zachodniopomorskie
W Trzebieszewie czuć już morskie powietrze, choć do morza mają kilka kilometrów. Póki co wieś zajęła się nieco mniejszym zbiornikiem. Ale to tylko jeden z wielu projektów, po jakie sięgnęli w ostatnich dwóch latach, odkąd we wsi działa koło gospodyń.
r e k l a m a
W Wielkanoc na dyskotekę
Monika Kosińska, sołtyska i członkini koła, prowadzi na górę budynku remizy. Koło ma w nim siedzibę na parterze, ale korzysta też ze znacznie większego poddasza. To spora sala ze stołami, ławkami i kompletnie wyposażoną kuchnią. Nie szkodzi, że pod skosami. Monika mówi, że ci pod ścianą trochę ostrożniej siedzą, ale bawią się równie dobrze jak pozostali. Salę wynajmują od lat na chrzciny, komunie, osiemnastki. Wynajmujący zwykle sami przygotowują dania. Mają do tego trzy kuchenki, dwa piece, lodówkę i kilka innych sprzętów. Do dyspozycji mają też porcelanową zastawę obiadową na dziewięćdziesiąt osób kupioną z dotacji dla kół i drugą, szklaną, która należy do straży. Jeśli ktoś zechce gości częstować popcornem, na dole, w siedzibie koła, stoi, zakupiona też z dotacji, maszyna do jego produkcji. Pieniądze ze sprzedaży wyrobów regionalnych podczas organizowanych przedsięwzięć przeznaczają na imprezy dla wsi, a często na wkład własny w projektach, czyli dokładają do dotacji. Teraz sala czeka na zerwanie drewnianego stropu i odmalowanie na biało. Bawią się w niej też regularnie mieszkańcy wsi.
– Mamy taki oryginalny zwyczaj, że w każde święta, dowolne, organizujemy dyskotekę. Mało kto w to uwierzy, ale od lat dyskotekę mamy w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia czy w Wielkanoc. Zjeżdżają się z okolicy setki ludzi. Zaczynamy o 21.00 i bawimy się do białego rana. Ustalamy z góry, kto organizuje w Wielkanoc, kto w ostatki, kto w andrzejki, a kto w Boże Narodzenie. Zarabiamy trochę, a pieniądze są nam bardzo potrzebne – opowiada Monika.
Koło założyli na ostatnią chwilę w grudniu 2018 roku. Do dziś z trzech dotacji z ARiMR koło w Trzebieszewie dostało już 11 tys. zł. Ostatnie dwie były większe – urosły z 3 do 4 tys. zł, bo koło liczy już 37 osób. Za te pieniądze kupiły już wspomnianą maszynę do popcornu, zastawę, krajalnicę, dwa podgrzewacze do potraw, termos na zupę przydający się podczas imprez plenerowych, garnki. Teraz są wyposażeni na realizację kolejnych projektów. Z dotacji agencyjnych pojechali też kilka razy wynajętym autokarem do kina w Międzyzdrojach.
Projekt goni projekt
Od początku też postawili na pisanie projektów. Na niewielkie kwoty, ale wtedy bardzo przydają się pieniądze zarobione na dyskotekach. W 2019 roku z zachodniopomorskiego programu „Społecznik” dostali 4 tys. zł na założenie placu do siłowni zewnętrznej.
– Plac postawiłyśmy za 10 tys. – 6 tys. dołożyłyśmy z pieniędzy uzbieranych przez nas. Ściągaliśmy urządzenia z odległości 700 kilometrów, bo znaleźliśmy sprzęty dużo taniej niż w naszej okolicy – opowiada Bożena.
W 2020 i 2021 roku z tego samego programu dostali krzewy w projekcie „Zdobądźmy nasadzenia za elektrourządzenia”. Wieś oddawała telewizory, a dostawała rośliny. Z dotacji z tego samego programu zorganizowali też warsztaty kulinarne „Zdrowo jemy i wiosłujemy”. Dzieci bawiły się w masterchefów, a potem wszyscy wsiedli do kajaków. Było miło i pożytecznie, bo projekt przewidywał też sprzątanie rzeki Świniec.
– Z programu „Społecznik” zrealizowaliśmy też projekt „Las woła nas” za 4 tys. zł. Kupiliśmy projektor, worki na śmieci, rękawice, środki do dezyfekcji i tkaniny. Koleżanka szyła torby wielorazowego użytku. I była pogadanka o ekologii, o konieczności segregacji śmieci. 15 maja poszliśmy posprzątać las, przez trzy godziny 30 osób przeszło cały – mówi przewodnicząca.
Koło wie, że dobrze nazwany projekt to często więcej niż połowa sukcesu. Dlatego w 2019 roku zrealizowały „Sztacheta party w Trzebieszewie, czyli kończymy rano na dojenie”. Dostali na to 3 tys. zł z Mikrodotacji z Ośrodka Wspierania Ekonomii Społecznej w Szczecinie. Kupili stoły, ławki i zorganizowali imprezę, z której można było udać się prosto do dojenia krów. Podczas jednego ze szkoleń nauczyli się też, jakich zwrotów używać w tekście projektu, żeby zyskiwać punkty i szanse na dotację.
– Punkty są za pomysły na grupy zagrożone wykluczeniem społecznym, na młodzież, seniorów, osoby z niepełnosprawnościami. Dobrze, jeśli używa się też konkretnych sformułowań, kiedy przedstawia się te pomysły. Na przykład, że „społeczność lokalna zostanie uwrażliwiona na coś” – opowiada, biegając za dwuletnią Marysią Dorota Konarska, nauczycielka ucząca w klasach I–III, mieszkanka Trzebieszewa, współautorka wszystkich projektów i autorka wielorazowych toreb.
r e k l a m a
Basen i tysiące krokusów
W tym roku złożyli aż cztery wnioski do „Społecznika”. Czasem się nie udaje, ale oni wiedzą, że nie należy się tym przejmować, i piszą dalej. Pierwszy z projektów zakładał warsztaty krawieckie i scrapbookingu, czyli zdobienia albumów ze zdjęciami, warsztaty robienia soków i kiełbasy. Na to nie udało się dostać dotacji. Przepadł też projekt „Trzebieszewo w barwach biało-czerwonej”, w którym chcieli zorganizować koncert niepodległościowy i zakup zestawów flagowych dla mieszkańców. Nie powiodły się też „Dywany kwiatowe”. Czwarty projekt – „Różany skwer przyjaźni” – zakładał rewitalizację kawałka wioski.
– Mamy taki trójkąt ziemi w środku wsi. Chłopacy już go odchwaszczają. W sierpniu przystępujemy do właściwych prac. Postawimy ławki, pergole, stół. I obsadzimy wszystko kolorowymi różami – mówi Monika i dodaje, że to wszystko pestka, bo w zeszłym roku za 4400 zł z dotacji – znów ze „Społecznika” – kupili prawie 18 tys. cebulek krokusów.
Całkiem niedawno udali się po pieniądze do Fundacji Orlen. W centrum wsi jeszcze przed wojną mieszkańcy zbudowali basen strażacki. Od kilkudziesięciu lat zarastał i zamiast zdobić, szpecił widok. Dostali 5 tys. zł. Za 2 tys. zamówili usługi koparką i oczyścili staw z mułu i roślinności. Za 1500 zł kupili siatkę i napinacze, drugie tyle wydali na rośliny i ziemię. Za 100 zł, już z własnej kieszeni, zakupili tablicę informującą o rewitalizacji.
A teraz planują na czerwiec spływ kajakowy, biegi nocą, czyli imprezę dla biegaczy pod hasłem „Pierwsza nocna trzebieszka biegowa”. W lipcu w Kamieniu Pomorskim odbywa się jarmark św. Ottona, na którym wystawiają się koła gospodyń. Dwa lata temu trzebieszewianie zapoczątkowali konkurs na gołąbka pomorskiego. W upał będą więc stać nad garnkami i szykować kolejne gołąbkowe odkrycia. W zeszłym roku zaprezentowali aż sześć rodzajów, w tym legendarne, kresowe, z kaszą gryczaną i surowymi tartymi ziemniakami. Jak je zrobić?
– Wstawić wodę, Do gotującej się wrzucić łychę soli, a potem liście z wyciętym głównym nerwem. Zaraz je wyjąć. Ugotować kaszę gryczaną, zetrzeć ziemniaki, odcisnąć i wymieszać z kaszą. Doprawić solą i pieprzem. I zawijać w długie rulony, bo inaczej gołąbki pękną podczas gotowania z tymi surowymi ziemniakami. Ale najlepsze są podpieczone – zdradza przepis Ewa Kwiatkowska.
Historia pewnego zdjęcia
W Wigilię 1945 roku do Trzebieszowa, bo tak się wtedy nazywała wieś, zjechali niemal wszyscy mieszkańcy dziś ukraińskich, a wtedy jeszcze polskich Brzozdowiec pod Lwowem. Przesiedleńcy zjechali z tradycją w sercach i świętym obrazem z tamtejszego kościoła. Kilkanaście lat temu Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej zorganizowało uroczyste obchody rocznicy wydarzenia i wystawę w trzebieszewskiej remizie. Pojawiło się na niej pewne zdjęcie w sepii. I zostało w siedzibie koła do dzisiaj.
– Na zdjęciu są trzy kobiety z dziećmi. Stoją na tle budynku Rady Gromadzkiej. To chyba lata 50. ubiegłego wieku, ale nikt nie ma pojęcia, kim są! We wsi nie ma nikogo z ich potomków, a musiały być wcześniej mieszkankami Brzozdowiec – zastanawiają się Monika i jej koleżanki.
Historia intrygująca, więc staje się jasne, że zdjęcie pojawi się na naszych łamach. „Tygodnik” czytają dziesiątki tysięcy ludzi, więc całkiem prawdopodobne, że ktoś, kto pochodzi z kresowych Brzozdowiec albo sąsiadujących z nimi wiosek, przeczyta i rozpozna w kobietach swoje sąsiadki? Koleżanki? A może ktoś z wojennego pokolenia zobaczy w kilku berbeciach siebie?