Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Prędzej dziki same wyzdychają na ASF

Data publikacji 01.06.2021r.

Na prośbę rolników z powiatu wolsztyńskiego i Stowarzyszenia Rolnicy PWL, których sytuację opisywaliśmy w numerze 21. „Tygodnika”, w Urzędzie Wojewódzkim w Gorzowie Wielkopolskim zorganizowano spotkanie ze służbami odpowiedzialnymi za zwalczanie afrykańskiego pomoru świń. Rolnikom zależy, aby Inspekcja Weterynaryjna w województwie lubuskim wdrożyła działania, które w Wielkopolsce ograniczyły rozprzestrzenianie się wirusa, i zredukowała populację dzików.

lubuskie

Lubuska wojewódzka lekarz weterynarii nie pojawiła się osobiście na spotkaniu, ale online odniosła się do kwestii zwalczania afrykańskiego pomoru świń i przedstawiła działania podejmowane w walce z chorobą.

– Uzyskujemy informacje z Głównego Inspektoratu Weterynarii, iż mamy szansę na zniesienie strefy niebieskiej w naszym powiecie dopiero, kiedy sytuacja z dzikami w województwie lubuskim zostanie opanowana. Dlatego chcieliśmy się spotkać, prosić o pomoc i dowiedzieć się, co można jeszcze zrobić, ponieważ dostajemy informacje o tym, że dziki grasują po lasach, leżą padłe niepozbierane sztuki. Nasza gmina produkuje rocznie 150–200 tys. świń i rolnicy ponoszą ogromne straty przez to, że są w strefie. W powiecie wolsztyńskim od czerwca ubiegłego roku nie odnotowano przypadku ASF u dzika – rozpoczął spotkanie Wiesław Rosiński reprezentujący Stowarzyszenie Rolnicy PWL, rolnik z Godziszewa w gminie Siedlec.

W jego opinii nie ma woli poprawy sytuacji, a jako przykład podał dyskusję ze spotkania z powiatowym lekarzem weterynarii w Świebodzinie.

– Są koła łowieckie i służby weterynaryjne, z którymi naprawdę da się współpracować, ale nie można tego powiedzieć o lekarzu powiatowym w Świebodzinie, który nowe przepisy traktuje jedynie jak narzędzie do karania rolników i zamykania stad. Chcemy tylko pracować i utrzymać rodziny, każdy z nas ma wkład finansowy w rozwój gospodarstwa i nie chce tego stracić – mówił Wiesław Rosiński.

r e k l a m a

Inspekcja robi, co może

– Jest mi bardzo przykro, że tak mówicie o lekarzu powiatowym ze Świebodzina, ponieważ on ze swoim małym zespołem ludzi musiał likwidować olbrzymie ognisko w stadzie w Niedźwiadach. Nikt nawet do nas nie zadzwonił, nikt nie zaoferował pomocy przy 17 tys. świń. Sami sobie z tym poradziliśmy w ciągu 6 dni i wirus się nie wymknął. Strefy i obostrzenia to nie są wymysły powiatowego lekarza weterynarii, ale wytyczne Komisji Europejskiej – ripostowała Zofia Batorczak, lubuska wojewódzka lekarz weterynarii.

Jak podkreślała, strefa niebieska w okolicach Perzyn (powiat nowotomyski) została wprowadzona akurat po wystąpieniu ognisk ASF w województwie wielkopolskim.

– Niesprawiedliwe jest twierdzenie, że województwo lubuskie zagraża Wielkopolsce. Rolnicy z naszego województwa są w strefie niebieskiej od ubiegłego roku, która powstała na skutek zachorowań w Wielkopolsce. Z tego, co zostało powiedziane, wynika, jakbyśmy siedzieli z założonymi rękami i nic nie robili, a tylko województwo wielkopolskie podejmowało działania. Tymczasem my również organizujemy spotkania i omawiamy bieżącą sytuację epizootyczną, realizujemy kwestie związane z polowaniami, przeszukiwaniami, odstrzałem sanitarnym, odławianiem dzików. Teren wokół pierwszego przypadku w 2019 roku ogrodziliśmy w ciągu 3 dni. To województwo lubuskie postawiło chwilę później płot na granicy z województwem wielkopolskim. Jeszcze w listopadzie 2019 zostało wykonane przez nasze służby 51 km ogrodzenia – wyjaśniała Zofia Batorczak.

Jedna wypowiedź bardzo zastanowiła obecnych na sali rolników, którzy już wcześniej sugerowali, że granice stref ASF jakimś cudem omijają często fermy dużych koncernów… Jak tłumaczyła Zofia Batorczak, przy ustalaniu czy poszerzaniu stref po wystąpieniu ogniska pracownicy Głównego Inspektoratu Weterynarii pytają, gdzie są duże fermy, aby ewentualnie je ochronić.

Czują się jak na beczce prochu

– Przeżyłem w swoim gospodarstwie klasyczny pomór świń i wiem, co to oznacza. Co rano budzę się wystraszony, czy obok już jest ASF i czy czeka mnie strefa czerwona, wcześniej określana jako niebieska, bo to wiąże się ze stratami finansowymi. Automatycznie cena za kilogram jest o 1–1,20 zł niższa, choć sprzedawany tucznik jest zdrowy. Rentowność produkcji trzody chlewnej nawet w strefach białych jest obecnie niewielka, a tam, gdzie są kredyty i jeszcze ASF, to tylko można współczuć rolnikom. Zainwestowałem prawie 2 mln zł w nowo­czesną mieszalnię, silosy i fotowoltaikę. Wszystko pod kątem produkcji trzody chlewnej, dlatego tak bardzo się obawiam – mówił Janusz Białoskórski, przedsiębiorca rolny z powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego.

Jak podkreślał, od rolników wymaga się bardzo wiele i za wszelkie niespełnione wymogi muszą ponosić konsekwencje, jednak ze swoich zobowiązań powinny wywiązywać się też organy państwa. Rolnicy nie chcą narażać swoich stad na ASF, a służby weterynaryjne powinny im pomagać. Nowe przepisy dotyczące bioasekuracji w strefach ASF wprowadzone rozporządzeniem z 21 kwietnia są, jego zdaniem, już tak restrykcyjne, że większość polskich gospodarstw nie będzie w stanie ich spełnić.

– Może lepiej byłoby od razu powiedzieć rolnikom, żeby zamknęli produkcję, niż wpędzać ich w kolejne koszty? Zachodnie koncerny sobie poradzą, uderzy to w rodzinne gospodarstwa – mówił Janusz Białoskórski.

Michał Szybiak ze Stowarzyszenia Wieprzowina Polska reprezentował rolników z powiatu kościańskiego, którzy także w ubieg­łym roku znaleźli się w ówczesnej strefie niebieskiej, ale w bardzo krótkim czasie udało im się z niej uwolnić.

– Nie udałoby się to, gdyby nie pomoc i ścisła współpraca z powiatową lekarz weterynarii, Wojewódzkim Inspektoratem Weterynarii w Poznaniu oraz z wojewodą. Nie odmawiają nam spotkań, zapraszają na nie terenowych lekarzy weterynarii, którzy mówią nam otwarcie, gdzie widzą jeszcze zaniedbania i co musimy poprawić. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie podejmiemy teraz wspólnych działań, to ten problem znów do nas powróci. Cieszymy się, że wygraliśmy z ASF, ale mamy świadomość zagrożenia – podkreślał Michał Szybiak.

r e k l a m a

Mniej dzików na wschodzie

Rolnicy podkreślali, że zależy im na współpracy. Jeśli jednak nie będzie zbierania padłych dzików i dobrej gospodarki łowieckiej, to nawet największe nakłady na bioasekurację gospodarstw nie przyniosą efektów. Przykłady dużych ferm, w których były przestrzegane najwyższe standardy ochrony przed chorobami, a mimo to wystąpiło ognisko ASF, uświadamiają im, że tym bardziej ich gospodarstwa nie są bezpieczne, jeśli wirus krąży z dużym natężeniem w środowisku.

Wojewódzka lekarz weterynarii wytknęła rolnikom, że to nie jest tak, iż w Wielkopolsce nie ma przypadków afrykańskiego pomoru świń, gdyż ostatnio odstrzelono zakażonego dzika w powiecie szamotulskim. To pierwszy chory dzik w tym województwie w 2021 roku. W Lubuskiem od stycznia odnotowano natomiast ponad 800 przypadków zachorowań.

– Bardzo dobra sytuacja na terenie Wielkopolski związana jest z tym, że po drugiej stronie ogrodzenia, czyli po naszej stronie, mamy bardzo niewielką liczbę przypadków od czerwca ubiegłego roku. Gdyby we wschodniej części naszego województwa była zła sytuacja, a dziki leżały w lasach, jak twierdzicie, to Wielkopolska też miałaby problem, bo nie byłaby w stanie się ustrzec. Dziki by przeszły. Jestem zadziwiona, że mają państwo informacje o padłych dzikach i nie zgłaszają tego do nas przez miesiąc lub więcej, a tylko obserwują, jak truchło leży – mówiła Batorczak.

Jak wyliczała, od listopada 2019 roku służby znalazły w województwie lubuskim 6 tys. martwych zwierząt. Odstrzał sanitarny w ubiegłym roku wyniósł prawie 20 tys. sztuk, a łącznie z padłymi i upolowanymi dało to około 40 tys.

– Duża liczba przypadków ASF w naszym województwie wynika z bardzo dużej populacji dzików, ale również z intensywnego przeszukiwania terenu. Mimo pandemii robimy to dzień w dzień, natomiast Wielkopolska tyko dwa razy w miesiącu. Ale my się do tego nie wtrącamy, bo to wynika z analizy ryzyka. Chodzą leśnicy, myśliwi, zgłaszają też obywatele, którzy są bardzo uświadamiani. Nawet w autobusach umieściliśmy informacje o konieczności zgłaszania padłych dzików – wyliczała lubuska wojewódzka lekarz weterynarii.

Wszystkim zależy na współpracy

– Nie zgodzę się z panią lekarz wojewódzką co do codziennych przeszukiwań lasów, gdyż widzę, że nie są prowadzone na taką skalę, jak chociażby pół roku temu i nie są to liczne grupy osób. Wówczas padłych dzików nie było jeszcze tak dużo, jak teraz to obserwujemy. Gdyby przeszukiwania były prowadzone na podobną skalę, to liczba znalezionych dzików byłaby znacznie większa, niż to się podaje. Nie oszukujmy się, trzy czwarte zakażonych dzików w Polsce jest w województwie lubuskim. Być może za jakiś czas będzie lepiej, ale to dlatego, że dziki wyzdychają na ASF i ich po prostu nie będzie – podkreślał Zbigniew Kołodziej, przewodniczący komisji rolnictwa Sejmiku Województwa Lubuskiego i jednocześnie producent trzody chlewnej z miejscowości Rozłogi w powiecie świebodzińskim.

Jego zdaniem po wystąpieniu ogniska ASF odbywa się nagonka na mniejsze stada trzody chlewnej, w wyniku czego doprowadza się do ich likwidacji, co ostatecznie spowoduje, że może zniknąć z mapy nawet 80% gospodarstw.

– Nie przyjechaliśmy tutaj nikogo oskarżać, a przede wszystkim nawiązać nić współpracy. Faktem jest, że w województwie lubuskim od 2019 roku znacząco spadła liczba gospodarstw utrzymujących świnie i pewnie nie tylko z powodu pogorszenia opłacalności. Z moich rozmów wynika, że to ASF spowodował takie spustoszenie w gospodarstwach trzody chlewnej. Pomóżmy więc wielkopolskim i lubuskim rolnikom – apelował Janusz Białoskórski.

– Województwo lubuskie zabezpieczyło, na ile można było to uczynić, również województwo wielkopolskie. Dzięki ogrodzeniom na granicy naszego województwa jest mniej przypadków ASF w województwie wielkopolskim. Po wystąpieniu wirusa w Niemczech we wrześniu 2020 roku więcej przypadków ASF stwierdzane jest teraz w zachodniej części województwa lubuskiego – tłumaczyła Zofia Batorczak.

Na dowód podano liczbę przypadków w gminach sąsiadujących z Wielkopolską. W gminach Pszczew, Przytoczna, Skwierzyna i Trzciel w 2021 roku nie zanotowano ani jednego przypadku ASF. W gminach Kolsko, Babimost i Kargowa było po jednym przypadku, w gminie Zbąszynek dwa przypadki i w gminie Sława pięć przypadków.

– Lepsza sytuacja we wschodniej części województwa to też zasługa drogi S3, która jest barierą w przemieszczaniu się dzików i to trochę też chroni Wielkopolskę – twierdził Wojciech Pawliszak, przewodniczący Zarządu Okręgowego PZŁ w Gorzowie Wielkopolskim.

Zbytnia biurokracja

Jak mówił Wojciech Pawliszak, ponad 50% powierzchni województwa lubuskiego zajmują lasy, dlatego odstrzał prowadzony jest na dużą skalę. Oprócz odstrzału sanitarnego na poziomie 20 tys. dzików wykonano jeszcze planowe polowania, w których odstrzelono około 10 tys. sztuk.

– Zakazy polowań na wszelką zwierzynę trochę wstrzymały nas w realizacji zadań na obszarach występowania ASF. Dopiero po wielu interwencjach zostały zdjęte i myśliwi od nowego sezonu mogą korzystać w pełni z obwodów łowieckich. Problemem wciąż pozostaje, co robić z dzikami, bo nie jesteśmy w stanie ich przejeść, mówiąc kolokwialnie. Ponadto w ubiegłym roku dopiero zaopatrywaliśmy się w chłodnie, aby móc przetrzymywać odstrzelone zwierzęta – wyjaśniał Wojciech Pawliszak.

Myśliwi mają też mnóstwo obowiązków związanych z wypełnianiem dokumentacji w zależności od rodzaju odstrzału, płatności, konieczności opisu miejsca, dołączenia zdjęć itp. Do rozliczenia dzika trzeba złożyć aż 8 dokumentów. Jacek Banaszek, przewodniczący Zarządu Okręgowego PZŁ w Zielonej Górze i łowczy okręgowy, podał, że wnioskują do wojewody lubuskiego o odstrzał sanitarny w 54 obwodach łowieckich, gdyż na wschodzie kraju za niewykonanie takiego odstrzału nałożono bardzo duże kary i obawiają się podobnych konsekwencji finansowych. Jego zdaniem, we wschodniej części okręgu trudno będzie wykonać zaplanowany odstrzał, gdyż dzików tam prawie nie ma. Tam, gdzie zwierzęta jeszcze są, żniwo zbiera właśnie teraz wirus ASF.

– Myśliwi mają już świadomość, że albo odstrzelą dziki, albo będą musieli poszukiwać zalegające truchło na ogromnym obszarze, więc już nie ma oporów: strzelać czy nie – mówił Jacek Banaszek.

W podsumowaniu dyskusji postanowiono, iż w najbliższym czasie zarówno Inspekcja Weterynaryjna i organizacje rolnicze z Wielkopolski, jak i te z województwa lubuskiego skierują wspólnie wniosek do ministerstwa rolnictwa i Głównego Inspektoratu Weterynarii o zniesienie strefy niebieskiej, licząc na to, że szerszy głos w tej sprawie będzie miał większą moc. Obie strony zobowiązały się też do podejmowania współpracy i organizowania spotkań, aby wymieniać się spostrzeżeniami i doświadczeniami dla dobra obu regionów dotkniętych afrykańskim pomorem świń.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a