dolnośląskie
Zaczęło się niepozornie. Monika urodziła się we Wrocławiu, podobnie jak jej mąż. Ona skończyła szkołę informatyczną, on został blacharzem i mechanikiem samochodowym. Pobrali się, na świat przyszło troje ich dzieci.
r e k l a m a
Zobacz, jaki piękny kwiat!
W latach 90. ubiegłego wieku teść Moniki, też wrocławianin, poczuł pasję i postanowił zostać rolnikiem. Kupił niewielkie gospodarstwo w Błoniach pod Środą Śląską. Do pracy w nim zaprosił syna, czyli męża Moniki. Adam jeździł więc do pracy w polu, na którym uprawiali z ojcem głównie rzepak i pszenicę. Monika zajmowała się dziećmi i domem.
– Któregoś dnia mąż wrócił z Błoni i opowiedział zachwycony, że zobaczył w ogródku ciotki piękny kwiat. Zdążył się już dowiedzieć, że to piwonia. I nalegał, żeby posadzić podobny przy naszym domu w Błoniach. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że jest tyle ich odmian. Sądziliśmy, jak większość ludzi dzisiaj, że są dwie, najwyżej trzy – opowiada Monika.
Zaczęli jeździć na targi rolnicze, sprawdzali aukcje internetowe. Kupowali sadzonki, ale nie mieli pojęcia o ich jakości. Bywało, że kupowali „kilkanaście odmian” i sadzili je z nadzieją, że po trzech latach ogród stanie się piwoniowym rajem, tymczasem kwitł, ale w jednej odmianie i tym samym kolorze. Szukali więc zagranicznych szkółek, słynących z lepszego towaru. Szukali u Holendrów i Amerykanów. Szybko dowiedzieli się, że odmian jest, bagatela, ponad dziesięć tysięcy! Czupińscy mają ich w swoich prywatnych zbiorach, w ogrodzie pokazowym, raptem siedemset. Dowiedzieli się też, że piwonie kwitną właściwie dwa i pół miesiąca, pierwsze zaczynają w połowie kwietnia, ostatnie w drugiej połowie czerwca. Niektóre cieszą pąkami kilka dni, inne potrafią zdobić krzew i wazony nawet trzy tygodnie. Większość kwitnie w maju, dlatego niektóre odmiany nazywa się majówkami.
Finki sadzą w śniegu
– Chcieliśmy mieć po prostu piwonie dla siebie. Ale szybko okazało się, że opłaca się kupować większe ich ilości. Sadziliśmy więc jedna za drugą, a potem usiedliśmy i pomyśleliśmy: „Kurczę, coś z tym trzeba zrobić”. Najpierw obdzielaliśmy rodzinę i znajomych. W 2016 roku otworzyliśmy sklep internetowy. Nie z dnia na dzień, musieliśmy przygotować poważną ofertę. Otworzyłam go symbolicznie, o północy w Nowy Rok 2016 – wspomina Monika.
Mają swój sposób na piwonie, którym przeczą wszelkiej wiedzy na temat uprawy. Niektórzy ogrodnicy mówią nawet, że Czupińscy obalają piwoniowe mity. Szkoła każe wykopywać piwonie pod koniec sierpnia. Oni z latami przekonali się, że to trochę za wcześnie i swoje piwonie do rozmnażania wykopują w październiku, listopadzie.
– I udaje się! Choć nie mamy w ogóle wiedzy książkowej. Po nasze korzenie zgłaszają się ludzie z całej Polski. A największe zdziwienie budzi fakt, że bardzo dużo wysyłamy do Finlandii. Kiedy dzwoni klientka i ponagla mnie, mówiąc, że trzeba się spieszyć, bo mieszka w górach i u niej zimno, ja się wtedy śmieję i mówię, że dziewczyny z Finlandii biorą te moje piwonie, odgarniają śnieg, kopią dołki dla piwonii, wykładają je kartonami i sadzą. A potem, po czterech miesiącach, te piwonie im pięknie kwitną. Nasi klienci nie muszą czekać na pierwszy kwiat dwa, trzy lata. Wysyłamy na razie tylko do Europy – na Litwę, Łotwę, do Estonii, Szwecji, Włoch. W Watykanie? Nie, jeszcze nas tam nie ma – mówi ubawiona Monika.
Monika i Adam współpracują od kilku lat z trzema ogrodami botanicznymi w Polsce i jednym w Finlandii. Stworzyli w Arboretum Wojsławice ogromną rabatę z samymi piwoniami itoh, aby pokazać zwiedzającym, że takie coś istnieje. Itoh to krzyżówka piwonii krzewiastej i bylinowej.
Piwoniowy raj wymaga sporo pracy. Spacer wśród piwonii, który Monika regularnie odbywa z mężem, to tak naprawdę zaglądanie do każdego krzaka, szukanie chorób, po prostu ciężka praca. Ale to też przyjemność, zwłaszcza kiedy przechodzą obok piwonii odmiany Early bird, czyli wczesny ptaszek.
– Jest akurat mało piwoniowa, ale to moja ukochana. Jest jedną z wcześniejszych. Kiedy kwitnie, robi się z niej kula obsiana czerwonymi kwiatuszkami. Ale żeby się w niej zakochać, trzeba ją zobaczyć na żywo. Albo w filmie, który nagrałam, kiedy ją „czochram”, kiedy jeszcze nie ma kwiatów – opowiada Monika, reklamując tę bardzo odporną na zmienne warunki odmianę.