lubelskie
Pan Radosław prowadzi gospodarstwo na ok. 60 ha ziem własnych i dzierżaw. Razem z gospodarstwem prowadzonym przez ojca, z którym wiele prac wykonują wspólnie, to ok. 100 ha. Rolnik ma do czynienia z dużą zmiennością glebową. Ma pod pługiem ziemię od I do V klasy bonitacyjnej. – Od czarnoziemu przez piaski, gliny, rędziny, po gleby torfowe – wylicza pan Radosław.
Najwięcej z tego jest ziem gliniastych. Zmienność glebowa występuje też w ramach pojedynczych działek. – Każde pole jest inne. Do każdego trzeba inaczej podejść, zastosować inną strategię. Bywa, że na jednym stanowisku zaczynam od piachu, wjeżdżam na glinę, po drodze jest torf, a potem znowu glina. O nudzie nie ma mowy – żartuje mój rozmówca.
r e k l a m a
Gospodarstwo z tradycjami
Produkcja nasienna ma w tym gospodarstwie duże tradycje. – Zaczynał dziadek, uprawiał warzywa już w latach 60 ub. wieku. Potem, w latach 80., rozpoczął uprawy na nasiona m.in. dla Centrali Nasiennej – wspomina pan Radosław. – Potem przejął to ojciec, teraz ja rozwijam firmę. Były takie sezony, że prowadziłem reprodukcję materiału siewnego dla kilku firm równolegle. W Polsce współpracowaliśmy już chyba ze wszystkimi podmiotami nasiennymi na rynku. Do tego dochodzą firmy niemieckie czy czeskie. Gatunkowo też chyba uprawialiśmy już praktycznie wszystkie warzywa.
W bieżącym sezonie w gospodarstwie rośnie przede wszystkim fasola, bób i dynia, ta ostatnia głównie na ziarno. – Ceny, jakie można uzyskać w reprodukcyjnej produkcji nasion stoją w miejscu, a koszty rosną. Dlatego coraz więcej naszej produkcji ma przeznaczenie konsumpcyjne. Tak też jest i w przypadku dyni, której od dobrych kilku lat w gospodarstwie siejemy najwięcej – wyjaśnia rolnik.
Są to zarówno odmiany populacyjne, jak i hybrydowe. – Co roku testuję nowe odmiany. Zajmuję się także sprzedażą materiału siewnego rolnikom, każdą nową odmianę chcę wcześniej sprawdzić. Bo katalog katalogiem, ale wolę wyrobić sobie własną opinię, zanim komuś będę doradzał w wyborze – wyjaśnia pan Radosław. I dodaje, że na rynku wciąż najpopularniejsza jest austriacka populacyjna odmiana Gleisdorfer. – Dobra, wiernie plonująca i z ładną pestką, niesprawiająca problemów przy zbiorze. Przy tym najtańsza. Nic dziwnego, że sprzedaje się jej najwięcej, choć sprzedaż odmian hybrydowych cały czas rośnie mimo znaczącej różnicy w cenie.
Pan Radosław uważa, że hybrydę za pierwszym razem najlepiej posiać na próbę. – Bo nie zawsze jest tak, że uzyskany plon jest znacząco wyższy niż w przypadku odmian populacyjnych. Znam gospodarstwa, gdzie hybryda się po prostu nie sprawdziła. Ja też nie obsiewam wszystkiego hybrydami. Byłby to zbyt duży wydatek. Tym bardziej, że dynia w niesprzyjających okolicznościach może wymagać przesiewania. W ub. sezonie musiałem przesiewać dynie posiane na zimnych ziemiach. Było bardzo długo mokro i zimno. To nie były warunki do kiełkowania dla rośliny ciepłolubnej. Za to doskonałe dla śmietki glebowej.
Nawet tonę z ha na piasku
Z siewem dyni nie ma się co śpieszyć, nasiona powinny trafić do ogrzanej gleby do ok. połowy maja, na głębokość 3–4 cm. Ważne, żeby gleba miała uregulowany odczyn. Tu trzeba pamiętać, że jak wszystkie dyniowate, dynia nie lubi chlorków, czyli wapnowanie przy użyciu chlorku wapnia powinno odbywać się z odpowiednio dużym wyprzedzeniem.
Typ i jakość gleb ma mniejsze znaczenie, choć oczywiście na glebach lepszych dynia plonuje wyżej. Najlepiej na przepuszczalnych i ciepłych. W gospodarstwie w Kryłowie średni plon z wielolecia to 1000 kg z ha.
– Gdy rozkład opadów i temperatura są sprzyjające, dynia może i na piasku dać tonę z hektara – mówi pan Radosław. – Ale gdy wody brakuje, może zrzucać nawet już wykształcone owoce, we wrześniu, czyli tuż przed zbiorem. Miałem taki przypadek.
r e k l a m a
Nawożenie i ochrona
Dynia musi wytworzyć dużą masę zieloną więc ma duże zapotrzebowanie na nawożenie mineralne. Jak w przypadku wszystkich roślin, gdzie liczą się nasiona, to potas i fosfor są najważniejsze. – Zapotrzebowanie dyni na te składniki jest porównywalne z burakiem cukrowym – stwierdza rolnik. – W przypadku potasu to nawet do 200 kg/ha w czystym składniku, fosforu ok. 140 kg/ha, azotu ok. 90–100 kg/ha. Fosfor i potas aplikuję przedsiewnie, azot różnie, w zależności od wybranej technologii i możliwości czasowych.
Co do przygotowania stanowiska do siewu, powinno być ono wyrównane, ale nie idealnie. – Dyni bardziej sprzyja lekka grudka niż rozpylenie. Przynajmniej w przypadku moich gliniastych gleb. Deszcze po siewie mogą ubić glebę i mocno utrudnić wschody – wyjaśnia pan Radosław. Dodaje, że w suche lata, a takich jest ostatnio coraz więcej, lepiej jest stosować orkę na stanowisko pod dynię wiosną a nie przed zimą. – Jeden warunek: po orce trzeba od razu jechać z agregatem i siać. Nie można dopuścić do utraty wilgoci.
Pan Radosław podkreśla, że dbanie o glebę, to podstawa każdej produkcji rolnej. Szczególnie, gdy część areału to zmieniające się dzierżawy. Akurat w tej kwestii współpracuje z Pawłem Sabą z Thorus Agro. – Gleba sobie bez rośliny poradzi, roślina bez gleby nie. Zajmujemy się optymalizowaniem procesów produkcji rolnej. Np. w gospodarstwie pana Radosława stosujemy technologię kombinowaną, czyli połączenie tradycyjnego nawożenia z preparatami poprawiającymi przyswajalność tych nawozów. To m.in. kwasy humusowe, bakterie, nawozy bazaltowe, nawóz organiczny.
Nie ma rejestracji
Poważnym problemem w uprawie dyni w Polsce są niewielkie możliwości zwalczania konkurencji chwastów. Nie ma bowiem zarejestrowanych herbicydów. Najgroźniejsze są chwasty konkurujące z dynią w pierwszych tygodniach jej wegetacji, do szóstego tygodnia po wschodach. – Przy czym największym zagrożeniem są chwasty jednoliścienne – stwierdza pan Radosław. – O ile dwuliścienne nie zagłuszą całkowicie dyni, to trawy mogą być poważnym problemem. Dlatego bardzo ważne jest utrzymanie pół czystych, w wysokiej kulturze, bo nie ma innych, poza mechanicznymi, metod zwalczania chwastów. Pan Radosław zaznacza, że zagrożeniem dla dyni w jego okolicy jest wyczyniec polny. Ten pojawiający się lokalnie chwast występuje w okolicy Kryłowa w dużym nasileniu. – Na szczęście udaje się go zwalczać pielnikiem – stwierdza rolnik.
Znaczenie ma rozstawa rzędów. Mniejsza sprawia, że dynia szybciej zakrywa międzyrzędzia i w efekcie konkurencja chwastów szybciej ustaje. – W moim przypadku dostosowuję rozstawę do sześciorzędowego pielnika, którym mechanicznie zwalczam chwasty. Rozstawa wynosi 80 cm – mówi pan Radosław. – Jeden przejazd jest obowiązkowy. Jeśli wystarczy czasu, żeby przejechać jeszcze raz, zanim wzrost dyni to uniemożliwi, znakomicie.
Kolejna sprawa to przedplon. Dynię warto wysiać na stanowisku po zbożach czy kukurydzy, gdzie chwasty dwuliścienne zostały skutecznie ograniczone. Lepiej unikać jako przedplonu rzepaku, bo walka z jego samosiewami jest trudna.
– Taka sama sytuacja jak z herbicydami dotyczy ochrony grzybowej i zwalczania szkodników – mówi pan Radosław. W przypadku dyni na ziarno nie jest to jednak problem tak znaczący, jak w przypadku ochrony herbicydowej. – Nigdy nie pryskam dyni na ziarno fungicydami. Straty spowodowane przejazdem powodującym uszkodzenia części pędów byłyby znacznie większe niż skutki zwalczania dającego się zaobserwować mączniaka prawdziwego. Tak samo sytuacja wygląda w przypadku szkodników.
Warto też wspomnieć, że w przypadku uprawy dyni podstawa to własna suszarnia lub zapewniony do niej dostęp od razu po zbiorze. Ziarno nie może czekać na suszenie.
Zobacz także
Alternatywa dla tradycyjnej produkcji
Dynia na ziarno to przykład uprawy wciąż niszowej, w tym sezonie obsiano w Polsce niecałe 5 tys. ha. Przykład pana Radosława dowodzi, że przemyślana strategia polegająca m.in. na świadomej rezygnacji z najbardziej popularnych upraw, może przynieść bardzo korzystne wyniki. – Mam pod pługiem za mało hektarów, żeby uzyskiwać odpowiedni dochód ze zbóż czy rzepaku. Uprawa pszenicy czy buraków cukrowych na moim areale nie gwarantuje finansowego bezpieczeństwa – mówi rolnik, który cztery lata temu ostatecznie zrezygnował z tej drugiej rośliny. Od tamtej pory uprawia już praktycznie wyłącznie warzywa, wśród których przeważa dynia.
Ceny ziarna dyni na wolnym rynku różnią się w zależności od roku, ale przy założeniu, że nie trzeba zapłacić za usługowe suszenie ziarna, w dobrym roku można myśleć o zysku na czysto nawet w wysokości kilku tysięcy złotych z hektara.