kujawsko-pomorskie
Roman Kieca z Paryża pod Żninem rasą puławską zainteresował się 5 lat temu podczas wystawy zwierząt hodowlanych w Minikowie. Gospodarstwo prowadzi wspólnie z żoną Mirosławą. Wcześniej miał doświadczenie z rasą polską białą zwisłouchą, po której wykorzystał budynki. Utrzymuje 10–15 loch, od których produkuje tuczniki. W gospodarstwie wszystkie grupy utrzymywane są na ściółce, a prosięta przebywają przy maciorach około 6 tygodni. Od 10. dnia życia dostają granulowany prestarter, później pasze przygotowywane są w gospodarstwie. Od 2 lat żywienie odbywa się bez surowców genetycznie modyfikowanych.
– Kupuję koncentraty białkowe bazujące na rodzimych surowcach, w tym nasionach roślin strączkowych. Żywienie ma być przede wszystkim zdrowe i jak najbardziej tradycyjne. Dodaję tylko zboża: jęczmień, pszenicę, pszenżyto – mówi Roman Kieca.
Krycie odbywa się naturalnie, a lochy wypraszają się w grupach po 3–4 sztuki. Jak przekonuje gospodarz, świnie rasy puławskiej są odporne na warunki środowiskowe i choroby, nie wymagają zbyt wielu szczepień. Rolnik ma jedynie 12 ha ziemi uprawnej oraz łąki, dlatego utrzymuje też bydło.
r e k l a m a
Korzystne niewielkie otłuszczenie
Tucz rasy puławskiej trwa trochę dłużej, ale, jak przekonuje Roman Kieca, uzyskane mięso jest dużo smaczniejsze. Najczęściej sprzedaje tuczniki o masie ciała 110–115 kg. Rocznie do rzeźni trafia 200–300 sztuk.
– Ubijamy je też na własne potrzeby, więc mamy porównanie z rasą pbz i zdecydowanie to lekkie otłuszczenie tuszy sprawia, że mięso jest wyjątkowo smaczne, soczyste i kruche – zapewniają gospodarze.
Potwierdza to Maciej Kwieciński, właściciel zakładu mięsnego w Bożejewiczkach, który oprócz powszechnie ubijanych ras białych skupuje również świnie rasy puławskiej i produkuje z nich wyroby. Zakład działa od ponad 30 lat jako firma rodzinna i pan Maciej wraz bratem kontynuują to, co rozpoczął ich ojciec. Stawiają na polski surowiec i lokalnych dostawców świń, dlatego też od kilku lat ubijają puławiaka.
– Tłuszcz międzymięśniowy tzw. marmurkowaty nadaje mięsu rasy puławskiej specyficzny smak. Roztapia się w czasie obróbki termicznej i jest nośnikiem smaku, mięso jest bardzo wdzięczne w obróbce, można je łatwo przyrządzić w domu. Dlatego też nie jest nam trudno przekonać do niego kucharzy w restauracjach, bo oni je doceniają. Mówimy tu o mięsie, które teoretycznie powinno być takie samo jak od innych świń, a jednak wyróżnia się jakością. Walorem jest także żywienie rasy puławskiej polskim białkiem – opowiada Maciej Kwieciński.
Mięso szczególnie nadaje się do produkcji wyrobów długo dojrzewających, gdyż nie jest tak mocno nasycone wodą, jak mięso innych ras, dzięki czemu nie ma dużych ubytków. Od kilku lat wspólnie z ODR w Minikowie oraz Uniwersytetem Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy firma prowadzi badania nad właściwościami mięsa z rasy puławskiej pod względem walorów smakowych, przydatności technologicznej i jakości.
– Jako przykład opowiem, że mięso to zostało przebadane w jednym z bydgoskich szpitali i uznano je za doskonały produkt w diecie. Sam szpital nie zdecydował się, aby zamawiać produkty z jednego względu – prawda jest brutalna, ale w służbie zdrowia brakuje pieniędzy i oszczędza się na jedzeniu, kupuje się to, co najtańsze. Natomiast pod względem zdrowotnym, dietetycznym ta wieprzowina uzyskała rekomendacje – twierdzi Maciej Kwieciński.
Są duże markety, które chcą na swoich półkach sklepowych mięso z puławiaka, jak chociażby sieć Auchan. Chętnie zakupują je też restauracje hotelowe w całej Polsce, które chcą zaoferować swoim klientom wyjątkowy produkt.
– Skupujemy i sprzedajemy bardziej regionalnie, ponieważ chcemy dostarczać produkty świeże. Również sklepy ekologiczne są zainteresowane wyrobami z puławiaka – mówi pan Maciej.
Jak przekonuje, są osoby, które szukają produktów wysokiej jakości i są gotowe zapłacić więcej za smaczne i zdrowe mięso, które jest w pełni polskim produktem pochodzącym od rodzimej rasy, żywionym krajowymi surowcami paszowymi. Takie wyroby i mięso to również szansa dla lokalnych ubojni, które mogą się czymś wyróżnić na rynku.
Rodzima rasa z dotacją
Rolnicy za tuczniki rasy puławskiej dostają około 1 zł/kg więcej, jednak są rozliczani jedynie na wagę żywą. Jak podkreśla odbiorca świń, nie chodzi tu bowiem o śrubowanie mięsności, co ma miejsce przy rozliczeniach na wagę bitą ciepłą, a przede wszystkim o dobry skład mięsa.
– Mimo wszystko cena nie zachęca do produkcji, bo opłacalność chowu świń generalnie spadła, niezależnie od utrzymywanej rasy. Żywienie bardzo podrożało, a tucz rasy puławskiej trwa trochę dłużej – twierdzi Roman Kieca.
Podobnie uważa Piotr Tomaszewski z Sadkowskiego Młyna w powiecie nakielskim, który również uczestniczy w projekcie „Kujawsko-Pomorska wieprzowina – tucz bez GMO” i należy do stowarzyszenia Wieprz Polski. Członkom organizacji zależy na wypromowaniu dobrej polskiej żywności, o której często zapominamy przy wyborach na półkach sklepowych. Tymczasem, można je odnaleźć ze specjalnym oznaczeniem „Produkt polski”. Zrzeszeni producenci są obecnie na etapie wdrażania certyfikatu żywności ekologicznej.
Piotr Tomaszewski przez kilkanaście lat prowadził hodowlę zarodową rasy polskiej białej zwisłouchej, jednak, jak twierdzi, zapotrzebowanie na loszki i knurki sukcesywnie się zmniejszało, a opłacalność spadała. Świnie były obecne w gospodarstwie od lat, a możliwość uzyskania dopłat oraz wyższej stawki za dobrej jakości mięso skłoniły go do postawienia na rasę puławską. Ponieważ świnie puławskie należą do ras zachowawczych objętych programem ochrony zasobów genetycznych, rolnicy otrzymują dofinansowanie w kwocie 1140 zł do lochy. Muszą wówczas utrzymywać co najmniej 10 macior, ale dopłata jest do maksymalnie 70 loch. W 2009 roku świnie rasy puławskiej zostały wpisane na Listę produktów tradycyjnych prowadzoną przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
r e k l a m a
Odporne i spokojne
Piotr Tomaszewski utrzymuje 30–35 loch, dla których porodówki zostały zmodernizowane na ruszta. Planował także przerobienie tuczarni, ale niesprzyjająca koniunktura na rynku trzody chlewnej póki co powstrzymuje go przed inwestowaniem. Potrzebna na ściółkę słoma przechowywana jest pod zadaszeniem na terenie gospodarstwa. Na porodówkach prosięta są dogrzewane promiennikami oraz matami grzewczymi.
– Zimą, kiedy prosięta rzeczywiście szukają ciepła, maty bardzo dobrze się sprawdzają, bo ogrzewają od podłoża, natomiast latem, poza pierwszymi godzinami życia, już tak nie jest. Prosiętom często jest nawet za ciepło i rozkładają się po całym kojcu, co może skutkować przygnieceniami – twierdzi gospodarz.
Rocznie odchowuje ponad 20 prosiąt od lochy. Zdarza się, że najsłabsze sztuki są w pierwszych dniach dokarmiane preparatem mlekozastępczym z butelki. Celem jest, aby szansę przeżycia miały te mniej żywotne i wyrównały masę ciała z pozostałymi prosiętami w miocie. Porody na ogół przebiegają bez komplikacji, ale jest też monitoring, który pozwala obserwować to, co dzieje się w porodówkach, i ewentualnie interweniować.
– Wyproszenia, zwłaszcza w przypadku pierwiastek, odbywają się dość szybko. Poród trwa z reguły nie dłużej niż 2 godziny. Gorzej, jeśli lochy rodzą w miocie mniej prosiąt, bo wówczas często są to naprawdę duże sztuki i mogą wystąpić komplikacje – opowiada pan Piotr.
Prosięta do masy ciała 20–25 kg otrzymują gotowe pasze, a później wykorzystywane są koncentraty oraz własne zboża: jęczmień, pszenica, pszenżyto oraz mieszanka zbóż i strączkowych. Ze 117 uprawianych hektarów 25–30 przeznaczane jest pod uprawę ziemniaków skrobiowych i 10 ha pod buraki cukrowe. Czasami ziemniaki, które pozostają jako odpad, trafiają do pasz dla świń.
– Rasa puławska jest mimo wszystko łatwiejsza w odchowie, w obsłudze, świnie są spokojne, co ułatwia przeganianie, sortowanie, rzadziej zdarza się agresja. Potrzebują natomiast swobodnego dostępu do paszy, ponieważ są bardzo żerne i potrafią walczyć o paszę – wymienia gospodarz.
Prosięta są przy maciorach minimum 5 tygodni. Na odchowalni, kiedy na dworze jest bardzo zimno i trudniej utrzymać temperaturę w chlewni, montowane są przenośne daszki, pod którymi mają ciepłe legowisko. Do karmienia wykorzystywane są głównie tubomaty, gdyż pan Piotr jest zwolennikiem pobierania przez świnie zwilżonej paszy. Uważa, że wówczas jedzą jej więcej i jest lepiej trawiona.
– Poza tym, kiedy chodzą w trakcie jedzenia pobrać wodę do poideł, pozostawiają tam resztki paszy, która przykleja się do pyska, zanieczyszczają je, a to prosty sposób do rozwoju bakterii i zachorowań – podkreśla Piotr Tomaszewski.
Tucz do 130 kg masy ciała trwa około 170–180 dni. Zużycie paszy na kilogram przyrostu gospodarz szacuje w granicach 3 kg. Jak podkreśla, problemem w rozpropagowaniu rasy puławskiej jest to, że supermarkety oferują jedynie mięso, a nie wyroby, które bardziej zachęcają do kupna.
– W detalu nie zawsze puławiak jest doceniany, ponieważ większość ludzi nie zna tego mięsa i jego smaku. Nie wiedzą nawet często, że coś takiego jest dostępnego w sklepach. Na wypromowanie potrzeba oczywiście czasu. Nie oszukujmy się też, znaczna część społeczeństwa ze względu na okrojony budżet domowy sięga po najtańsze wyroby, a nie te z górnej półki – podsumowuje Maciej Kwieciński.