warmińsko-mazurskie
Jonathan Humphrey przyjechał do Polski w 1996 roku, tuż po tym jak jego ojciec przejął po przetargu jedno z gospodarstw rolnych na Mazurach. Ten krok podyktowany był mocno rozprzestrzeniającą się w owym czasie w Anglii chorobą szalonych krów. Ich rodzinne gospodarstwo utrzymywało wtedy stado liczące 2000 sztuk bydła.
– Początki nie były łatwe. Pola były w fatalnym stanie. Nie były uprawiane od wielu lat. Były bardzo mocno zachwaszczone i silnie kwaśne, bo odczyn wynosił 3,8–4 pH. Do tego mieliśmy problem z maszynami, bo rozpoczynając gospodarowanie w Polsce sprowadziłem z Anglii tylko 260-konnego Magnuma 7250 i bronę talerzową Simba. Na stanie mieliśmy jeszcze pneumatyczny, sześciometrowy siewnik Accorda, z którym jeździł zakupiony Ursus. Wtedy to było wszystko – wspomina Jonathan Humphrey.
r e k l a m a
Steiger za 150 tysięcy dolarów
– Pierwszym zabiegiem wykonanym na zakupionych polach – jak wspomina rolnik – było totalne zniszczenie chwastów Roundoupem, a że gospodarstwo nie miało jeszcze na stanie opryskiwacza, to zadanie zostało wykonane maszynami z kółka rolniczego. Późnią jesienią pola zostały stalerzowane. Niestety pojawiły się przymrozki i przed zimą nic nie udało się zasiać.
Pola zostały obsiane dopiero wiosną rzepakiem jarym, który w żniwa był koszony zakupionym kombajnem Case IH Axial Flow. W między czasie rolnik rozpoczął kompletowanie parku maszynowego.
– Z firmy Agrohandler, która w tamtym czasie sprzedawała na naszym terenie maszyny Case IH dowiedziałem się, że do przejęcia jest potężny traktor Steiger, który został zamówiony przez jedną z firm na Węgrzech i która mimo wpłaty zaliczki zrezygnowała z jego zakupu – opowiada Jonathan Humphrey. – Dzięki temu we wrześniu 1997 roku do gospodarstwa trafił potężny traktor, idealny do wykonywania najtrudniejszych zadań. Pamiętam, że zapłaciłem za niego 150 tys. dolarów brutto. Szacowałem że będzie w stanie pracować 20 lat, a dzisiaj ma już kilka lat więcej, 13 000 motogodzin przebiegu i wciąż świetnie się sprawdza. Co prawda dziesięć lat temu miał naprawiany silnik, ale awaria pojawiła się z naszej winy. Specjaliści z firmy Cummins, którzy remontowali motor, powiedzieli, że jak będziemy dbali o oleje i regularnie wykonywali przeglądy silnika, to ten ciągnik bez problemów nakręci kolejnych kilka a nawet kilkanaście tysięcy motogodzin. Warto dodać, że jego skrzynia biegów, mosty napędowe czy hydraulika nie były jeszcze naprawiane. A komplet opon był wymieniany tylko raz.
Aby traktor miał z czym pracować, Jonathan Humphrey kupił 12-metrowy siewnik. Choć sygnowany jest marką Case IH, to jego producentem jest firma Concord z amerykańskiej Dakoty Północnej. Maszyna jest zbudowana tak, że ma rozstawione w trzech rzędach redlice, za którymi jest brona wyrównująca pole i prowadzone są koła dogniatające. Przy każdej z redlic zamocowany jest przewód doprowadzający nasiona. Te pobierane są ze zbiornika, który ma własny układ jezdny. Koła są skrętne. Są też napędzane, co jest zasługą tego, że na siewniku nabudowany jest dwucylindrowy silnik diesla Lombardini o mocy ok. 28 koni, który zasila również dmuchawę.
– Zasialiśmy nim już około 15 000 hektarów. Wykorzystywaliśmy go również jako kultywator na kilku tysiącach hektarów. A mimo tego żadnych poważnych awarii w nim nie było, poza wymianą drobnych elementów typu łożyska, pasy klinowe czy uszczelki. To pokazuje jak doskonała jest ta maszyna – dodaje rolnik.
Magnum i 15 500 motogodzin
Gospodarstwo w Parkoszewie ma na stanie sześć ciągników Case IH. Oprócz Steigera i wspomnianego Magnuma 7250, który ma już przepracowanych 15 500 motogodzin, posiada Magnuma Pro 7250 (276 KM), zakupionego pięć lat temu jako używany, który ma za sobą prawie 9000 godzin pracy, dwa traktory MX135 (135 KM) z 1999 i 2000 roku – oba z przebiegiem na poziomie 11–12 tys. motogodzin – oraz kupioną niedawno Pumę 200, która ma tylko 80 godzin przebiegu. Skąd taka popularność tej marki w gospodarstwie? – dopytujemy.
– Kiedy zaczynałem gospodarowanie w Polsce w 1996 roku, w tym regionie znajdowało się wyłącznie przedstawicielstwo firmy Case IH – komentuje rolnik. – Dopiero dwa lata później zaczęły się pojawiać w naszych okolicach inne marki. I to jest odpowiedź. Niemniej traktory Case IH sprawdziły się. Ich mocną stroną jest solidne wykonanie i prosta konstrukcja. Nie spalają dużo paliwa, bo nawet największy Steiger napędzany sześciocylindrowym 14-litrowym Cumminsem z podczepionym 12-metrowym siewnikiem na godzinę nie spala więcej niż 40 litrów oleju napędowego, ale w godzinę jest w stanie wysiać zboża na 8 hektarach. W przeliczeniu na wykonaną pracę spala więc tylko 5 litrów oleju napędowego na hektar!
r e k l a m a
"Trzeba być konsekwentnym"
Jonathan Humphrey od początku postawił na uprawę uproszczoną. Wysiewa zboża, rzepak i bobik. Liczy koszty i stara się je ograniczać, dlatego wedle jego wyliczeń, jest na plusie nawet wtedy przy plonach na poziomie 5,5 t/ha pszenicy, 2,5 t/ha rzepaku i ok. 2,2 t/ha bobiku.
– Rolnictwo to biznes długoterminowy i często bywa tak, że gdy dzisiaj inwestujemy, to profity zbieramy dopiero za kilka, kilkanaście lat. W moim gospodarstwie doprowadzenie gleby do odpowiedniej kultury zajęło aż 12 lat! Dlatego – jak radzi Jonathan Humphrey – wprowadzając uprawę uproszczoną trzeba być konsekwentnym i nie można się zrażać pierwszymi niepowodzeniami. Z doświadczenia wiem, że podstawą sukcesu uprawy uproszczonej jest uregulowanie odczynu gleby, bo gdy pH będzie niekorzystne, rośliny zwykle będą reagowały znacznym spadkiem plonu. Istotna dla prawidłowego wzrostu i rozwoju roślin przy tym systemie jest też odpowiednia zawartość próchnicy w glebie.
Rolnik kieruje się zasadą, że im prostsza uprawa, tym lepsza. Dlatego stara się ograniczać ilość przejazdów po polu do niezbędnego minimum, bo twierdzi, że każdy wjazd ciągnikiem na pole ugniata glebę i niszczy jej strukturę. A w uprawie uproszczonej – jak dodaje – chodzi o to, aby obchodzić się z glebą tak, żeby ingerować w nią jak najmniej, bo dzięki temu zwiększa się intensywność życia biologicznego. Rośnie populacja dżdżownic, które przerabiają resztki pożniwne, a drążąc długie korytarze nie tylko spulchniają glebę, ale również powodują jej napowietrzenie.
– Testuję różne sposoby uprawy i siewu. W tym roku planuję na przykład zasiać część pszenicy bezpośrednio po rzepaku. Zobaczymy co z tego wyjdzie – dodaje Jonathan Humphrey. – Niemniej przez lata wypracowałem sobie pewne standardy pracy. Przykładowo po zbierze rzepaku na pole wjeżdża ciągnik z sześciometrowym agregatem Väderstad TopDown 600, który poruszając się z prędkością 11–12 km/h miesza resztki pożniwne z glebą i wyrównuje pole. Głębokość pracy agregatu zależy od warunków, ale staram się nie puszczać go głębiej niż na kilkanaście centymetrów. Po tym przejeździe czekam aż wzejdą samosiewy, które po skiełkowaniu są niszczone Roundupem. Następnie wykonywany jest przejazd klasycznymi bronami zębowymi, które ma zastąpić zakupiona niedawno 12-metrowa brona mulczowa Bednar Striegel-Pro PE 12 000. Dopiero po tym przejeździe na polu pojawia się traktor z siewnikiem. TopDown wjeżdża również na ściernisko po zbierze pszenicy. W tym przypadku koszty pracy są minimalne, bo w jednym przejeździe ten agregat spulchnia rolę, wyrównuje ją, miesza resztki pożniwne, a także wysiewa rzepak. Współpracujący z nim Steiger spala 13–15 litrów paliwa na hektar.