spod ochrony prawnej albo ograniczone w prawie, jak choćby karły, linoskoczkowie, prostytutki czy aktorzy. Chłop na tym tle posiadał znaczącą pozycję prawną – mówił prof. Stanulewicz.
Wyjaśniał, że na ziemiach polskich nie było ani stosunku lennego, ani poddaństwa w klasycznym rozumieniu. Chłop pozostawał podmiotem prawa, a więc nigdy nie był niewolnikiem. Nie był przedmiotem. Przysługiwała mu zdolność prawna (zdolność do bycia podmiotem prawa, czyli np. posiadania rzeczy) i zdolność do czynności prawnych (zdolność do zawierania umów lub zaciągania zobowiązań).
– Chłop miał prawo stawania przed sądem, składania zeznań, również świadczenia, a nawet dochodzenia swoich praw. Oczywiście to ostatnie w realiach Polski szlacheckiej było trudne, ale nie niemożliwe – wyjaśniał prof. Stanulewicz.
Jak wyglądało to w praktyce? Jeśli chłop zabił chłopa, podlegał karze śmierci, chyba że rodzina zgodziła się na tzw. jednanie. Przy tym chłop, jak i jego pan, musieli zapłacić rodzinie zabitego tzw. główszczyznę, czyli konkretną sumę pieniędzy, tytułem odszkodowania. Jeśli chłop zabił pana, podlegał bezwzględnie karze śmierci. Jeśli użył rusznicy, kara była surowsza, czyli przewidywała umieranie w mękach. Jeżeli zaś szlachcic zabił chłopa, podlegał wyłącznie główszczyźnie. Ale Sejm z 1638 roku podniósł ją do wysokości 100 grzywien. Jak wyjaśnia prof. Stanulewicz, 100 grzywien równe było rocznemu zarobkowi skarbnika dużego miasta. Za taką sumę można też było kupić trzy konie, siedem wołów lub siedem dobrych szabel. Albo też kupić chleba na cały rok dziesięciu ludziom. Jest to jedyny w Europie przykład karania szlachcica za zabójstwo chłopa. Żadne inne prawodawstwo feudalne nie przewidywało takich kar.
Wykupieni od musztry
Stosunkowo niezła pozycja prawna chłopa polskiego załamała się na przełomie XVII wieku. Po rozbiorach polscy chłopi podzielili losy chłopów w państwach zaborczych. Jak traktowało ich prawo w zaborze rosyjskim? O tym opowiadał dr Bartosz Hordecki z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w referacie "Położenie prawne chłopstwa w Imperium Rosyjskim na przełomie wieków XVIII i XIX".– Chłopi dzielili się na dziedzicznych i państwowych. W Rosji łącznie liczyli około 48 mln w połowie XIX wieku. Chłopi dziedziczni to ci, którzy podlegali prawu pańszczyźnianemu. Chłop państwowy natomiast nie był niczyją własnością, a jedynie pracował na ziemi należącej do państwa. Nie był jej właścicielem, ale mógł na niej swobodnie gospodarować. Nie mógł opuszczać miejsca zamieszkania, ale poza tym był człowiekiem wolnym. Mógł też zapisywać się do cechów rzemieślniczych. Chłopi dziedziczni dzielili się na pańszczyźnianych, czyli świadczących pracę, i czynszowych, którzy wnosili opłaty na rzecz właścicieli. Zdarzało się jednak często w pierwszej połowie XIX wieku, że odbierano ziemię, na której gospodarował chłop, co zmieniało jego status z pańszczyźnianego na tzw. chłopa dworskiego, bez ziemi. Ta sytuacja, zdaniem niektórych, porównywalna była z losem niewolników na plantacjach. Lepiej mieli natomiast bogaci chłopi pańszczyźniani, bo mogli wpływać na przykład na pobór do wojska. Zamożniejszy chłop pańszczyźniany nie mógł, co prawda, nabywać ziemi, ale dogadywał się czasem z właścicielem ziemskim. Płacił mu i dzięki temu stawał się nieformalnym zarządcą wsi. Wtedy to on decydował o tym, kto z wioski zostanie powołany do armii. Tak bogatsi chłopi unikali służby wojskowej.
– Do czasu likwidacji pańszczyzny wielu autorów rosyjskich uważało, że pańszczyznę należy utrzymać, ponieważ jest ona czymś, co odróżnia Imperium Rosyjskie od państw Zachodu. I uważano, że pańszczyzna jest jedyną receptą na to, żeby w Rosji nie powtórzyła się rewolucja francuska. Po zniesieniu pańszczyzny jednak zmienił się tylko rodzaj zależności, ale zależność nie zniknęła. Chłop od lat 60. XIX wieku nie stał się swobodnym przedsiębiorcą. Ziemię otrzymała wspólnota gminna. Ale to wspólnotowe rozwiązanie podnoszono znów jako odrębność Rosji i dowód na to, że Rosja dobrze odrobiła lekcję z rewolucjonizmu europejskiego – wyjaśniał dr Hordecki.
r e k l a m a
Likwidować czy nie?
Doktor Cecylia Leszczyńska z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego przyglądała się temu, jak uzasadniano likwidację pańszczyzny. W przytaczanych przez nią XIX-wiecznych publikacjach zwraca się uwagę na potrzebę lepszego traktowania chłopów.– Mówi się, że wystarczy ludność chłopską traktować lepiej, w ten sposób ją awansując czy wynagradzając krytykę stanu chłopskiego. Za istotniejsze uznaje się raczej szerzenie oświaty wśród chłopów. (...) Hugo Kołłątaj uważał jednak, że oświecenie ludu może spowodować chęć zemsty, a lud, "oświecony niewolnik", byłby wtedy najsroższym prawodawcą – wyjaśniała dr Cecylia Leszczyńska.
Relacje między wsią a dworem stały się bardziej napięte, kiedy w 1807 roku Napoleon Bonaparte konstytucją nadał mieszkańcom Księstwa Warszawskiego wolność. Szybko jednak się okazało, że nie jest to tożsame ze zniesieniem pańszczyzny. Ale w piśmiennictwie z tego okresu zaczęto zwracać uwagę na to, że polskie poddaństwo nie przypomina niewolnictwa, a raczej patriarchalne relacje z czasów kształtowania się wspólnoty ludzkiej. Dwór sprawował władzę, ale też żywił i chronił w czasie kryzysu.
– W latach 60. XIX wieku sprawa własności zaczęła być traktowana jako warunek modernizacji gospodarstw. Pisano, że lud gnuśny, lud niedbały, lud, który funkcjonuje w systemie pańszczyźnianym, nie ma bodźców, żeby modernizować swoją produkcję lub wdrażać innowacje. Nie ma oszczędności ani skłonności do oszczędzania ani inwestowania – przytaczała XIX-wieczne publikacje prof. Leszczyńska.
Doktor Piotr Kuligowski z Polskiej Akademii Nauk przytaczał XIX-wieczną publicystykę, w której pojawiały się propozycje zniesienia pańszczyzny na rzecz spółdzielczości i tworzenia kooperatyw chłopskich. Zwracano uwagę na potrzebę edukacji warstwy chłopskiej.
Ta edukacja miała szansę odbywać się m.in. dzięki czasopismom. Jednym z nich był "Wielkopolanin" – czasopismo ludowe wydawane w Wielkopolsce tylko przez dwa lata, ale na tyle ważne, że cały referat poświęcił mu prof. Olaf Bergmann z Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości w Poznaniu. Czasopismo ukazywało się dwa razy w tygodniu, było nieoficjalnym organem Ligii Polskiej i szerzyło idee solidaryzmu społecznego i współdziałania ludu ze szlachtą. Podkreślało też bardzo rolę Kościoła i wiary katolickiej. "Wielkopolanin" był skierowany do ludności chłopskiej. Docierał jednak bardziej do elit chłopskich. Miało to ogromne znaczenie, ponieważ z ich opinią liczyli się inni chłopi.
Doktor Jan Maćkowiak, dyrektor Muzeum w Szreniawie, w podsumowaniu wyraził nadzieję, że konferencje i dyskusje przyczynią się do sporządzenia scenariusza, który będzie odzwierciedlał to, co dziś o pańszczyźnie powinien wiedzieć przeciętny Polak.
– Zaczynam się obawiać, że w jednej wystawie nie da się opowiedzieć wszystkiego o pańszczyźnie. Ale nie dotknęliśmy jednego tematu – jak pańszczyzna wpływa na dzisiejszy dzień (...). Nie jest uprawnione żądanie, żeby nie osądzać dziś tamtych czasów. Każde pokolenie rozlicza się z przeszłością – mówił dr Jan Maćkowiak i przytaczał głosy publicystów, mówiące, że jeżeli nie rozliczymy się z tamtymi czasami – poddaństwa, niewolnictwa – to nie uda się zbudować nowoczesnego społeczeństwa. Jesteśmy bowiem jednym z nielicznych krajów, które tego nie dokonały.