dolnośląskie
W Brzeziej Łące z głównej drogi skręć w wąziutką ulicę Akacjową. Po lewej – krzaczasty żywopłot, po prawej – biały drewniany płotek, który na pewno przykuje uwagę, bo spomiędzy białych sztachetek będzie wyzierał fiolet i błękit lawendy. A potem będzie go już tylko więcej i więcej. To „Magia Lawendy”, nad którą czuwa i którą roztacza nad okolicą Małgorzata Masternak.
Kiedy mnie wita, myślę: „istna lawendowa panienka”. Drobna figura, długie blond włosy, fioletowa, jak na właścicielkę lawendowej plantacji przystało, sukienka. W uszach – kolczyki z drobnych koralików w stylu boho w kolorach... lawendy – a jakże! Małgorzata zamówiła je u mieszkającej niedaleko Jadwigi Hutnik, która tworzy biżuterię. O jej małej manufakturze Angel Bright pisaliśmy pół roku temu.
W domu unosi się zapach lawendy – świeży, kamforowy, orzeźwiający, a jedno-
cześnie uspokajający. Na ścianach, półkach, stołach niebieści się i fioleci. Nawet żyrandol malowany jest w lawendę. Spowite w lawendowy aromat wychodzimy na taras. A tam już istna lawendowa orgia. Hydrolaty, syropy, herbatki, bukieciki, poduszki, przytulanki, wieńce... A przed tarasem – tonący w słońcu lawendowy ocean. Siadamy do rozmowy, do której Małgorzata podaje lawendową lemoniadę i kruche ciasteczka z kwiatami lawendy.
r e k l a m a
Nie tylko na mole
– Wiele osób nie jest jeszcze świadomych, jak szeroki wachlarz zastosowań ma lawenda. Kiedy wystawiamy się na jarmarkach, starsze panie podchodzą do naszego stoiska i mówią: „Ale jak to? Syrop lawendowy? Lemoniada lawendowa? Jak to możliwe? Przecież lawenda to na mole!”. A to nieprawda. Jest przecież przecudowna lawenda kulinarna, słodziutka, przepyszna. Niektóre odmiany mają po prostu typowo kulinarne przeznaczenie. Inne natomiast nie nadają się do spożycia, ponieważ mają intensywny zapach kamforowy, nadający się, na przykład, do woreczków zapachowych – opowiada Małgorzata.
Z kulinarnej lawendy robią syropy, lemoniady, herbatkę. Dodają ją do ciasteczek i musu z własnych malin i jeżyn. Lawendę zalewają też miodem od zaprzyjaźnionego pszczelarza.
– Sąsiad mówi, że jego pszczoły na pewno latają do nas, więc w tym jego miodzie już jest odrobina naszej lawendy. Ale to nasze poletko nie wystarczy z pewnością na robienie miodu lawendowego. Jeśli ktoś w Polsce powie pani, że ma miód lawendowy, to nie jest prawda. Nie mamy w kraju takich upraw. Do tego potrzebne są hektary, dziesiątki hektarów – wyjaśnia Małgorzata i chwali miododajną roślinę, która przyciąga do jej poletka tysiące pszczół i trzmieli oraz chmary motyli.
Kiedy popijamy lemoniadę i przegryzamy ją kruchym ciasteczkiem, owady organizują nam za plecami koncert.
Syrop, mus
i lawendowy konik
Małgorzata przeprowadziła się do Brzeziej Łąki z niedalekiego Zakrzowa. W 2000 roku wybudowali dom na kilkudziesięcioarowej działce. Posadzili przed domem bez szczególnej miłości pomiędzy innymi roślinami kilka krzaczków lawendy. Ot, ogródek miał mieć jeszcze jeden kolor. Małgorzata pojechała, co prawda, po nie do jakiejś szkółki, ale nic nie zapowiadało późniejszego szaleństwa. W 2014 roku odwiedziła z mężem Festiwal Lawendy w Uniejowie. I wtedy dała się porwać lawendzie bez reszty.
Wrócili, powiększyli najpierw lawendowy ogródek przed domem, a potem zaczęli zabierać pod lawendę coraz więcej z zadomowej działki. Dziś łącznie z polem mają około 30 arów obsadzonych lawendą. A krzaków – ponad 2 tysiące.
– Nawoziliśmy ziemię, ponieważ nasza była trochę za kwaśna. A potem zakochaliśmy się w olbrzymich lawandynach i zrobiliśmy kolejne nasadzenia na polu, które jest w innym miejscu wsi. Lawandyna to taka odmiana kamforowa, nadająca się na destylację czy woreczki. A tu przed domem mamy głównie kulinarną, czyli Hidcote. To ona daje w uprawach te przepiękne fioletowe dywany – opowiada Małgorzata i pokazuje z dumą swój.
Hidcote ląduje głównie w syropie, który Małgorzata uznaje za firmowy hit. Kiedy w 2015 roku ruszyła u Masternaków uprawa na większą skalę, z pierwszego plonu Małgorzata zrobiła właśnie syrop. Całkiem niedawno skończyła szkołę florystyczną i miała nadzieję, że będzie robić wianki, woreczki i bukiety. Ale ludzie chcą lawendę przede wszystkim konsumować, więc, jak mówi, przyszło jej „stać przy garach całe lato”.
– Pierwszych kilka syropów zepsułam, ale szybko udało się zrobić na tyle dobry, że otrzymał pierwsze miejsce jako Przysmak Regionalny na Jarmarku Produktu Lokalnego w Oleśnicy. Mam swoją recepturę. Warzymy kwiaty cały dzień i noc. Doprowadzamy wszystko do wrzenia, wyłączamy, wszystko trochę stygnie, znów włączamy. I tak ileś razy w ciągu dnia. W nocy zostawiamy do naciągnięcia. A jaki jest przy tym bajzel! Ale mamy tyle radości – mówi lawendowa ogrodniczka.
Z lawendy powstaje mus malinowo-jeżynowy z nutą lawendy. Urząd gminy zamawia u Małgorzaty ciasteczka z lawendą na upominki na Dzień Dziecka, a syropy na prezenty dla ważnych osobistości. „Magia Lawendy” produkuje też wypełnione lawendą poduszki i zabawki dla dzieci z lawendowym wkładem. Taki pachnący konik morski świetnie sprawdza się jako wspierająca sen maskotka. Ale lawenda może „nie schodzić z oczu” nawet podczas snu. Bo Małgorzata produkuje maseczki na oczy wypełnione suszem z lawendy. Znajdziecie w jej sklepie też haftowane w lawendowe motywy ręczniczki, lawendową sól do kąpieli i lawendowe fusetki. Co to? Fusetka, zwana inaczej lawendowym wrzecionem, jest dekoracyjną plecionką ze wstążeczki, w której ukryty jest bukiet lawendy. Fusetka nadaje się i do włożenia do szafy, i do postawienia w wazonie czy po prostu położenia na półce.
r e k l a m a
Fiolet dla ciała i duszy
Mąż Małgorzaty, Marek,
postawił na destylację. W „Magii Lawendy” powstają więc hydrolaty, z których potem Masternakowie robią odżywczą wodę lawendową i olejki. Te preparaty świetnie służą skórze – podrażnionej, spieczonej po opalaniu, pogryzionej przez komary, które potrafią też skutecznie odstraszać. Ale hydrolaty służą i duszy. Spryskanie wodą czy olejkiem poduszki niejednemu ułatwi zasypianie. Z lawendą z „Magii Lawendy” sąsiadka Małgorzaty robi mydło z koziego mleka.
Lawenda świetnie sprawdza się też w nalewkach.
Są rześkie, raczej wytrawne, przypominają w smaku legendarne ziołowe nalewki robione przez zakonników. Małgorzata opracowała recepturę z imbirem i cytryną, ale robi też nalewkę z dodatkiem jeżyn, która zyskuje piękny koniakowy kolor. Tę nalewkę zamyka w butelce „ubranej” w gustowny fioletowy fartuszek. Mniejsze pojemności lądują w butelkach o finezyjnym, przypominającym osiemnastowieczne perfumowe flakony, kształcie. Nalewki Masternakowie robią dla siebie i rodziny, czasem podarowują je w prezencie.
Fotografuj się w lawendzie
Z lawendy nie da się utrzymać, Małgorzata dorabia jako florystka, Marek pracuje na etacie. Lawendę zbiera się raptem trzy tygodnie, potem trochę czasu zajmuje jej przerobienie. Ale można na fioletowych kwiatach dorobić, zwłaszcza jeśli ma się, jak Małgorzata, zarejestrowany rolniczy handel detaliczny. Syrop z lawendy kupicie u Małgorzaty za 18 zł, wodę lawendową (hydrolat) za 19 zł, woreczek z motywem lawendy – za 11 zł, a bukiecik w jucie – za 24 zł. Kiedy kwitnie,
Małgorzata w gospodarstwie organizuje sesje zdjęciowe. To drobny, ale zawsze zastrzyk finansowy w sezonie. Jej profil na Face-
booku jest więc o tej porze pełen zdjęć przyszłych mam, młodych par oraz całych rodzin w lawendzie. Ale do zagrody można wjechać niemal o każdej porze. Małgorzata przyjmuje gości umówionych i takich „z drogi”. Jadą, czytają szyld i chcą poupajać się lawendowym dywanem albo dowiedzieć się, jak rozpocząć uprawę. I między innymi dlatego Masternakom nie udało się jeszcze zobaczyć ojczystego kraju lawendy.
– Nie, nie byłam jeszcze we Francji. Może to wstyd? Wszyscy mówią: „O, Prowansja, Prowansja, tam tak pięknie!”. Ale przecież kiedy tam kwitnie, to i u nas kwitnie! I nie mogę tego zostawić! – mówi trochę z żalem Małgorzata.