Tylko od 20 lipca potwierdzono 15 nowych ognisk ASF u świń. Łącznie odnotowano ich w tym roku już 40. To ponad dwukrotnie więcej, niż było w tym samym czasie w ubiegłym roku. Głównie dotyczą one mniejszych stad liczących po kilkadziesiąt świń. Najwięcej ostatnio stwierdzonych zachorowań wystąpiło w powiecie mieleckim w województwie podkarpackim. Ponadto ogniska stwierdzono także w powiecie lubaczowskim w Podkarpackiem, w powiatach nowotomyskim i rawickim w Wielkopolskiem, w powiatach górowskim i polkowickim w Dolnośląskiem, w powiecie mławskim w województwie mazowieckim, w powiecie tarnowskim w Małopolskiem, w powiecie biłgorajskim w województwie lubelskim oraz w powiecie nowomiejskim w Warmińsko-Mazurskiem.
Szczególnie niepokojący jest fakt pojawienia się ogniska w powiecie rawickim w Wielkopolsce, gdzie znajduje się duże zagłębie produkcji trzody chlewnej. Włączenie do stref zagrożenia afrykańskim pomorem świń również części powiatów gostyńskiego oraz leszczyńskiego powoduje, że wielu producentów świń obejmą utrudnienia w obrocie zwierzętami oraz niższe stawki za tuczniki. Zresztą w całym kraju rozszerzane są poszczególne strefy ASF. Coraz więcej jest obszarów czerwonych, a strefa niebieska łączy już wschód kraju z zachodem, przebiegając środkowym pasem przez województwa wielkopolskie i łódzkie.
Zagłębia znalazły się w strefach
Wirusa afrykańskiego pomoru świń nie stwierdzono jeszcze ani u dzików, ani u świń w Kujawsko-Pomorskiem, niemniej kilka powiatów z tego województwa znalazło się w strefie niebieskiej ASF – w związku z ogniskami, które wystąpiły na Warmii i Mazurach w niedalekiej odległości od granicy województwa kujawsko-pomorskiego, a także w okolicach Żuromina (województwo mazowieckie). Obszarem niebieskim zostały w związku z tym objęte powiaty brodnicki, grudziądzki, wąbrzeski i rypiński. Na obszarze objętym restrykcjami znajduje się około 2,2 tys. stad, w których utrzymywanych jest prawie 290 tys. świń.
Stale rośnie też liczba ognisk ASF u dzików. Ogółem odnotowano ich w 2021 roku 1880. Szczególnie dużo zachorowań jest na zachodzie kraju. Rolnicy mają więc powody, by obawiać się, że pomimo wszelkich zabezpieczeń bioasekuracyjnych chlewni ochrona stad przed wirusem może być niewykonalna. Kluczowym elementem walki z ASF, oprócz bioasekuracji, jest bowiem zdecydowana redukcja populacji dzików i zbieranie truchła. Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) wyraźnie wskazuje na populację dzików jako rezerwuar wirusa. Krajowy Związek Pracodawców-Producentów Trzody Chlewnej po raz kolejny zaapelował o przedstawienie długofalowej strategii redukcji populacji dzików, zwracając się tym razem do ministra klimatu i środowiska z prośbą, aby podejmowane działania nie miały tylko charakteru incydentalnego, gdyż w przeciwnym razie trudno będzie kontrolować zwalczanie wirusa ASF w kraju i ochronić przed klęską sektor produkcji trzody chlewnej.
ASF zbliża się do Stanów Zjednoczonych
Sytuacja związana z rozprzestrzenianiem się ASF staje się coraz bardziej krytyczna na całym świecie. Po opanowaniu przez wirusa Azji może się okazać, że teraz przyszedł czas na kontynent amerykański. Afrykański pomór świń dotarł bowiem już do Ameryki Środkowej. Laboratorium diagnostyczne Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych (USDA) potwierdziło wirusa w próbkach pobranych od świń na Dominikanie w ramach prowadzonego wspólnie z tą republiką programu nadzoru. W prowincjach Sánchez Ramírez i Montecristi od świń podejrzewanych o chorobę pobrano 389 próbek do badań, spośród których 273 okazały się pozytywne.
W prowincji Sánchez Ramírez utrzymywanych jest 15 tys., a w Montecristi około 4,6 tys. świń. Dominikana nie jest wielkim producentem trzody chlewnej – w całym kraju utrzymuje się około 2 mln świń – jednak wystąpienie choroby w tym regionie stanowi olbrzymie zagrożenie, ze względu na niewielką odległość, dla światowych producentów, takich jak Stany Zjednoczone, Kanada czy Brazylia. Jak poinformowała Amerykańska Inspekcja ds. Zdrowia Zwierząt i Roślin, import wieprzowiny i produktów wieprzowych z Dominikany został już wcześniej zablokowany ze względu na ryzyko przeniesienia innych chorób świń do USA. Departament Bezpieczeństwa Krajowego nasilił teraz dodatkowo kontrole na granicach i lotniskach, tak aby wirus ASF nie przedostał się z Dominikany. Inspekcja twierdzi, że nawet śmieci z samolotów wracających z wyspy będą utylizowane w taki sposób, żeby zapobiec przeniesieniu wirusa.
Stany Zjednoczone, obawiając się zawleczenia afrykańskiego pomoru świń na ich terytorium, już wcześniej analizowały możliwości przedostania się wirusa wraz z importowanymi surowcami paszowymi, zwłaszcza z Chin, i poszukiwały rozwiązań, które pomogą zmniejszyć to ryzyko. Od dawna wprowadzają różne środki zapobiegawcze. W momencie pojawienia się wirusa afrykańskiego pomoru świń w USA ogromnym problemem mogą okazać się dziki oraz dzikie świnie, których różne krzyżówki występują w Ameryce Północnej. W Teksasie populacja tych zwierząt przekroczyła 2,6 mln sztuk.
Zdaniem ekspertów kontrolowanie zdziczałych świń w USA i Kanadzie stanowi coraz większy problem. Jeśli wirus dostanie się do licznej, szybko rozmnażającej się populacji, to choroba może za pośrednictwem tych zwierząt bardzo intensywnie rozprzestrzenić się w Ameryce Północnej. Tamtejsze służby zdają sobie sprawę, że redukcja populacji dzików do możliwie najniższego poziomu stanowi jeden z kluczowych elementów postępowania prewencyjnego. Jednak jak dotąd kontrola liczebności dzików w obu krajach nie przyniosła oczekiwanych rezultatów.
Kontrola rozrodu dzików
Kilkadziesiąt lat temu dziki sprowadzone z Europy do Kanady krzyżowano ze świniami. Niektóre z mieszańców uciekły, inne zostały uwolnione. Być może z powodu ostrych mrozów, które panują zimą w Kanadzie, dzikie świnie zaczęły przemieszczać się bardziej na południe. Amerykańscy urzędnicy monitorujący ruchy dzikich świń informowali o zauważalnej zwiększonej migracji tych zwierząt. Jak podają naukowcy z Uniwersytetu Saskatchewan w Kanadzie, zdumiewający jest wskaźnik ich reprodukcji. Dzikie świnie mają średnio 6 młodych w miocie, czasami więcej niż jeden miot rocznie i osiągają dojrzałość płciową w wieku około 6 miesięcy.
Rząd USA coraz poważniej podchodzi do zmniejszenia liczby tych zwierząt. W 2019 roku Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych ogłosił, że przeznaczy 75 mln dolarów na pilotażowy program redukcji populacji dzikich świń. W wielu częściach Stanów Zjednoczonych, pomimo oporu części społeczeństwa, popularne jest organizowanie sportowych polowań na dziki z użyciem helikopterów. Amatorzy takiego rodzaju sportu mogą chociażby w Teksasie wynająć helikopter i strzelać do dzików z powietrza. Jak donosi portal PigProgress, nawet połączenie planowych odstrzałów z polowaniami sportowymi sprawia, że każdego roku w Teksasie zabija się jednak w sumie tylko około 30 tys. dzikich świń.
W redukcji populacji sprawdzają się odstrzał oraz pułapki i odłownie, ale Amerykanie testują także stosowanie środków antykoncepcyjnych dla knurów. Preparaty dodawane do paszy mają hamować funkcje rozrodcze samców i w ten sposób ograniczać wzrost liczebności dzikich świń. Jak podaje portal PigProgress, nowe rozwiązanie wprowadzono w czerwcu tego roku w Teksasie. Środek o nazwie HogStop ma zmniejszać o 60% ruchliwość plemników i powodować w nich zmiany morfologiczne, co ostatecznie ogranicza płodność. Efekty zaobserwowano nawet u dzików, które pobierały produkt tylko przez 5 dni.
Antykoncepcja z paszą?
Aktywne składniki preparatu opisane są jako mieszanka naturalnych surowców niezawierająca hormonów ani substancji zaburzających gospodarkę hormonalną. Jak zapewniają twórcy preparatu, pozostają one w jądrach i nie przemieszczają się do organizmu. Produkt jest obecnie wdrażany w Teksasie, ale oczekuje się, że zainteresują się nim także inne stany. Ma to być jedno z rozwiązań na zmniejszenie populacji dzików, a wraz z tym ewentualne ograniczenie roznoszenia wirusa ASF.
Jak wyjaśnia dr Tomasz Podgórski z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, tego typu produkty są dozwolone w Stanach Zjednoczonych, natomiast nie są dopuszczone w Unii Europejskiej czy Wielkiej Brytanii. Jak sam przyznaje, zauważalne jest większe zainteresowanie tego typu produktami w USA, gdyż niedawno uczestniczył w seminarium poświęconym właśnie tematowi zastosowania antykoncepcji u dzików.
– Środki, które mogą hamować cykl rozrodczy loch albo produkcję plemników u samców, są opracowywane w Stanach Zjednoczonych od wielu lat, natomiast nie są używane komercyjnie. Wszystko jest raczej w fazie testów i badań. Trudno więc określić, na ile ta metoda będzie skuteczna w szerokim zastosowaniu – twierdzi Tomasz Podgórski.
Dużym problemem pozostaje podanie produktu wraz z paszą. Dziki muszą być karmione wówczas tylko z wykorzystaniem specjalnie zaprojektowanych karmników, tak aby trzymać z dala od paszy wszystkie inne dzikie zwierzęta. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że samce innych gatunków, takich jak chociażby jelenie, mogą podobnie zareagować na środek antykoncepcyjny, jeśli zjedzą go wystarczająco dużo. Firma rekomenduje przy tej metodzie antykoncepcji przystosowany podajnik paszy o nazwie Barclay Feeder, który pozwala wejść tylko dzikom i jest wyposażony z przodu w tzw. kratkę zapachową, aby zwabić te zwierzęta. Muszą one ryjem podnieść ciężką zapadnię, aby dostać się do karmy. Generalnie polecane systemy żywienia utrzymują z dala od paszy większe zwierzęta. Czasami mogą być wyposażone w zdalne monitorowanie karmnika i poziomu paszy.
Kombinacja metod najefektywniejsza
– Zapewne jest to jeden z kierunków, w którym powinni podążać naukowcy, jednak obawy, aby nie zaszkodzić innym zwierzętom, mogą ograniczać wykorzystanie tej metody na masową skalę. W teorii preparat podany z paszą nie powinien być dostępny dla innych gatunków, ale nie wiadomo, jak będzie w praktyce. Minusem antykoncepcji knurów są też małe szanse, aby podać środek wszystkim odyńcom w danej okolicy. Jeśli zostanie choćby kilka samców, to i tak będą w stanie pokryć lochy. Tutaj rodzi się kolejne pytanie o koszty takiego działania: czy nie przewyższą one znacząco uzyskanych korzyści? Chyba dużo lepsze byłoby skupienie się na antykoncepcji samic, która miałaby długotrwałe działanie, ale z tego, co mi wiadomo, są to preparaty typowo hormonalne – mówi specjalista z Białowieży.
Ograniczeniem w wykorzystaniu środków antykoncepcyjnych z karmą jest odsetek zwierząt, którym uda się skutecznie go podać. Bardzo duża liczba karmników rozmieszczonych w terenie z pewnością zwiększa szanse powodzenia, aby każdy potencjalny dzik mógł pobrać preparat, ale wiąże się z ogromnymi kosztami. Odstrzał wciąż wydaje się więc najefektywniejszą metodą redukcji populacji dzików. Nie wyklucza to jednak stosowania połączenia różnych, wzajemnie uzupełniających się sposobów, które będą skutecznie ograniczały szybko rosnącą liczebność tych zwierząt. W dobie szerzenia się epidemii ASF nie należy rezygnować z żadnej z metod. Póki co jednak, w naszych realiach i warunkach prawnych należałoby przede wszystkim zwiększyć efektywność polowań, o co apelują organizacje rolnicze i producenci trzody chlewnej.
– Nie należy odrzucać dodatkowych rozwiązań wspierających redukcję populacji dzików, jednak przeprowadzane dotychczas analizy wskazują, że antykoncepcja może zwiększyć poziom redukcji liczebności o średnio 20% (pod warunkiem sterylizacji 40% loch) w stosunku do odstrzału, który w obecnych warunkach wydaje się najefektywniejszy – podsumowuje dr Podgórski.
Dominika Stancelewska