Choć do żniw trochę czasu, to na polskiej prowincji już pojawiają się politycy i to najwyższego szczebla. Jarosław Kaczyński, prezes PiS, odwiedził Mławę i Rypin, premier Mateusz Morawiecki pojawił się w Marianowie Brodowskim w gm. Środa Wielkopolska. Odwiedził tam „typowe polskie”, bo ponad 1000-hektarowe gospodarstwo. A w czasie swojego wystąpienia poruszył też temat Rolniczego Handlu Detalicznego. Mamy nadzieję, że owe gospodarstwo, stanie się wnet wzorowym przykładem RHD. Tradycyjnie: w czasie swojej wizyty premier Morawiecki nie dostrzegł rolników z AgroUnii, którzy chcieli z nim porozmawiać! Jednak w swoich wystąpieniach zarówno prezes Jarosław Kaczyński, jak i premier Mateusz Morawiecki zapowiedzieli zmiany cywilizacyjne na polskiej prowincji.
r e k l a m a
Polska wieś
minione 30 lat może podzielić na dwa etapy, a granica między nimi przypadła w 2004 r. Przed wejściem do UE była pozostawiona sama sobie. Zgodnie z zasadą Leszka Balcerowicza, mityczny wolny rynek miał zweryfikować, jakie gospodarstwa mają rację bytu, a które jej nie mają. Po 2004 roku na wsi i w rolnictwie pojawiły się pieniądze z dopłat i Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, które przyczyniły się do pierwszej zmiany, która głównie polegała na wymianie sprzętu na nowy. Stare Ursusy zastąpiły nowe maszyny i technologie, w mniejszych gospodarstwach dopłaty i renty strukturalne pozwoliły wyrwać się z nędzy. Remontowano drogi, uzupełniano brakującą infrastrukturę. To działo się jednak jakby mimo woli rządzących. Wówczas w rządzie rodziły się pomysły ustawy o metropoliach tworzonej dla wielkich miast. To one miały zapewnić elektorat podczas wyborów dzięki zwiększeniu nakładów na ich rozwój. Siłę wiejskiego elektoratu dostrzegła dopiero Zjednoczona Prawica, która dzięki niemu wygrała dwukrotnie wybory do parlamentu i prezydenckie. Upojona tymi sukcesami zapomniała dzięki komu w tych wyborach zwyciężała i pojawiła się „Piątka dla zwierząt”. Zjednoczona Prawica musi bardzo nadszarpnięte zaufanie wsi i małych miast odzyskać.
Jarosław Kaczyński
niedawno przyznał w jednym z wywiadów, że przeczytał „Ludową historię Polski” i książka ta wywarła na nim spore wrażenie. Opowiada ona o tym jak elity (najpierw szlachta, później kapitaliści, a w końcu władza ludowa) wykorzystywały lud i czerpały korzyści z jego ciężkiej i niewdzięcznej pracy. Tłumaczy skąd w elitach wzięło się poczucie wyższości nad ludem. W naszych czasach przybiera to postać pogardy i lekceważenia. Kilkanaście lat temu ta pogarda przyjmowała postać nienawiści do Andrzeja Leppera. Dziś przejawia się np. niechęcią do muzyki disco polo i do lidera AgroUnii Michała Kołodziejczaka. Pamiętamy, że gdy J. Kaczyński ogłaszał programy Krowa+ i Świnia+, jeden ze strajkujących wówczas nauczycieli z Poznania przebrał się w strój krowy i chodząc na czworaka muczał, a chór nauczycieli z tej szkoły śpiewał „świnia z krową więcej warte”. Hejt spadł na Bogu ducha winnych rolników. Nikt nie zastanowił się na czym polegać będą wymagania przy wsparciu dla dobrostanu zwierząt, choć jest to jeden z ważniejszych postulatów organizacji obrońców zwierząt, którzy wywodzą się z miast. Miastowi chętnie przeprowadzają się na wieś i na podmiejskie osiedla lub kupują tam domy, aby mieć gdzie zamieszkać podczas wakacji. Choć przeszkadzają im związane z wsią aromaty oraz kurz podczas prac polowych. Pandemia pokazała także, że miasto może zamienić się w pułapkę, a nawet więzienie.
Czy polska wieś zasługuje na obiecaną cywilizacyjną zmianę? Naszym zdaniem tak! Choćby też dla dobra samych miast. Jeśli realnie uczynimy życie na wsi lżejszym, to przynajmniej częściowo zatrzymamy odpływ ludzi do miast i pustoszenie prowincji. Więcej ludzi w miastach, to więcej samochodów, korków, nagromadzenia zanieczyszczeń, ścieków, śmieci i problemów z przedszkolami oraz żłobkami. Niech miastowi to wreszcie zrozumieją.
r e k l a m a
Bardzo realny
jest czarny scenariusz dla polskiego mleczarstwa, w którym dominuje wyraźnie spółdzielczość. Nie jest żadną rewelacją, że koszty przetwórstwa mleka rosną dosłownie z miesiąca na miesiąc. Dotyczy to też gospodarstw nastawionych na produkcję mleka. O tych faktach pisaliśmy wielokrotnie i nadal będziemy pisać. Jeżeli sytuacja się nie zmieni, to czeka nas mleczny krach. A zmiana może nastąpić tylko wtedy, gdy wielkie sieci handlowe przestaną zaniżać ceny zbytu i zrezygnują z niegodnych kupca praktyk. A to zależy wyłącznie od woli rządzących. Przypominamy po raz kolejny, że w państwach starej Unii handel wielkosieciowy ma bardziej cywilizowane oblicze, a mimo tego rolnicy mocno protestują przeciw jego praktykom. Zaś protest tysiąca ciągników przed magazynami wielkich sieci to normalne zjawisko. Ale powróćmy do polskich realiów. Podstawowym pytaniem jest to: kto padnie prędzej – polski rolnik czy też polski przetwórca? Naszym zdaniem będzie to przetwórca! Do 2025 roku ten scenariusz może się sprawdzić i będzie pozamiatane. Oczywiście część zakładów pozostanie. Ale na pewno nie zaspokoją one w pełni popytu na krajowym rynku i konieczny będzie import na dużą skalę! Oczywiście potęgi europejskie w dziedzinie produkcji mleka skwapliwie to wykorzystają. I będzie jak z trzodą! Wprawdzie wielu krowiarzy na internetowych forach twierdzi, że gdy produkcja mleka się zmniejszy, to ceny skupu będą opłacalne. A dlaczego niby mają być opłacalne? Czy w tej grze chodzi o to, aby polski rolnik miał opłacalne ceny? Oczywiste jest też, że krach przetwórstwa sprawi, że padną tysiące mlecznych gospodarstw. Z tego faktu będą bardzo zadowoleni nasi konkurenci oraz radykalni ekolodzy. Zaś europosłanka Sylwia S. będzie chwaliła nasz rząd, ten albo kolejny – z przeciwnej opcji politycznej!