Mazowieckie
– Brak możliwości rozwoju, ale także trudy związane z codzienną obsługą zwierząt wynikającą z niemożności zmechanizowania prac zmobilizowały nas do inwestycji w oborę. A że uwięziową? W trakcie jej budowy obowiązywały jeszcze kwoty mleczne i wysokie kary od nad produkcji mleka. Myśląc o jej zwiększeniu dokupiliśmy wówczas ponad 100 tysięcy litrów kwoty mlecznej. Takie były realia i mając je na względzie zdecydowaliśmy się na taki, a nie inny obiekt – wyjaśniał Paweł Bartołd dodając, iż gdyby dziś przyszło inwestować w oborę, z całą pewnością krowy korzystałyby w niej ze swobody ruchu.
Tak więc prawie 8 lat temu hodowcy zainwestowali w uwięziową oborę, która jest przejazdowym budynkiem o wymiarach 24x17,5 m. Jego centralne miejsce zajmuje stół paszowy (o szerokości 5 m), po obu stronach którego przylega po 25 stanowisk przeznaczonych dla 50 krów dojnych. I taka też jest obecnie produkcyjna obsada w gospodarstwie. Ciekawostką jest fakt, że gospodarz zastosował w oborze dwa różne systemu utrzymania krów. Po jednej stronie stanowiska wyłożone są materacami i zakończone rusztami, po drugiej stanowiska ścielone są słomą, a obornik jest wypychany.
– Gleby, które uprawiamy są bardzo słabe, należą bowiem do V i VI klasy bonitacyjnej. Nie chcieliśmy się więc całkowicie pozbywać jakże cennego dla nas obornika. Z drugiej zaś strony wiedzieliśmy, że ściołowe legowiska oznaczają dużą pracochłonność, którą po latach pracy w starej oborze chcieliśmy maksymalnie zmniejszyć – tłumaczył gospodarz. – Dlatego – można rzec – że dwa systemy utrzymania to swego rodzaju kompromis. Porównując je, jednoznacznie maty i ruszta to nie tylko mniej pracy, ale również mniejsza liczba przypadków zapaleń wymienia u krów na nich.
Obiekt wyposażony jest w dojarkę przewodową, a dój odbywa się na 8 aparatów udojowych. Po roku użytkowania obory gospodarze zainwestowali w wóz paszowy marki DafAgro o pojemności 12 m3. Sporządzana w nim dawka zbilansowana jest na produkcję 24 litrów mleka od krowy dziennie. W gospodarstwie stosowany jest coraz popularniejszy system sporządzania mieszanek treściwych, które usługowo wykonują mobilne mieszalnie. Paweł Bartołd dysponuje własnym ziarnem zbóż, do których dokupuje śrutę sojową, rzepakową, kukurydzę i wysłodki.
Przez lata stado objęte było oceną użytkowości mlecznej, z której hodowca jednak zrezygnował, a rezygnację argumentuje stale rosnącymi kosztami oraz obowiązkiem asystowania przy próbnych udojach.
– Prowadzimy typowo produkcyjną oborę, jałówek nie sprzedajemy, dlatego – przynajmniej na razie – pozostanie tak jak jest – mówi pan Paweł, który szacuje, iż obecnie średnia wydajność kształtuje się na poziomie ok. 9000 kg mleka od sztuki.
– Niestety trwające upały wpływają nie tylko na obniżenie produkcji mleka, ale również na rozród stada, co bardzo nas martwi – dodaje.
Stado w większości stanowią sztuki hf. Jest też kilka mieszańców z mlecznym simentalem i rasą montbeliarde.
– Wybierając buhaje do rozrodu naszym priorytetem jest zdrowie i związana z nim długowieczność zwierząt. Nie zależy nam na "podkręcaniu"wydajności, bowiem uważam, iż najważniejsze jest minimalizowanie brakowania stada. Zależy nam na zdrowych i dobrze zacielających się krowach. Odchów od cielęcia do krowy mlecznej dużo kosztuje i kiedy mam doić sztukę 1–2 laktacje, to koszty odchowu nigdy się nie zwrócą – stwierdza Paweł Bartołd, który przyznaje, że największy odsetek krów brakowanych jest z powodu jałowości.
Od ponad dekady gospodarz sam inseminuje swoje zwierzęta, współpracując w tej kwestii z MCHiRZ w Łowiczu. Na skuteczne zacielenie zużywa obecnie 2,5–3 słomki. Część jałówek inseminowana jest nasieniem seksowanym.
Beata Dąbrowska