Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Masz bydło i świnie? Nie skorzystasz z pomocy

Data publikacji 15.06.2021r.

Wiceminister rolnictwa Anna Gębicka pod koniec maja br. ogłosiła podczas wizyty w Gniewkowie w województwie kujawsko-pomorskim uruchomienie pomocy dla rolników, którzy w ubiegłym roku zostali poszkodowani przez niekorzystne zjawiska atmosferyczne. Biura powiatowe ARiMR przyjmują wnioski do 30 czerwca br. Gębicka obiecała, iż wszyscy rolnicy ubiegający się o pomoc ją otrzymają, a gdy będzie taka konieczność, bo wniosków wpłynie więcej, niż przewidywano, zakładane wsparcie będzie korygowane. Nie dodała jednak, iż wielu gospodarzy, którzy ponieśli straty, takich wniosków o pomoc nie będzie mogło złożyć. Dlaczego?

Podstawową barierą są przepisy określające warunki przyznania wsparcia, czyli Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 27 stycznia 2015 r. w sprawie szczegółowego zakresu i sposobów realizacji niektórych zadań Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (Dz. U. poz. 187 z późn. zm.) § 13zh.

r e k l a m a

Warunki brzegowe

Zgodnie z paragrafem 13zh, w 2021 r. Agencja udziela pomocy finansowej rolnikowi, w którego gospodarstwie rolnym powstały szkody w uprawach rolnych spowodowane wystąpieniem w 2020 r. gradu, deszczu nawalnego, ujemnych skutków przezimowania, przymrozków wiosennych, powodzi, huraganu, pioruna, obsunięcia się ziemi lub lawiny oraz suszy. Szkody na danej powierzchni upraw rolnych musiały doprowadzić do utraty co najmniej 20% plonu. Szkody inne niż spowodowane suszą powinny być oszacowane przez komisję wojewody, a powstałe w wyniku suszy – obliczone za pośrednictwem publicznej aplikacji. Ponadto, aby pomoc się należała, jeśli straty nie dotyczyły suszy, powinny wynieść powyżej 30% średniej rocznej produkcji rolnej w gospodarstwie rolnym. Jest ona liczona z trzech ostatnich lat poprzedzających rok, w którym wystąpiły szkody, albo z trzech lat w okresie pięcioletnim poprzedzającym rok, w którym wystąpiły szkody, z pominięciem lat o najwyższej i najniższej wielkości produkcji. Natomiast szkody spowodowane suszą powinny wynieść powyżej 30% średniej rocznej produkcji rolnej w gospodarstwie z ostatnich trzech lat poprzedzających rok, w którym wystąpiły szkody.

Sprawa rozbija się o wymagane 30% strat w produkcji rolnej w gospodarstwie. Rolnikom, którzy utrzymują zwierzęta, trudno spełnić ten warunek z prostego powodu – produkcja zwierzęca zwiększa wartość produkcji całego gospodarstwa.

Nie zdążył skosić rzepaku

W gospodarstwie pana Andrzeja z województwa kujawsko-pomorskiego grad zniszczył w ubiegłym roku całkowicie rzepak, w połowie owies, jęczmień i pszenica ucierpiały w 30–40%. Chmura gradowa miała szerokość 2–3 km, ciąg­nęła się na około 8 km. Przeszła w przeddzień, w którym planował kosić rzepak.

– Wójt zadziałał błyskawicznie. Niemalże od razu wnioskowano do wojewody o powołanie komisji do szacowania strat. Komisja oszacowała szkody bardzo szybko, tym bardziej że żniwa były za pasem. Komisja oszacowała mi szkody w uprawach na poziomie 38,8% średniej rocznej produkcji. Straty w rzepaku, jęczmieniu, pszenicy i owsie wyniosły ponad 60 tys. zł. Kiedy jednak, zgodnie z wytycznymi, policzono szkody w całej produkcji, wyniosły one zaledwie 19% – relacjonuje rolnik. – Wartość produkcji wyliczona zgodnie z wytycznymi resortu rolnictwa wyszła mi na poziomie 317 tys. zł, z czego 155 tys. zł to wartość produkcji roślinnej, a 162 tys. zł zwierzęcej. Prowadzę chów trzody chlewnej w cyklu zamkniętym, rocznie sprzedaję około 600–700 tuczników.

Pan Andrzej nie miał możliwości uwzględnienia w protokole kosztów poniesionych na zakup pasz, które mogłyby obniżyć wartość produkcji i zwiększyć wysokość strat.

– Jeśli nawet bym je wpisał, nie mogą być wyższe niż straty. Problem polega jednak na tym, iż ja nie wykorzystuję w żywieniu rzepaku, który grad zniszczył mi w stu procentach, bo go sprzedaję. Podobnie jest z częścią pszenicy. Kupuję natomiast inne pasze – tłumaczy gospodarz.

Zgodnie z wytycznymi dla komisji szacujących straty w 2020 r., ilość nabytych pasz nie może przekroczyć ilości pasz niewyprodukowanych w gospodarstwie w związku z wystąpieniem niekorzystnego zjawiska atmosferycznego. Ilość ta powinna wynikać z danych rachunkowych, innej ewidencji lub dokumentów będących w posiadaniu producenta rolnego.

Powstaje też problem z udowodnieniem zakupów – nie każdy rolnik zachowuje faktury, zwłaszcza gdy nie rozlicza podatku VAT. Poza tym, gdy kupuje ziarno, słomę czy siano od ryczałtowca, często nie jest to potwierdzone żadnym dowodem zakupu.

r e k l a m a

Mleko za dużo warte

W podobnej sytuacji znalazł się pan Paweł, hodowca bydła mlecznego ze wschodniej części województwa kujawsko-pomorskiego. Rolnik utrzymuje 22 krowy mleczne, użytkuje około 70 ha.

Grad w ubiegłym roku zniszczył mu głównie kukurydzę (8 ha) przeznaczoną na kiszonkę dla bydła. Ucierpiała też pszenica ozima i jęczmień. Komisja szacująca straty, podobnie zresztą jak ubezpieczalnia, w której rolnik wykupił polisę, oszacowała straty w produkcji roślinnej na poziomie 30,56%. Jak przyszło do omłotów, okazało się, że straty, zwłaszcza w zbożach, gdzie na pierwszy rzut oka nie wydawało się, że są tak spore, były dużo większe. Gradobicie przeszło w momencie, kiedy ziarno było już dojrzałe.

Oprócz strat w samej produkcji roślinnej komisja szacująca policzyła także panu Pawłowi wysokość szkód w uprawach uwzględnionych w produkcji zwierzęcej (około 10%). Straty w produkcji ogółem wyliczono jednak na poziomie już tylko 18%.

– Sytuacje takie jak ta powodują, iż jestem coraz bliżej decyzji o zaprzestaniu produkcji mleka. Zostałem ukarany za to, że rocznie produkuję około 100 tys. litrów mleka – żali się hodowca.

Nauczony doświadczeniem, już od paru lat część areału przeznaczonego na kukurydzę pan Paweł obsiewa kukurydzą na kiszonkę, a pozostałą na ziarno. Stara się, aby te pola były w różnej lokalizacji. Jak bowiem jedno pole zostanie zniszczone, drugie pozostanie. Nawet jednak w takiej sytuacji nie oznacza to, że nie ponosi strat.

Znajomi naszych rozmówców, którzy nie prowadzą produkcji zwierzęcej, a którym grad zniszczył również uprawy, nie będą mieli problemów z otrzymaniem państwowej pomocy.

– Dzwonił do mnie wczoraj ucieszony kolega i mówi, że straty w całej produkcji wyliczono mu na trzydzieści kilka procent. Nie ma zwierząt, uprawia tylko ziemię. Pracuje zawodowo i lepiej wychodzi na tym niż ja, który świątek piątek czy niedziela pracuję w oborze i tracę zdrowie – komentuje pan Andrzej.

Siana nie zebrał,
pomocy nie otrzyma

Innemu naszemu rozmówcy, panu Adamowi z Lubelszczyzny, młodemu hodowcy bydła mięs­nego, deszcz nawalny w ubiegłym roku zniszczył głównie użytki zielone.

– Straty na łąkach wyniosły 90%, siano zgniło mi doszczętnie, ale straty w produkcji w całym gospodarstwie wyliczono mi na poziomie 16%. Okazało się, że moje 22 sztuki bydła mają horrendalną wartość. Ponadto w arkuszach wykorzystywanych do wyliczenia wartości produkcji nie było oddzielnej rubryki dla krów mamek, dlatego 6 sztuk mamek potraktowano tak, jakby były krowami mlecznymi – komentuje pan Adam.

Nasi rozmówcy, ale także inni Czytelnicy dzwoniący do redakcji „Tygodnika”, podają wiele przykładów podobnych sytuacji. Często słyszymy: „Ziemi nie uprawia, bo na czarno wydzierżawia, a bierze nie tylko dopłaty, ale też wszelką pomoc od państwa”.

– W mojej najbliższej okolicy na 100 siedlisk maksimum 20 zasiedlają prawdziwi rolnicy, czyli tacy, którzy utrzymują się tylko z pracy na roli. Zaledwie w kilku z nich prowadzona jest produkcja zwierzęca. W wiosce, w której mieszkam, produkcją żywca wieprzowego zajmuje się dwóch rolników, łącznie ze mną – komentuje pan Andrzej.

Cytowani w artykule rolnicy nie złożą wniosków o pomoc w Agencji. Ich protokoły ze względu na zbyt niski poziom strat nie zostały i nie będą podpisane przez wojewodę. A taki jest warunek. Zastanawiają się, dlaczego – skoro im do oceny poziomu strat liczy się wartość produkcji zwierzęcej – rolnikom, którzy pracują poza rolnictwem, nie wlicza się dochodów osiąganych z tego tytułu.

– Jak tak dalej pójdzie, dołączę do moich kolegów, którzy zamiast codziennie rano do obory chodzić, jadą do stolicy, pracują na budowach i gdziekolwiek indziej. Może warunków pracy nie mają najlepszych, ale na pewno pieniądz w kieszeni większy – komentuje młody rolnik z województwa lubelskiego.

Nie ma więcej kasy

Oprócz protokołu zatwierdzonego przez wojewodę, do wniosku o wsparcie należy dołączyć kopię polisy ubezpieczeniowej potwierdzającej zawarcie umowy ubezpieczenia upraw rolnych. Tę akurat nasi rozmówcy mieli. Gdyby produkcja zwierzęca nie obniżyła im odsetka strat na wszystkie uprawy, w których grad spowodował straty w wysokości co najmniej 20% i mniej niż 70% plonu, otrzymaliby wsparcie w wysokości 500 zł na 1 ha, a powyżej 70% – 1000 zł/ha. Złość ich bierze, jak liczą, ile pieniędzy przejdzie im obok nosa.

Jak zapisano w uzasadnieniu do projektu przepisów ustanawiających pomoc dla rolników za ubiegło­roczne szkody, zgodnie z danymi wojewodów szkody w związku z ubiegłorocznymi niekorzystnymi zjawiskami atmosferycznymi wystąpiły na powierzchni 452,417 ha. Ich wartość określono na poziomie ponad 2 mld zł, poszkodowanych zostało natomiast prawie 54 tys. gospodarstw. Zaznaczono, iż jedynie 30% szkód dotyczyło gospodarstw, w których straty wynoszą powyżej 30% średniej produkcji rolnej. Ustalając limit pomocy na poziomie zaledwie 150 mln zł, wzięto to zapewne pod uwagę. Można przypuszczać, iż warunki graniczne zostały tak ustalone, by ze wsparcia skorzystało jak najmniej poszkodowanych rolników.

W worku z de minimis widać dno

W latach 2018 i 2019, kiedy wielu rolników ucierpiało z powodu suszy, ówczesny minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski pod koniec 2018 r. doprowadził do zmiany przepisów ustanawiających pomoc dla poszkodowanych rolników w ten sposób, że tym, którzy mieli straty w całej produkcji na poziomie 30% i niższym, ale w produkcji roślinnej na poziomie minimum 30%, pomoc przysługiwała. Inną sprawą było, że wsparcie, ze względu na ogromny rozmiar strat, wypłacano bardzo długo. Rolnikom, którzy ponieśli straty w gospodarstwie na poziomie 30% i niższym, tę pomoc wypłacano w ramach limitu de minimis w rolnictwie. Doprowadziło to do tego, że limity roczne dla Polski bardzo szybko się kończyły i kończą do dziś, ponieważ są liczone na 3 lata, czyli na rok bieżący plus dwa lata wstecz. Warto zaznaczyć, iż od 2020 r. limit dla Polski został zwiększony o prawie 70 mln euro, ale to i tak nie wystarczyło. Z tej puli wypłacane są bowiem np. też dopłaty do materiału siewnego. Ostatnim rolnikom wsparcie z tytułu suszy wypłacono już jako pomoc COVID-ową. Pomimo tych problemów wsparcie, choć z bólem, ale wypłacono, choć i wtedy nie udało się wypłacić pomocy wszystkim, którzy ucierpieli.

Zapytaliśmy resort rolnictwa, czy przewiduje jakieś rozwiązania dla rolników z produkcją zwierzęcą, którym w ubiegłym roku niekorzystne zjawiska atmosferyczne zniszczyły plony, a pomoc im nie przysługuje. Czekamy na odpowiedź.

Magdalena Szymańska

r e k l a m a

r e k l a m a

r e k l a m a