– Mielone ziarno kukurydzy z rękawa sprawdza się idealnie jako pasza energetyczna dla świń. Jest to kiszonka, a więc pozytywnie wpływa na rozwój mikroflory jelit, dzięki czemu możemy ograniczyć zużycie antybiotyków. Również ma to wpływ na ograniczenie chorób przewodu pokarmowego, a co za tym idzie, mamy mniej upadków – wyjaśniła Ewa Szydłowska dodając, że w niektórych momentach tuczu białko sojowe zastępowane jest tańszym słonecznikowym, ale tylko częściowo, wszak soja ma najkorzystniejszy skład aminokwasów pod względem żywienia trzody.
Nieodzownym elementem tuczu trzody chlewnej są świńskie górki i dołki i zdaniem rozmówczyni, trzeba się do tego przyzwyczaić i nie przerywać produkcji, nawet gdy mamy wyjść na zero lub pod kreską, bo prędzej czy później przyjdzie czas, że się odkujemy.
– Wszystkie nerwowe ruchy spowodowane sytuacją koniunkturalną nie są wskazane, trzeba mieć ciągłość produkcji. My z mężem prowadząc gospodarstwo od 21 lat nigdy nie przerwaliśmy tuczu. Na pewno trudno wyjść na swoje, gdy po wysokich cenach musimy zakupić prosięta, to już na wstępie rzutuje na opłacalność całego cyklu. Na opłacalność naszej gałęzi produkcji patrzymy w ujęciu długofalowym, co najmniej rocznym, nigdy nie bierzemy pod uwagę jednego cyklu – powiedziała Ewa Szydłowska.
Rolnicy nie mają realnego wpływu na cenę żywca wieprzowego, a jedynie duże, regularne i o wyrównanej i jednocześnie wysokiej jakości partie dostarczane do sprawdzonego zakładu mięsnego mogą nieco podwyższyć cenę.
– Nie współpracujemy z dużymi zakładami mięsnymi, gdyż mamy złe doświadczenia. Przez jeden z takich zakładów o mało nie zbankrutowaliśmy. Bardziej ufamy mniejszym zakładom o zasięgu regionalnym – przyznała rolniczka.
Ważne decyzje dotyczące rolników zapadają w UE, dlatego Ewa Szydłowska na bieżąco śledzi wydarzenia i informacje płynące z Brukseli.
– Proponowana Wspólna Polityka Rolna na czele z Zielonym Ładem budzi wiele wątpliwości. Skoro rośnie zapotrzebowanie na żywność, to dlaczego mamy ograniczać produkcję, wchodząc np. w rolnictwo ekologiczne oraz rezygnując ze stosowania znacznej części nawozów i środków ochrony roślin. Niebezpieczne jest to, że nikt nie mówi, jaki będzie poziom referencyjny, a więc stanowiący punkt odniesienia, od którego mają być cięcia użycia nawozów czy oprysków. Przecież w dużej mierze polskie rolnictwo już teraz jest jak ekologiczne w stosunku do bardziej rozwiniętych krajów zachodniej Europy. Bacznie śledzimy także pracę polskiego parlamentu, aby znów nikt w nocy nie przegłosował bubla, jakim okazała się „Piątka dla zwierząt”. Nie może być tak, że ustawy kluczowe dla rolnictwa są pisane i wprowadzane bez wiedzy i udziału rolników. Oby nie było tak też w przypadku nowego kodeksu rolnego, o którym mówi Polski Ład
– zakończyła Ewa Szydłowska.