małopolskie
Po wielu staraniach, kilkukrotnym umawianiu się, różnych przeciwnościach losu spowodowanych pandemią i obowiązkami strażaków, wreszcie spotkanie doszło do skutku. Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie przez naczelnika Tomasza Siemkę, który opowiedział nam pokrótce działalność i historię zarówno samej jednostki, jak i muzeum. Ze słów naczelnika wynika, że jednostka została założona w 1895 r. przez ….. Początki były trudne, sprzęt ograniczony prawdopodobnie do sikawki konnej, wiader, bosaków i tłumic i to musiało wystarczyć do obrony przed ogniem w czasach, gdy większość zabudowań była drewniana i kryta strzechą. Dziś OSP Alwernia to 86 druhów, w tym 32 wyszkolonych druhen i druhów i trzy samochody w podziale bojowym.
– W ubiegłym roku nasza jednostka była 77 razy dysponowana do różnych zdarzeń – mówi pan Tomasz. – Trudno określić dużo to czy mało zważywszy, że każda akcja wiąże się z czyimś dramatem. Choć jesteśmy strażą pożarną, nasze działania są coraz rzadziej związane z gaszeniem pożarów. Teraz większy odsetek zdarzeń to wypadki drogowe, miejscowe zagrożenia i inne. Ostatnio zostaliśmy zadysponowani do usuwania skutków wiatrów, gradu i nawalnych deszczy, które nawiedziły gm. Chrzanów. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność, dlatego wciąż się szkolimy i podnosimy kwalifikacje, co 3 lata z kpp zdobywamy recertyfikację, bez której nie można być ratownikiem. Poza szkoleniami, na których poszerzamy wiedzę, organizujemy spotkania we własnym gronie i analizujemy różne przypadki. Mamy członków PSP, którzy przenoszą swą wiedzę na nasz grunt, co jest bardzo korzystne.
Bywa że druhowie spotykają się z niezrozumieniem, np. gdy ktoś zadzwoni na nr tel. strażnicy i zgłosi pożar dziwi się, że strażacy sami nie mogą podejmować decyzji o udziale w akcji ratunkowej, lecz muszą poczekać na dyspozycję z PSP. Dlatego dzwońmy pod numer alarmowy 997 lub 112.
Trzeba przyznać, że druhowie, to ludzie wyjątkowi, niczym wolontariusze, zawsze stają po stronie słabszego nie oczekując niczego w zamian. Żałują jednak, że młodzież się zbytnio nie garnie i strażacy przegrywają z telefonami i komputerami. Ale jest światełko w tunelu. – Współpracujemy z drużyną zuchów, którą prowadzi moja żona – mówi pan Tomasz. – Ja jestem strażakiem, żona harcerzem i bardzo byśmy chcieli, by zuchy w przyszłości zasiliły nasze szeregi bojowe.
Swój czas poświęcają również na dbanie o eksponaty zebrane w muzeum a jest ich ok. 1800. Pewnie gdyby nie to, wiele przedmiotów uległo by zniszczeniu. Muzeum zostało założone w 1953 r. przez mgr. Zbigniewa Gęsikowskiego a dziś utrzymywane jest przez członków OSP, można rzec, że istnieje dzięki grupie pasjonatów, którzy gromadzą zbiory, konserwują i każdą wolną chwilę spędzają w muzeum dbając o odpowiednie zabezpieczenie eksponatów. Najcenniejszą częścią zbiorów są pojazdy pożarnicze, gdzie na szczególną uwagę zasługuje Mercedes z 1926 r., jedyny tego typu pojazd w Polsce. Co zasługuje na uwagę to to, że większość stojących tu ponad stuletnich samochodów działa. Dzięki takim właśnie ludziom pamięć o dawnych minionych czasach wciąż jest żywa. Można porównać pracę strażaka ubiegłej epoki i dzisiejszego, zarówno warunki, jak i sprzęt. Jak powiedział pan Tomasz: im lepszy sprzęt, tym skuteczniejszy ratownik.
– Jest trochę ciasno, utrudniony mamy dostęp do niektórych pojazdów, których jest ponad 20 i naszym marzeniem jest rozbudowa muzeum –opowiada naczelnik. – Z własnych środków zaczęliśmy budowę, wylany został fundament, zbrojenie pod filary. Wydaliśmy na to co w ziemi, ponad 60 tys. zł, niestety zatrzymaliśmy się na tym poziomie z braku środków. Zaczęliśmy jeździć, szukać, pukać do różnych drzwi, wydeptaliśmy niejedną ścieżkę. Marszałek województwa małopolskiego zainteresował się naszym muzeum i mamy już podpisaną umowę użyczenia pod budowę. Jesteśmy dobrej myśli a muzeum z prawdziwego zdarzenia być może otworzy swe podwoje w 2023 r. Mamy wsparcie również wicemarszałka Łukasza Smółki, który jest strażakiem, co ważne, nie tylko urzędnikiem, co mówi samo za siebie.