zachodniopomorskie
Chrapowo wioska niewielka. Mieszka tam trochę ponad trzysta osób. Nie mają gospodarstw, raczej domy z kawałkiem ziemi, by uprawiać ją na własne potrzeby. Pracują często na etatach w pobliskich Barlinku czy Pełczycach. We wsi nie ma koła gospodyń, stowarzyszenia ani straży pożarnej. Ale trzy lata temu sołtyską została Aleksandra Pollo – młoda mieszkanka z apetytem na więcej. Z Aleksandrą, Danutą, Urszulą i Katarzyną spotykamy się w wielkiej świetlicy, zbudowanej jeszcze kiedy Chrapowo było niemieckie. Dwa lata temu Aleksandra dowiedziała się o akcji "Masz głos".
– W urzędzie gminy znalazłam przypadkiem kartkę z informacją, że rusza "Masz głos". Pojechałam na spotkanie, poznałam lokalnego koordynatora. Potem jeździłam na spotkania w Falentach. Tam to była prawdziwa eksplozja. Świetne warsztaty, bardzo przydatne w pracy w lokalnej społeczności. Wszystko, co dotyczy gminy, władz, samorządu. Dowiadywaliśmy się na przykład o tym, co może radny i że nie jest bezradny, co mogą mieszkańcy. Uczyliśmy się, jak rozmawiać i jak egzekwować swoje prawa. Bo mamy je, a władzom gminy często zależy na tym, żebyśmy o nich nie wiedzieli – opowiada chrapowska sołtyska.
Podczas warsztatów dowiedziała się, na co może wydać pieniądze z funduszu sołeckiego, a na co nie. Że w wielu sytuacjach wsie płacą z funduszu koszty, które powinna brać na siebie gmina. I że można, a nawet należy wymagać tego od władz.
– Choćby taka sala wiejska. Często wsie same ją utrzymują z funduszu. Tymczasem gmina powinna w tym partycypować. Zaczęliśmy egzekwować nasze prawa. Dowiedzieliśmy się, że unikanie przez gminę udziału w kosztach miało przyzwolenie radnych. Powiedziano nam, że jeśli gmina dołoży do sali, spowoduje to poważne uszczuplenie funduszu sołeckiego. Akcja "Masz głos" uczy, jak rozmawiać z władzami i jak pozytywnie rozwiązywać takie konflikty. A to czasem oznacza dla wsi oszczędności rzędu kilku tysięcy złotych – wyjaśnia Aleksandra.
r e k l a m a
Poznajmy albańskie gospodynie!
Wiedzą już, jak rozmawiać z władzami samorządowymi, ale wciąż szukają inspiracji. Mówię, że wystarczy trochę poskrobać, podrążyć, a okaże się, że tematy i rozwiązania leżą na ziemi i wystarczy się po nie schylić.
Zaczynamy od koła. Nie, nie mają. Nie sądziły, że jeśli jest ich dziś osiem, to wystarczy, by w każdej chwili zarejestrować się w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Bo przecież namówić dwie kolejne osoby, choćby mężów, na członkostwo, to nie jest rzecz niemożliwa. Zawsze przecież znalazł się ktoś chętny do pomocy, kiedy organizowały festyny na Dzień Dziecka czy Dzień Matki w szkole, festyn rodzinny czy andrzejki. Dotacja? "Świetna rzecz! Ale kto ją rozliczy?". Natychmiast jednak przypominają sobie o znajomych, którzy mają odpowiednie kompetencje.
Mieszkają na terenie, na który po wojnie zjechali ludzie z całej Polski, łącznie z Kresami. Dlatego nie mają swojego stroju ludowego. Marzy im się taki wyróżnik, ale nagle Aleksandra wpada na arcyciekawy pomysł. Okazuje się, że inspiracją do działań może być mąż, a konkretnie jego pochodzenie.
– Mam albański strój ludowy! Mój mąż jest Albańczykiem. Poznałam go, kiedy pracowałam w Niemczech. I zna do tego grecki. A może by tak wykorzystać jego korzenie i nawiązać kontakt z jakimś kołem z Albanii? Może zrobiłybyśmy spotkanie online, a on mógłby tłumaczyć. Mogłybyśmy, nawet i bez swoich strojów, dowiedzieć się, jak żyją gospodynie, ludzie na wsiach w innym kraju! – wpada na niesamowity pomysł Aleksandra.
Psycholog też potrzebny
Tak to jest, że kiedy otwiera się jedną furtkę, trzy inne otwierają się same. Wszystkim nam przychodzi natychmiast do głowy, że są w Polsce wsie, nie tak daleko zresztą od Chrapowa, gdzie wciąż mieszkają ludzie, których rodziny zjechały z powrotem do Polski z Rumunii czy krajów byłej Jugosławii. Aleksandra wpada więc na pomysł, że gdyby tak zawiązać koło, a potem napisać jeden czy drugi projekt, mogłyby zorganizować w Chrapowie coś, co naprędce nazywamy "spotkaniami bałkańskimi". Do tego konkurs na potrawę z każdego z tych krajów. A może też krótkie odczyty zaproszonych kół czy organizacji na temat kultury kraju, który jest częścią ich historii...
Aleksandra mówi, że właściwie zawsze interesowała ją historia i sali, w której siedzimy, i wsi. W tej sytuacji cóż pozostaje innego niż napisanie projektu, w którym młodzież zbiera i zapisuje wspomnienia najstarszych mieszkańców. Można poszukać zdjęć, na których widać przedwojenne Chrapowo, i zrobić wystawę. A w gminie pewnie jest historia budynku świetlicy.
Szybko okazuje się, że sołtysce Chrapowa chodzi po głowie już kilka innych pomysłów. Zaskakujących nowoczesnością, a jednocześnie dużą wrażliwością na potrzeby ludzi. O takich inicjatywach zdarzyło się nam pisać w "Tygodniku" chyba tylko raz.
– Chcemy zorganizować spotkanie z psychoterapeutami, z psychologiem. Będą tłumaczyć ludziom, że nie ma nic wstydliwego ani w chorowaniu, ani w szukaniu pomocy. Wierzę, że może to pomóc tym, którzy często próbują radzić sobie sami z problemami psychicznymi. Prelekcje mamy za darmo. Chcemy z tym ruszyć za dwa tygodnie. Wywieszę informację na tablicy ogłoszeń, w sklepie i wyślę SMS-y – opowiada Aleksandra.
r e k l a m a
Rozwiązań szukaj z "Tygodnikiem"
Marzy też, żeby zacząć angażować seniorów. Wie, że są grupą niedocenianą i spychaną na margines życia społecznego. A jednocześnie nie tylko potrzebującą kontaktu jak wszyscy inni, ale jeszcze mającą tyle do zaoferowania młodemu pokoleniu. Dlatego, kiedy mówię Aleksandrze, że są już w Polsce na wsiach projekty, w których obok domu seniora działa żłobek czy przedszkole, widzę błysk w oku. Zaraz chce ruszyć z akcją darmowych korepetycji w sali wiejskiej. Sama może pomagać młodzieży z językiem niemieckim, do matematyki ma już chętną do pomocy studentkę ekonomii.
W Barlinku i Pełczycach mieszkali przed wojną Żydzi. O nich też chciałaby opowiedzieć mieszkańcom. I jeszcze zdradza nieśmiałe plany założenia stowarzyszenia. Póki co sprawdza, ilu byłoby chętnych, by je tworzyć.
– Ja jestem typem multi-kulti. Marzy mi się tolerancja dla innych kultur. Bo czasem widzę, że ludzie reagują według zasady "my" i "oni". Chciałabym ludzi otwierać na innych. Kiedy słyszę, że ktoś się zaczyna bać, bo "Ukraińcy wchodzą do wsi", wiem, że jest nad czym pracować. Mamy w okolicy bazy noclegowe, sporo w nich Ukraińców. Tłumaczę wtedy, że to są tacy sami ludzie. Że przyjeżdżają tutaj za chlebem, tak jak my jeździmy zarabiać na Zachód. Mówię: "Zostawcie historię. Szukajcie człowieka" – mówi Aleksandra i zastanawia się, jak uczyć ludzi rozmawiać o trudnych sprawach.
Na to wszystko chrapowianki potrzebują pieniędzy. Skąd je brać? Okazuje się, że wciąż nie wszyscy wiedzą, że dotacji na swoje pomysły można szukać między innymi w lokalnych grupach działania. Trzeba tylko znaleźć tę, w której obszarze działania leży wieś. Można też szukać w lokalnych, ale i tych rozsianych po całej Polsce stowarzyszeniach i fundacjach. I kolejny raz informuję, że wiele z tych cennych informacji można znaleźć w wydanym przez naszą redakcję dodatku dla organizacji działających na wsi, który można bezpłatnie pobrać ze strony www.tygodnik-rolniczy.pl.