Minęło sto lat od czasu, gdy w latach dwudziestych ubiegłego wieku rozszalał się na naszym globie wirus grypy zwany hiszpanką (ta zaraza pojawia się po raz pierwszy). Słynna hiszpanka, mimo ograniczonego w tym czasie przemieszczania się ludzi, opanowała cały świat. Według szacunków, zmarło około 50 mln osób. Epidemia trwała ponad dwa lata. W historii ludzkości podobne pandemie, zwane często „morowym powietrzem”, powtarzały się niejednokrotnie. Obecna, zwana koronawirusem, już drugi rok poraża setki milionów ludzi, a jej żniwo to lekko licząc około 4 mln zmarłych. Wśród uczonych wirusologów i medyków, a także polityków, trwa dyskusja. Czy ten śmiercionośny wirus wydostał się z laboratorium, gdzie hodowano wirusy jako broń przeciwko ludzkości, czy jest to samorodek wytworzony przez przyrodę, która w ten sposób chce doprowadzić do równowagi biologicznej na naszej ziemi? Wierzący często mówią, iż jest to jakaś forma „kary bożej”. Tak czy inaczej, cały świat, w tym największe umysły medyczne i naukowe, ruszyły do walki z tym wirusem. Na szczęście dla ludzi, naukowcy dość szybko wynaleźli szczepionki, które pozwalają na uodpornienie się na zakażenia. Walka z wirusem ograniczyła nie tylko zwykłe codzienne życie, lecz także wiele dziedzin gospodarki praktycznie zaprzestało funkcjonowania. Strach i panika ogarnęły cały świat. Zaraza nie ograniczyła się tylko do państw najbiedniejszych. Wprost przeciwnie; najwięcej przypadków śmiertelnych było w krajach najbogatszych. Nasilenie pandemii falowało przez okresowe spadki i wzrosty zakażeń, także sam wirus mutował swą postać stwarzając coraz większe zagrożenie. Ograniczenie działalności gospodarczej w wielu dziedzinach wywołało załamanie się gospodarki. Wydatki przeciwdziałające skutkom pandemii, przede wszystkim finansowe, odbiją się na gospodarce wszystkich państw. Straty, jakie z tego tytułu poniosły firmy, a także rządy, przez wiele lat będą ciężarem. Także w Polsce. Pomoc, jaką rząd przeznaczył na przeciwdziałanie skutkom pandemii, jak i środki finansowe w postaci darowizn i kredytów z Unii Europejskiej, może pozwolą na obronę najbardziej zagrożonych branż gospodarki krajowej. Lecz pamiętajmy, każdy kredyt należy spłacić wraz z odsetkami, dlatego tak ważne jest kierowanie środków finansowych tam, gdzie gwarantują one zwiększenie produkcji i spłatę zaciągniętych pożyczek. Trwająca pandemia spowodowała zastój gospodarczy, ograniczenie przychodów firm, którym zakazano działalności, ale także
zwiększenie kosztów w firmach, w których część załogi chorowała lub była na kwarantannach, a produkcję w tych zakładach kontynuowano. Ograniczenie działalności turystycznej, hotelowej, artystycznej i wielu innych spowodowało, że w wielu budżetach rodzinnych pozostały środki niewykorzystane i często są deponowane na lokatach bankowych. Banki zgromadziły olbrzymie zasoby pieniędzy, na które brak inwestorów, ograniczono oprocentowanie
depozytowe lub zniesiono je praktycznie do zera, dlatego tak chętnie chcą pomagać w inwestycjach poprzez udzielanie wielomiliardowych kredytów, także zaciąganych przez Unię Europejską. Nożyce zaczynają się coraz bardziej rozwierać, banki są coraz bogatsze, a inwestorzy będą coraz bardziej zadłużeni. Rośnie inflacja, z tygodnia na tydzień rosną ceny praktycznie wszystkich surowców, jak i produktów. Rosną ceny paliw, energii, stali, materiałów budowlanych, tektury, opakowań itp. Rząd zapowiada podwyżki płac, zwiększenie kwot wolnych od podatków, emerytury i najniższe wynagrodzenia bez opodatkowania.
Słowem, wszyscy będą żyli lepiej. Powstaje jednak pytanie: kto za to zapłaci? A co w naszej mlecznej gospodarce i gospodarce rolnej? Podobnie rosną ceny zbóż, pasz, środków chemicznych, nawozów, środków do produkcji, siatek i opakowań z folii, maszyn, narzędzi i części zamiennych – i to o kilkadziesiąt procent. Trudno te wzrosty cen zrównoważyć wzrostem cen produktów rolnych. Tu na straży „konsumentów” stoją wielkie sieci handlowe skutecznie blokujące ceny produktów gotowych. Nie interesuje ich koszt produkcji w gospodarstwach rolnych, ich celem jest maksymalna marża na sprzedaży sięgająca często 50% wartości produktu. Pandemia wyraźnie pokazała, iż jesteśmy w otaczającym nas świecie maluczkimi, podobnie jak rośliny i zwierzęta. Niejednokrotnie już przyroda przypominała nam o swojej sile i o tym, że potrafi się obronić przed tymi, którzy uważają się za najważniejszych i zwani są naczelnymi. Warto o tym pamiętać, kiedy w pogoni za zyskiem sami często dążymy do degradacji przyrody, a może nawet w przyszłości do zagłady życia na ziemi.
Czesław Cieślak