Gospodarstwo i wieś oczami dziecka? Z jednej strony nie zaskakuje, bo cóż innego niż ciągniki, zwierzęta i przyroda mogłoby się tam pojawić? Ale urzeka nas zawsze twórcze podejście do tego tematu.
W konkursie nagrodziliśmy siedmioro twórców. Aż tylu, bo świetnych prac było wiele, a ich poziom był bardzo wyrównany.
Najmłodszym z nich jest Antoni Opat ze wsi Kolonia Obory w gminie Gizałki w powiecie pleszewskim, laureat trzeciego miejsca. Antek ma raptem 3 lata. Mieszka w 13-hektarowym gospodarstwie, w którym rodzice hodują opasy, uprawiają kukurydzę i zboża, mają też łąki. Antek ma dwoje starszego rodzeństwa.
– Wszystkie moje dzieci uwielbiają podglądać pracę w gospodarstwie. Mają swoje małe ogródki, w których posiały swoje warzywa, robią sobie „plantacje” zboża. Starszy syn posiał nawet ostatnio siemię lniane i kukurydzę. Kiedy tylko pojawia się jakiś konkurs, wszystkie dzieci chętnie w nim startują. W tym konkursie pomogłam trochę Antkowi – zasugerowałam prace z origami. Kółka z papieru do origami wycinał i składał sam. Krowy i świnie też sam kolorował oraz dorysował im nogi i ogonki. Nawet sam wymyślił, żeby kurczakowi dokleić piórko – opowiada Małgorzata Opat, mama.
W pracy Antka urzeka ciągnik, który nosi cechy psiego pyska, i baloty z pomponika wiezione na przyczepie z różowej waty.
r e k l a m a
Z surowców naturalnych
Prac z wykorzystaniem innych niż tylko kredki surowców było więcej. Mikołaj Piecuch z Jodłowej w powiecie dębickim na Podkarpaciu, 7-latek i laureat drugiego miejsca, postawił na zboża.
– Mikołaj uwielbia traktory. Ostatnio trochę wyparło je wędkarstwo – chodzi z tatą na ryby. Ale zna się na ciągnikach, zna marki. W pracy trochę mu pomogłam. Ziarno i kawałki słomy, z której są zrobione baloty, mieliśmy od sąsiada – opowiada Iwona Piecuch, mama autora pracy, której tematem są żniwa. Piecuchowie nie mają własnego gospodarstwa, a jedynie ogródek, w którym uprawiają warzywa na własny użytek.
Na surowce naturalne postawiły też 6-letnia Karolinka i 9-letnia Zuzia Bal. Mieszkają w Rzeszowie, ale to tylko pozór, że ich otoczenie stanowi miasto. Jak powiedziała nam Joanna Bal, ich mama, jeszcze chwilę temu mieszkali na wsi. Ich miejscowość jednak została w 2008 roku wchłonięta, jak dzieje się to często w przypadku podmiejskich wsi, do Rzeszowa.
– Jednak wciąż mamy gospodarstwo. Świnie, kury, uprawiamy pszenicę. Dziewczyn nie musiałam namawiać, to był ich pomysł. One często idą z tatą w pole, uczestniczą w wielu pracach, uwielbiają to. I lubią rysować. Udział w konkursie był więc dla nich oczywisty – mówi Joanna.
Karolina stworzyła pejzaż ze zwierzętami. Pomysłowo, bo wycięła je z jednego z „Tygodników”. Zwierzęta pasą się na sztucznej trawie, która została Joannie po robieniu wielkanocnych dekoracji. Córki ją wykorzystały. Korona drzewa powstała z gałązek tui, a łany zboża, w którym buszuje wycięty kombajn – z kaszy jaglanej udającej pszenicę. Pastwisko od przydomowego ogródka oddziela płotek. Prawdziwy, drewniany. Z czego? Z zapałek!
Zuza udekorowała miejsce przed domem na rysunku żywymi kwiatami lobelii, łąkę wymościła sztuczną trawą, a pagórek na rysunku dosłownie usypała z ziemi. Mama nie kryje swojego subtelnego udziału w tych pracach, ale uważa, że konkurs miał spełnić i taką funkcję. Żeby skupić przy wspólnej pracy rodzica i dziecko, czymś je zainspirować, coś podpowiedzieć.
Trójwymiar i wieś w okularach
Zuza i Karolina wykonały prace, o których można by powiedzieć „nie płaskie, ale jeszcze nie trójwymiarowe”. Ale są i tacy laureaci, którzy postawili na 3D. Autorem prawdziwie przestrzennego gospodarstwa jest 5-letni Patryk Urbaniak z Bydgoszczy. Mieszka w mieście, ale jego mama, Katarzyna Dylas-Urbaniak, wychowała się na wsi, a teraz jeździ z dziećmi nawet trzy razy w miesiącu do babcinego gospodarstwa w Kościeszkach.
– Patryk jest zafascynowany gospodarstwem, które prowadzi teraz mój wujek. Tam ma kontakt ze zwierzętami gospodarskimi. Uwielbia siedzieć w ciągniku. Pomogłam mu trochę przy pracy konkursowej. On opowiadał, co gdzie mieszka, a ja ustawiałam figurki zwierząt – opowiada Katarzyna.
W Patrykowym kurniku kury siedzą na ziarnach najprawdziwszego owsa. Od dróżki z prawdziwych kamieni oddziela je makaron. Świnie grzebią w ziemi przywiezionej z Kościeszek, żaba przysiadła na kawałku kory, a konie w małej stajence stoją na słomie. Tylko gęś pływa po modelinowym stawie, a krowy pasą się na trawie z ciastoliny, ale za to podjadają liście prawdziwego bukszpanu.
Iza Prus, 15-latka, najstarsza z nagrodzonych i laureatka pierwszego miejsca, mieszka w podradzyńskim Wohyniu w Lubelskiem. Jej rodzice hodują bydło i trzodę, uprawiają zboża. Iza rysuje od 3. roku życia. W pracy konkursowej narysowała gospodarstwo w pigułce – z orzącym pole ciągnikiem, stodółką, chatką jak z piernika i opartą o płot łaciatą świnią.
– Świnia łaciata, żeby było weselej. Mamy takie też w gospodarstwie. A rysując ciągnik, wzorowałam się na kilku zdjęciach z Internetu. To żaden konkretny model, raczej łączy cechy różnych – opowiada Iza, która lubi też śpiewać i projektować domy. Ot, rysuje szkice budynków i dokładnie planuje na rysunkach ich wnętrza.
Kornelia Dzienniak, 10-latka ze Spławia w wielkopolskiej gminie Kołaczkowo, zupełnie zaskoczyła swoją pracą, choć w pewnym sensie dosłownie potraktowała temat. Na jej rysunku bowiem bohaterem nie jest gospodarstwo, ale dziewczyna w modnych dużych okularach. W nich odbija się wieś.
– Córka oszalała na wieść o drugim miejscu w konkursie. Sama wpadła na pomysł, żeby pokazać dziewczynę, w której oczach odbija się wieś i gospodarstwo. Nasze ma 40 hektarów, prowadzimy produkcję zwierzęcą i roślinną. Kornelia bardzo lubi szkicować krowy. Czasem przybierają mniej realne kształty, mają nieproporcjonalnie duże głowy albo krzywe grzbiety. To pewnie inspiracja kuzynką, która już drugi rok uczy się w liceum plastycznym w Poznaniu – mówi Wioleta Dzienniak, mama Kornelii, i dodaje, że to drugie miejsce to jakaś dobra passa, bo niedawno córka wygrała szkolny konkurs fotograficzny zorganizowany z okazji Dnia Flagi i rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Kornelia wpadła na pomysł, żeby sfotografować flagę powieszoną na kwitnącej czereśni. I to nie byle jak, bo o zachodzie słońca. Tak, żeby blednące już promienie połyskiwały między kwiatami.
Zabrzmi to pewnie banalnie, ale przyznane pracom miejsca to rzecz trochę umowna, bo wszystkie są jakoś wyjątkowe. W każdej coś nas zachwyciło, każda wydała się nam w jakiś sposób niezwykła. A ucieszyły nas wszystkie, które nadesłaliście, także te nienagrodzone. Bo dowodzą, że wieś odbija się wam nie tylko w oczach, ale i sercach.