Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Za ochronę stada odpowiada właściciel

Data publikacji 21.06.2021r.

Producenci świń są coraz bardziej świadomi znaczenia zasad bioasekuracji. Zdaniem Waldemara Markuszewskiego przede wszystkim rolnik musi przestrzegać ustalonych przez siebie norm i wymagać ich respektowania przez innych. Łatwo bowiem przenieść wirusa afrykańskiego pomoru świń na kołach samochodu albo na niezmienionym obuwiu.

warmińsko-mazurskie

Marzena i Waldemar Markuszewscy z Różnowa w gminie Susz produkcją trzody chlewnej zajmują się dopiero od 4 lat, ale od samego początku stawiają na pełen profesjonalizm.

– Wcześniej nie byliśmy ukierunkowani na żadną produkcję, choć mieszkamy na wsi. Pracowałem zawodowo jako policjant i rozważałem różne możliwości po przejściu na dość wczesną przecież emeryturę. Nie wyobrażałem sobie, żeby nic nie robić. Posiadamy zaledwie 12 ha ziemi własnej i teraz jeszcze ponad 20 ha dzierżawimy. Doświadczenia znajomych w tuczu kontraktowym skłoniły nas do skontaktowania się z firmą Agri Plus i tak to się zaczęło – opowiada Waldemar Markuszewski.

Jak dodaje, zależało mu na umowie i gwarancji wieloletniej współpracy, gdyż w przeciwnym razie mógłby nie uzyskać kredytu na inwestycję, która kosztowała ponad 2 mln zł.

– Już kiedy ruszyliśmy z budową, wiedzieliśmy, że konieczne będzie także ogrodzenie obiektu i ciągłe jego doposażanie, ponieważ produkcja świń to nie tylko same chlewnie. Postawiliśmy dodatkowe pomieszczenie od razu przy wejściu od drogi, w którym należy pozostawić odzież oraz obuwie po jednej stronie ławeczki i założyć kombinezon oraz obuwie ochronne, przechodząc na drugą stronę. Dzięki temu możemy bezpiecznie poruszać po terenie fermy – wyjaśnia pan Waldemar.

Przy chlewni znajduje się kolejne pomieszczenie socjalne, w którym należy przebrać się w strój ochronny, jeśli chce się wejść do chlewni. Wydzielono tu także łazienkę, w której można wziąć prysznic, i wyposażono ją w pralkę. Wszelka odzież używana do pracy na terenie obiektu jest prana na miejscu, nic nie opuszcza fermy i nie jest wnoszone na jej teren. Wszędzie wyłożone są maty nasączone środkiem dezynfekcyjnym.

r e k l a m a

Skuteczne grodzenie

Zdobycie wszystkich pozwoleń i decyzji koniecznych do rozpoczęcia budowy zajęło gospodarzom 1,5 roku, choć chlewnie są oddalone od wsi i nie graniczą z żadnymi zabudowaniami. Można powiedzieć, że stoją w szczerym polu. Niestety, w okolicznych lasach nie brakuje dzików, choć jak twierdzi pan Waldemar, w ostatnim czasie myśliwi mocno zredukowali populację tych zwierząt.

– Tam, gdzie dziki wyrządzały największe szkody, ogrodziliśmy wspólnie z sąsiadem pola pastuchem. Podobnie zrobiłem wokół chlewni. To dodatkowe zabezpieczenie. Chore dziki znajdowano ponad 40 km od nas, więc dawna strefa czerwona, a obecna różowa, nas nie objęła. Jesteśmy ciągle w obszarze żółtym, według nowego nazewnictwa określanym jako niebieski. Mam nieodparte wrażenie, że rząd i służby czekają, aż afrykański pomór świń przejdzie przez populację dzików, zwierzęta te padną i dzięki temu kraj upora się z wirusem. Całą odpowiedzialność za ochronę stad przed chorobą przerzuca się na rolników. A nie tak powinno być. Walczyć trzeba z dzikami, bo ich pogłowie bardzo szybko się odrodzi. Zimy są ciepłe, na polach dużo kukurydzy, więc szybko się mnożą – twierdzi Waldemar Markuszewski.

Dzików w okolicy wydaje się mniej, gdyż rozwój sytuacji związanej z rozprzestrzenianiem się afrykańskiego pomoru świń na wschodzie Polski zmusił myśliwych do zwiększonego odstrzału, ale to ciągle jeszcze za mało. Województwo warmińsko-mazurskie nie jest wolne od nowych zachorowań dzików na ASF, więc producenci trzody chlewnej, którzy ponieśli duże nakłady na rozwój produkcji świń, tak jak Waldemar Markuszewski, nie mogą spać spokojnie.

Budowa chlewni rozpoczęła się w styczniu 2017 roku, a pierwsze wstawienie warchlaków odbyło się w czerwcu tego samego roku. Jako pierwsza powstała tuczarnia kurtynowa na tysiąc stanowisk.

– Kiedy budowaliśmy drugi budynek o takiej samej kubaturze i liczbie stanowisk, przestraszyłem się, że może jednak w naszym klimacie wentylacja kurtynowa się nie sprawdzi i świniom będzie za zimno. Tym bardziej że w pierwszym roku użytkowania mieliśmy mrozy poniżej –27°C. Skala na termometrze się skończyła. Nasza chlewnia kurtynowa była wówczas najdalej wysuniętą na północ naszego kraju. W tym regionie rozwiązanie to stosowano jedynie u bydła, a u świń raczej w cieplejszych regionach. Dlatego w drugiej chlewni na szybko zmieniliśmy wentylację na typową, mechaniczną, z wlotami powietrza w ścianach długich budynku i wentylatorami w kalenicy. Dziś wiem, że nie była to dobra decyzja, bo chlewnia kurtynowa lepiej się sprawdza w tuczu – twierdzi gospodarz.

Nie bać się kurtyn

Jak przekonuje pan Waldemar, tuczniki z chlewni kurtynowej szybciej osiągają masę ubojową, co potwierdzałoby, że uzyskany w niej mikroklimat im sprzyja. Gospodarz nigdy nie zauważył, aby temperatura zimą spadała poniżej wymaganej. Latem z kolei przy otwartych kurtynach powietrze przepływa swobodnie i w chlewni zawsze jest o kilka stopni mniej niż na zewnątrz, więc upału także się nie odczuwa. Natomiast oszczędności na energii elektrycznej są ogromne.

– Kiedy uruchomiliśmy chlewnię kurtynową, miesięczny rachunek za energię elektryczną wyniósł niewiele ponad 700 zł. Kiedy zaczęła działać druga chlewnia z automatyczną wentylacją mechaniczną, wzrósł do około 4 tys. zł. Ale nie tylko z tego powodu poleciłbym model wentylacji kurtynowej. Gdybym miał doradzać jakiemukolwiek rolnikowi, powiedziałbym, że jest ona także lepszym rozwiązaniem dla komfortu świń – wyjaśnia Waldemar Markuszewski.

W celu zmniejszenia kosztów energii elektrycznej w najbliższych tygodniach gospodarze zainstalują na jednym z budynków panele foto­woltaiczne, które zapewnią prąd na potrzeby fermy. Będzie to instalacja o mocy 30 kW. Przy wstawieniach warchlaków zimą budynek jest ogrzewany nagrzewnicami. Upadki w całym okresie tuczu z reguły nie przekraczają 2%. Tuczniki opuszczają chlewnię po upływie około 3,5 miesiąca od wstawienia. W każdym z budynków znajdują się po dwie komory w proporcji 2/3: 1/3, aby łatwiej było grupować zwierzęta przy sprzedaży do mniejszych pomieszczeń, a większe mogą być wówczas już czyszczone i myte. To ważne, gdyż gospodarz sam przeprowadza te wszystkie czynności – w myśl zasady: im mniej osób odwiedza fermę, tym bezpieczniej, i może lepiej rozplanować pracę i szybciej wstawić kolejną partię świń. W każdej chlewni wydzielono również jedną izolatkę dla sztuk chorych.

r e k l a m a

Procedury dla kierowców

– Pan Waldemar od samego początku stawiał wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o bioasekurację fermy, i nie musieliśmy go namawiać do spełniania wymogów. Ma wysoką świadomość, że to on odpowiada za zdrowie zwierząt, i dlatego rygorystycznie przestrzega wszystkich procedur. Jak sam twierdzi – czasami ponad miarę, ale dzięki temu wie, że zrobił wszystko, aby w tych trudnych czasach ochronić się przed wirusem ASF – mówi Kamil Kielak, dyrektor regionalny w Agri Plus.

Przy wjeździe na fermę znajduje się nie tylko niecka ze środkiem odkażającym, ale także brama dezynfekcyjna. Każdy samochód jest dokładnie myty i odkażany, po czym musi odczekać około 15 minut, aby środek zadziałał. Jak dodaje Kamil Kielak, same maty czy niecki dezynfekcyjne to za mało, żeby czuć się w pełni bezpiecznym. Wirusy mogą znajdować się nie tylko na kołach samochodów. Potrzebny jest także odpowiedni czas zadziałania preparatu odkażającego.

– Staramy się ograniczać transporty do minimum. Przyjeżdżają tylko samochody do przewozu zwierząt oraz dostarczające paszę. Musiałem nauczyć się wiele rzeczy robić sam, dokonywać drobnych napraw, wymieniać części w systemie zadawania paszy i ewentualnie tylko telefonicznie konsultować się z serwisantami, bo każdy człowiek z zewnątrz to zagrożenie dla trzody chlewnej – uważa gospodarz. – Wirus ASF może się dostać do stada, jeśli procedury, które stworzyłem, zostaną świadomie lub nieświadomie zlekceważone. Dlatego muszę pilnować każdego drobnego szczegółu produkcji i każdej osoby, która musi wejść do gospodarstwa, i aż do znudzenia powtarzać, co należy zrobić. Wiadomo, że wszystkim się spieszy i na początku trudno było niektórych przekonać, że za każdym razem muszą wykonać dokładnie te same czynności, ale już teraz wszyscy kierowcy się do tego stosują.

Największe zaufanie do siebie

Wszyscy kierowcy są ściśle zobowiązani do przestrzegania ustalonych zasad, a mianowicie muszą się przebrać w budynku socjalnym przy bramie w jednorazową odzież dostępną na fermie oraz zdezynfekowane obuwie, które zapewniają właściciele. Zdają je dopiero po zakończeniu czynności po wyjeździe za bramę. Na teren fermy nie wjeżdża żaden sprzęt rolniczy, który pracuje na polach i który stanowi największe zagrożenie, ponieważ tam jest ryzyko kontaktu ze szczątkami padłych zakażonych dzików. Gotową paszę dostarcza firma Agri Plus. Gospodarze sami zajmują się obsługą zwierząt. Jedna osoba, która posiada własną odzież zamienną i obuwie, przychodzi jedynie do pomocy przy załadunku tuczników.

Zarówno w oknach, jak i wlotach powietrza zamontowano siatki chroniące przed przedostaniem się ptaków. Wentylatory odprowadzające powietrze także są fabrycznie zabezpieczone, aby nic nie dostało się do środka chlewni. Dookoła budynków w wyznaczonych miejscach rozmieszczone są stacje deratyzacyjne z trutką na gryzonie, sprawdzane i uzupełniane co dwa tygodnie.

Poza ogrodzeniem wystawiany jest także zamykany pojemnik na padłe sztuki, więc firma utylizacyjna odbiera je bez wjazdu na teren fermy. W planach jest jeszcze postawienie kolejnego płotu w ramach już istniejącej fermy, aby powstała dodatkowa droga wewnętrzna w tzw. strefie brudnej, po której będą poruszały się samochody. Dojadą jednak jedynie do ogrodzenia, do którego doprowadzone zostaną otwory do załadunku paszy do silosów oraz ruchoma rampa do załadunku zwierząt. Strefa czysta będzie przeznaczona wyłącznie dla gospodarzy.

– W moim przypadku spełnienie najnowszych wymogów bioasekuracji nie jest trudne, gdyż ferma powstała od podstaw. Mam duży plac, na którym mogę wydzielić poszczególne strefy – brudną i czystą. Wokół nie ma zabudowań, mieszkamy kilkaset metrów dalej, ale dla rolników, którzy gospodarują tradycyjnie, często mają budynki mieszkalne połączone z inwentarskimi, a poza tym muszą wjeżdżać sprzętem rolniczym, ciąg­nikami na teren gospodarstwa, to będzie duże wyzwanie. Obawiam się, że czasami nie do spełnienia – mówi Waldemar Markuszewski.

Zwierzęta otrzymują podczas całego tuczu, który trwa do 125–128 kg masy ciała, cztery rodzaje pasz granulowanych. Są zadawane paszociągiem spiralnym do automatów skrzynkowych. Świnie utrzymywane są na rusztach, a gnojowica trafia na pola gospodarzy oraz okolicznych rolników, natomiast jej nadmiar wywożony jest do biogazowni. Pod budynkami znajduje się zbiornik o głębokości 2 m i wymiarach 65,5 m × 15,5 m. Wystarcza na przechowywanie gnojowicy przez 10–11 miesięcy.

– Dzięki temu, że mam zagwarantowaną stabilizację w umowie kontraktowej, mogę się skupić na obsłudze stada i dopilnowaniu produkcji. Nie muszę martwić się o sprzedaż tuczników i cenę. Pozwala mi to na drobne inwestycje oraz spłatę rat zaciągniętego kredytu – wyjaśnia gospodarz.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a