wielkopolskie
– Zarówno my, jak i krowy uczymy się nowych warunków doju automatycznego. Przełomowym momentem będzie czas, gdy wszystkie krowy wycielą się w nowym obiekcie i kolejną laktację zaczną na robocie. Bo sztuki, które przeszły na robota w szczycie laktacji spadły z mlekiem i już nie wróciły do wcześniejszej wydajności – powiedział Krzysztof Rudowicz dodając, że robot udojowy to duże ułatwienie w codziennych obowiązkach, a sam dój automatyczny w jego przypadku nie wymusił lawinowego brakowania krów ze względu na złe ułożenie strzyków czy też nieodpowiednią ich długość. Rolnik z tych względów pozbył się tylko jednej sztuki. Jednak już od kilku lat dobierał nasienie buhajów polecanych do doju robotem, osobiście wykonując zabiegi inseminacji.
Dzięki przejściu z hali udojowej na robota zwiększyła się częstotliwość doju przeciętnej krowy z 2 do 3,5 raza na dobę. Ma to zarówno swoje zalety, jak i wady.
– Tak częsty dój spowodował, że wymiona krów są zdrowsze, bo nie są przeciążone, skutkuje to większą odpornością na mastitis i łatwiejszym poruszaniem się. Przy hali udojowej krowa idąc do doju dźwigała w wymieniu 20 kg mleka, a teraz 10 kg. Jednak ma to też swoje wady. Krowy odzwyczaiły się od dźwigania mleka i gdy tylko zdarzy się sytuacja, że nie mogą wejść do robota tak często jak zazwyczaj, to od razu puszczają ze strzyków mleko, na co tylko czekają drobnoustroje chorobotwórcze, mające ułatwiony dostęp do kanału strzykowego – wyjaśnił Krzysztof Rudowicz dodając, że do tej pory miała miejsce jedna drobna awaria i choć serwis zareagował natychmiastowo, to nie obyło się bez trzygodzinnej przerwy w doju, co już u niektórych krów spowodowało przedwczesne wypływy mleka z wymienia.
r e k l a m a
Spóźnialskie trzeba podgonić
Bardzo pomocna przy codziennym użytkowaniu robota jest lista krów, które spóźniają się do doju. Krzysztof Rudowicz kontroluje tę listę dwa razy każdego dnia i jeśli są takie sztuki to musi je znaleźć i podgonić do robota udojowego. Średnio dziennie są 2–3 takie sztuki.
– Do doju spóźniają się tylko te krowy, które dają mało mleka, czyli są w końcowej fazie laktacji. Noszą stosunkowo mało mleka w wymieniu, co im nie przeszkadza, ponadto mają już mniejszą zachętę na robocie w postaci zminimalizowanej dawki paszy treściwej – wyjaśnił rolnik.
Nową oborę hodowcy zasiedlili w listopadzie poprzedniego roku. Docelowo w doju ma być 70 krów, bo więcej sztuk robot nie wydoi. Budynek został tak zaprojektowany, że zmieszczą się w nim zarówno krowy, jak i jałówki, a nawet cielęta. Wchodząc do budynku po lewej stronie znajduje się cielętnik z odpajalnią automatyczną Urban, a po prawej stronie porodówka na głębokiej ściółce. Za cielętnikiem zlokalizowano sektor dla jałówek i krów zasuszonych, gdzie obszar legowiskowy stanowi głęboka ściółka, a przy stole paszowym zamontowano ruszta betonowe. Naprzeciwko jałówek największą część obory zajmują krowy dojne, mające do dyspozycji boksy legowiskowe wyłożone materacami, a posadzkę szczelinową, po której się przemieszczają regularnie czyści robot Lely Discovery.
Miejsce w starej oborze zwolnione przez krowy i jałówki zajęły opasy. Teraz Krzysztof Rudowicz nie sprzedaje małych buhajków, a wszystkie opasa do wagi ciężkiej. Produkcja żywca wołowego stała się dodatkowym źródłem dochodu bardzo dobrze uzupełniającym się z produkcją mleka.
Zimą testowali paszowozy
Choć Krzysztof Rudowicz złożył stosowny wniosek, to nie uzyskał dofinansowania ani na budowę, ani na wyposażenie nowej obory, jednak i tak jest zadowolony, gdyż zdążył z inwestycją na ostatni moment przed ogromnymi podwyżkami cen materiałów budowlanych. Jak szacuje hodowca, za ten sam obiekt dziś musiałby zapłacić 40–50% więcej.
Nowa i większa obora wymagała też większego wozu paszowego, dlatego Krzysztof Rudowicz całą zimę przeznaczył na testowanie maszyn służących do przygotowania dawki TMR. W sumie przetestował 7 różnych modeli.
– Najlepiej na testach wypadł paszowóz polskiej produkcji od firmy A-Lima-Bis, a dokładnie jest to model Evolution Pro 14 Twin. Ma dwa ślimaki pionowe i 14 m3 pojemności, a jego poprzednik posiadał jeden ślimak przy pojemności 8 kubików. Jesteśmy zadowoleni ze struktury dawki, szybkości mieszania oraz jakości wykonania paszowozu, która nie odbiega od droższych zachodnich marek – przyznał rolnik dodając, że pionowe wozy paszowe są tańsze w eksploatacji niż poziome.