Oprócz stwierdzonych pod koniec czerwca trzech ognisk afrykańskiego pomoru świń w województwie łódzkim i jednego w wielkopolskim potwierdzono dwa kolejne: w Lubelskiem oraz Podkarpackiem. Zakażenia w Łódzkiem i Wielkopolsce spowodowane były zakupem chorych świń z jednego ze stad, gdyż w tamtym regionie nie ma zachorowań na ASF u dzików. Te na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu dotyczyły niewielkich stad z 12 oraz 39 świniami.
Ogniska w chlewniach pojawiły się wraz z nastaniem miesięcy letnich, pomimo że mamy w kraju dużo mniej stad trzody chlewnej niż kilka lat temu, a ponadto małe chlewnie w dużej mierze już zostały zamknięte, więc sytuacja z rozprzestrzenianiem się wirusa ASF chyba wcale nie jest pod kontrolą. Zdaniem Krzysztofa Jażdżewskiego, zastępcy głównego lekarza weterynarii, należy się spodziewać, że od teraz ogniska mogą pojawiać się nawet w każdym tygodniu.
r e k l a m a
Dlaczego rolnicy trafiają do stref?
Jak wyjaśnia dr Krzysztof Jażdżewski, przy tworzeniu stref ASF po wystąpieniu ogniska w stadzie świń Komisja Europejska bierze pod uwagę wiele czynników, dlatego czasami obszary bez stwierdzonych zachorowań są do nich włączane. Zależy to od aspektów geograficznych oraz istniejących naturalnych lub sztucznych barier, obecności i rozmieszczenia dzików (nie tylko zachorowań na ASF). Często brane są pod uwagę wcześniejsze doświadczenia dotyczące szerzenia się choroby. Ważne są też możliwości wdrożenia środków kontrolnych oraz to, jakiego typu fermy znajdują się na danym terenie (komercyjne, małe gospodarstwa, stada wolnowybiegowe), a nawet jakie są prowadzone praktyki łowieckie.
– Przy znoszeniu stref analizowana jest natomiast sytuacja w promieniu co najmniej kilkunastu kilometrów od ostatnich ognisk. Minimum 12 miesięcy nie może być ogniska u dzików, a ponadto obszar I i II nie mogą być znoszone w tzw. gorącym okresie, czyli od grudnia do lutego oraz od czerwca do sierpnia. Przy podejmowaniu decyzji o znoszeniu obszaru I bierze się pod uwagę analizę ryzyka epidemiologicznego z szeroko pojętego obszaru kraju i zagranicy. Natomiast wnioskowanie o zniesienie najbardziej restrykcyjnego obszaru III może nastąpić nie po 12, ale po 3 miesiącach, jeśli między innymi we wszystkich małych gospodarstwach niespełniających wymogów bioasekuracyjnych nie są utrzymywane świnie i oczywiście jeśli ognisko, które wcześniej wystąpiło, było incydentalne. Tu też brana jest pod uwagę ocena ogólnej sytuacji epidemicznej i panowanie nad chorobą – tłumaczył dr Krzysztof Jażdżewski.
(Nie)efektywne zwalczanie u dzików
W większości regionów kraju obserwowany jest spadek zachorowań u dzików w porównaniu z latami ubiegłymi. Jednak po dwóch latach względnego spokoju w województwie podlaskim, gdzie po wybuchu epidemii ASF intensywnie walczono z chorobą u dzików, ich populacja znowu się zwiększa, co grozi ponownym rozprzestrzenianiem się wirusa u tych zwierząt. Jak widać, nie można zaprzestawać redukcji liczebności dzików.
Dziki odgrywają kluczową rolę jako rezerwuar wirusa ASF. W opinii prof. Zygmunta Pejsaka z Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Weterynaryjnej w Krakowie, na wschodzie Polski możemy mieć już do czynienia z endemiczną formą choroby, czyli coraz większą liczbą ozdrowieńców. Choć, jak twierdzi prof. Grzegorz Woźniakowski z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, który specjalizuje się w wirusologii weterynaryjnej, ozdrowieńcy stanowią jedynie 1,2% dzików w Polsce. Przyznaje on jednak, że w celu ograniczenia szerzenia się ASF roczny plan powinien zakładać ograniczenie ich populacji przynajmniej o 67%.
– Pierwsze ognisko ASF u dzika wykrywamy na nowym obszarze zazwyczaj przypadkowo po 3–6 miesiącach krążenia wirusa w środowisku. Powodem tego jest niedostateczny monitoring bierny, czyli poszukiwanie padłych sztuk. Niejednokrotnie jest on podejmowany dopiero po ujawnieniu pierwszego zachorowania. Monitoring bierny jest nawet kilkaset razy efektywniejszy w poszukiwaniu zainfekowanych dzików, a tymczasem w 2020 roku na odstrzał 150 tys. dzików wydano 72 mln zł, a na monitoring bierny 1,5 mln zł – twierdzi prof. Zygmunt Pejsak.
Nawet pomimo prowadzonych poszukiwań znajdujemy najczęściej tylko 10–20% padłych dzików, więc poszukiwania te muszą być prowadzone na dużo większą skalę. Jak wyjaśnia profesor, w regionie dotkniętym chorobą u 70–80% padłych dzików stwierdzany jest ASF, a liczba znalezionych padłych dzików wyraźnie zaczyna spadać po 18–24 miesiącach od początku epizootii ASF na danym obszarze.
r e k l a m a
Nie ochroniliśmy stad
W Polsce po odnotowaniu zaledwie 9 pierwszych ognisk choroby u dzików wystąpiło ognisko w stadzie świń. W Belgii odnotowano 835 zachorowań u dzików i ani jednego ogniska u świń. Podobnie w Czechach, gdzie było 221 przypadków u dzików, a w Niemczech jest 1250 ognisk u dzików i żadnego chorego stada świń. Świadczyć to może o tym, że w naszym kraju nie uruchomiono odpowiednich środków i narzędzi, ponieważ nie doceniano konsekwencji gospodarczych i społecznych związanych z szerzeniem się ASF.
– Przez wiele miesięcy uważano, że zwalczanie ASF to tylko rola Inspekcji Weterynaryjnej, a opanowanie tak złożonego problemu powinno być prowadzone na poziomie centralnym, zgodnie z zasadami reagowania kryzysowego. Należało zaangażować wszystkie służby, tak jak to ma miejsce w innych krajach, gdzie najczęściej działaniami zarządza właściwy minister rolnictwa – mówi prof. Zygmunt Pejsak.
Im większy obszar kraju będzie zakażony wirusem, tym trudniejsze będzie jego zwalczanie i wyższe będą koszty.