lubelskie
Trzeba jednak zaznaczyć, że hodowla bydła i produkcja mleka na fermie w Kotorowie odbywa się w sposób zupełnie odmienny od powszechnie panujących w podobnych ośrodkach. Przede wszystkim całe mleczne pogłowie jest tutaj pastwiskowane, a gospodarstwo jest jednym z największych w województwie lubelskim, a prawdopodobnie i w Polsce, które wypasa krowy.
– Praktycznie cały system utrzymania, żywienia i zarządzania mlecznym stadem podyktowany jest minimalizacją kosztów produkcji – wyjaśnia Piotr Kozyra.
r e k l a m a
Wiaty ze ściółką
Kiedy w czerwcu br. odwiedziliśmy fermę w Kotorowie, utrzymywanych było w niej 280 krów dojnych i podobna pod względem liczebności grupa młodzieży.
Całe pogłowie bydła zajmuje półotwarte wiaty z głęboką ściółką. Przy stołach paszowych (zlokalizowanych na zewnątrz) obornik usuwany jest codziennie. W części legowiskowej, w okresie letnim obornik usuwany jest co 3–4 miesiące, natomiast zimą zdecydowanie rzadziej, dzięki czemu krowy dogrzewają się ciepłem fermentującego obornika. Do ścielenia dużych wiat służy ścielarka.
– Polecam tę maszynę wszystkim hodowcom utrzymującym bydło na ściółce – mówi dyrektor Kozyra. – Kiedy nie mieliśmy ścielarki zużywaliśmy około 13 tysięcy bel słomy. Dziś jest to tylko około 4 tys. bel. Jak widać, oszczędności słomy są ogromne. Ponadto ścielimy sieczką, dzięki czemu łatwiej jest wywozić obornik oraz szybciej się on „przepala”.
Jak sprawdzają się wiaty w codziennym utrzymaniu i obsłudze?
– Wiaty z głęboką ściółką to przede wszystkim stosunkowo mały koszt ich budowy – wyjaśniał dyrektor – jednakże największym dla nas mankamentem jest brak możliwości wprowadzenia zrobotyzowanego doju. Wiaty są bardzo przewiewne, tak więc lato praktycznie nam nie dokucza. Również zimą nie mamy najmniejszych problemów, bo krowy nie boją się zimna i nawet przy mrozach 30°C bezproblemowo się cielą. Natura sama broni się przed aurą, dlatego urodzone zimą oseski mają długą i gęstą okrywę włosową.
Stado dojone jest w dojarni znajdującej się w odrębnym od obór budynku i wyposażonej w halę udojową bok w bok 2x15 stanowisk. Krowy muszą być więc dwa razy dziennie przeganianie z wiat do obszernej poczekalni. Zimą, ochronę instalacji udojowej przed zamarznięciem np. w nocy stanowią specjalne, spuszczane kurtyny oraz promienniki ciepła.
Nie ilość, a jakość i… ekonomia
Na fermie utrzymywane są wyłącznie hf-y w czystej rasie, których średnia wydajność od sztuki przekracza 8000 kg. I zapewne wielu naszych Czytelników stwierdzi, że jak na tak dużą fermę to mało imponujący wynik. To prawda, jednak stosowany tutaj system utrzymania i żywienia zbliżony jak najbardziej do naturalnego przynosi zwierzętom same korzyści, a hodowcom przyzwoitą rentowność. Jak poinformował nas dyrektor Kozyra, przy takim systemie chowu krów, rentowność produkcji mleka wynosi ok. 10%.
– Inne realia panują w gospodarstwie indywidualnym, inne na naszej fermie, gdzie ok. 30% kosztów ogólnych stanowią koszty płac zatrudnionych w gospodarstwie 17 pracowników.
Staramy się jak najbardziej ograniczać koszty, ale – niestety – nie zawsze się to udaje, chociażby po ostatnich podwyżkach cen
pasz.
r e k l a m a
Rozród głównie naturalny
Ferma w Kotorowie chociażby z powodu pastwiskowania postawiła na rozród naturalny.
Byczki do rozrodu kupowane są od wysoko wycenionych matek i ojców. Dość powiedzieć, że młode buhajki nabywane są w jednej z najlepszych pod względem wydajności obór w Polsce należącej do Leszka Dusznika z Wierzby, o którym pisaliśmy już na łamach naszego tygodnika. Pan Leszek z kolei kupuje w Kotorowie cielne jałówki. Młode buhajki odchowywane są na fermie, po czym przechodzą całą procedurę uznania go jako rozpłodnika.
Nie zawsze jest tak, że w kwestii rozrodu natura zrobi wszystko należycie, dlatego dysponujemy też własnym kontenerem z nasieniem i sztuki, które wymagają synchronizacji hormonalnej są inseminowane – wyjaśnia Piotr Kozyra.
Jeden buhaj przypada na 60 jałówek lub krów i z rozrodu wycofywany po 2–2,5 roku krycia.
Z urodzonymi na fermie byczkami nie ma najmniejszego problemu, bowiem chętnych do ich zakupu na opas nie brakuje. Wszystkie jałówki pozostawiane są na remont stada, a nadwyżki sprzedawane.
Jak już wspomniałam, całe stado od kwietnia do października korzysta z dobrodziejstw pastwisk, których wokół gospodarstwa jest aż 220 ha.
– Pastwiskowanie zdecydowanie obniża koszty i dzięki temu możemy utrzymać je w ryzach – podkreśla dyrektor Kozyra. – Jedynym utrudnieniem z niego wynikającym jest trudność w odpowiednim zbilansowaniu dawki pokarmowej. Poza zielonką z łąk nasze stado laktacyjne otrzymuje TMR zbilansowany na produkcję 20–30 litrów mleka od krowy. Wiadomo, że sztuki świeżo wycielone nie są u nas szybko rozdajane. Proces ten trwa nieco dłużej, ale nie mamy innej możliwości. Podzielenie stada laktacyjnego na grupy wymuszałoby konieczność inwestycji w kolejne budynki, co oznaczałoby poniesienie kolejnych kosztów. Przy obecnym systemie ogromna rola przypada lekarzowi weterynarii, który nasze krowy bada na cielność 3–4 razy, szczególną uwagę przykładamy do terminowego zasuszania, a obserwacja zwierząt kończących laktację to specjalne zadanie dla dojarzy.
Pasze treściwe wchodzące w skład TMR-u wykonywane są w gospodarstwie, na bazie własnych zbóż i zakupywanych komponentów.
– Kupujemy wszystkie komponenty i niestety ustawa o zamówieniach publicznych bardzo utrudnia nam dokładne bilansowanie dawek, bowiem przetargi wygrywają różne firmy, a przecież hf zmian w żywieniu nie lubi – dodaje Piotr Kozyra.